środa, 26 września 2018

Alan Cole nie jest tchórzem!





Tytuł: Alan Cole nie jest tchórzem
Autor: Eric Bell
Wydawnictwo: YA!
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 246

Monitorując rynek wydawniczy, z uśmiechem obserwuję coraz więcej wypuszczanych pozycji o tematyce LGBT oraz rosnące nimi zainteresowanie. Dużo mówi się o takich tytułach jak Simon oraz inni Homo Sapiens, Will Grayson, Will Grayson czy ostatnio wydanej Zostawiłeś mi tylko przeszłość. Temat przestaje szokować i spotyka się z coraz większym zrozumieniem, więc nic dziwnego, że pojawiają się kolejne pozycje. Nie spodziewałam się jednak, że przeczytam o problemie coming out… z perspektywy dwunastolatka

Przejście przez szkołę średnią nie jest łatwe, zwłaszcza, jeżeli nie chce się rzucać się w oczy. Alan Cole wie o tym doskonale, dlatego swojej sympatii rzuca tylko ukradkowe spojrzenia w zatłoczonej stołówce. W połączeniu z historią jego wyszukiwarki: ,,Co zrobić, gdy spodoba mi się inny chłopak, nękający go na każdym kroku starszy brat Nathan, szybko odkrywa największą tajemnicę  Alana i… posuwa się do szantażu. Zmusza go do udziału w ostatecznej rozgrywce znienawidzonej gry ColevsCole, w której stawką jest jego tajemnica. Tyle tylko, że Alanowi nigdy nie udało się wygrać i wykonać większości rzeczy wymyślonych przez brata. Czy sprosta siedmiu niemal niemożliwym do wykonania zadaniom?

NIEjestemtchórzem

Zdawać by się mogło, że autor skupi się na coming oucie i wątku homoseksualizmu, ale on dojrzewa gdzieś w tle, podsycany przez grę, którą prowadzą bracia. Oprócz tego przyglądamy się trudnym relacjom rodzinnym w domu Alana oraz jego relacjom z przyjaciółmi. Śledząc toksyczną atmosferę w domu, jesteśmy zaskoczeni wzajemnymi stosunkami członków rodziny i pod ogromnym wrażeniem, pogody ducha i siły charakteru, którymi wykazuje się Alan. Ojciec wywiera olbrzymią presję na obu synów, oczekując od nich zadowalających wyników i prezentacji społecznej, nie szczędząc przy tym uszczypliwości, niemiłego komentarza i… faworyzując młodszego syna, poniżając jednocześnie starszego. Sfrustrowany Nathan, który tęskni za czasami, kiedy cieszył się ciepłymi uczuciami ze strony rodziców i skupioną na sobie uwagą, wyładowuje złość i rozżalenie na bracie poprzez przemoc i znęcanie się nad nim. Wycofana matka, odcięta od swojej rodziny i stłamszona przez męża obserwuje wszystko biernie z boku.

Alan przytłoczony swoją rozwijającą się seksualnością i wyłaniającą się orientacją seksualną, którego artystyczne talenty są przedmiotem drwin ojca, znajduje oparcie w dwójce przyjaciół. Madisonie- który ma dla każdego dobrą radę i wielką dozę kultury i który boryka się z otyłością, oraz Zacka, który nie potrafi ogniskować uwagi, a jego myśli są niczym stado ptaków. Okazuje się, że dwójka znajomych, odrzucona przez szkolną społeczność okaże się dużą pomocą w grze oraz prawdziwymi przyjaciółmi, którzy będą wspierać go w tym, jaki jest naprawdę.

Przywołaj mnie do porządku, kiedy zejdę z drogi.

Poznajemy historię z perspektywy dwunastolatka i bynajmniej nie jest infantylna, ponieważ Alan jest bardzo dojrzały jak na swój wiek. Powiedziałabym, że jest starszy i myślę, że byłby to dobry zabieg. Powiedzmy, czternaście lat, byłoby właściwszym wiekiem na odkrywanie preferencji i wyłaniającej się seksualności. Jestem jednak w stanie przymknąć na to oko, bo Alan to wycofany dzieciak, introwertyk i osoba wrażliwa, jego przemyślenia są wiec jak najbardziej na miejscu. Język jest prosty, łatwy w odbiorze, adekwatny do wieku narratora, ale przy tym z zainteresowaniem śledzimy to, co chłopak ma do powiedzenia.

To coś więcej niż książka o coming oucie. Znajdziemy tu przede wszystkim poszukiwanie: samego siebie i wspierającego otoczenia, jakie potrzebne jest młodym ludziom. Oraz naukę i rozwijanie dumy z tego, kim  naprawdę się jest. Mało rzeczy jest tu czarno-białych i chociaż pewne rzeczy są niewybaczalne, obserwujemy przemianę bohaterów negatywnych. Zarówno ci młodsi jak i starsi uczą się, że najważniejsze jest bycie sobą, rozwijanie swoich możliwości i nie tłamszenie innych w tym, co ich od nas różni. Łatwo jest osądzać, trudniej zaakceptować. Ale okazuje się to możliwe.
Nie trzeba być kimś bardzo głośnym, by zmienić świat. Wystarczy tylko…

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu:

YA!



11 komentarzy:

  1. Coraz bardziej mnie ta książka intryguje, dopisałam ją do swojej listy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, jest krótka i mimo pewnej prostoty, na pewno nie jest stratą czasu :D

      Usuń
  2. Bardzo się cieszę, że powstają takie pozycje na rynku :) Zawsze dobrze przeczytać coś, co uczy nas tolerancji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Takie książki oprócz tego, że są całkiem nieźle napisane, niosą ważny przekaz podany w bardzo przystępnej formie C:

      Usuń
  3. Ja się cieszę, że jest coraz więcej takich książek, ale jakoś nie mogę się za nie zabrać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, dostępne na rynku pozycje nie są ciężkie, przyjemnie je się czyta, a sam wątek LGBT nie determinuje treści książki, jest bardzo umiejętnie wpleciony i przedstawiony. Autorzy robią to naprawdę z dużym wyczyciem, podsuwając tolerancję nienachalnie, ale sysyematycznie!

      Usuń
  4. Czarno białej rzeczy dotyczą raczej bajek. Dobrze, że tutaj z nich zrezygnowano. Chętnie przyjrzałabym się także tej przemianie negatywnych bohaterów. Książki czytać nie planowałam...ale teraz mam na nią chęć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Od jakiegoś czasu mam tę książkę na uwadze, ale właśnie to, że to dwunastolatek odkrywa swoją orientację i jest jej pewny w sporym procencie lekko mnie zastanawia. Hmm... Możliwe, że będę miała z nim ten sam problem, co z główną bohaterką „Milion odsłon Tash”, ale nie ma ryzyka – nie ma zabawy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Intryguje, nie znałem wcześniej ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ostatnio polubiłam takie klimaty :) dopisuję do listy, jak każdą o podobnym temacie przewodnim :)

    OdpowiedzUsuń