Nie potrafię pisać opowiadań,
zawsze tak twierdziłam, mówi o sobie ,,ałtorka’’. Chociaż zadebiutowała
opowiadaniem i w trakcie tworzenia dotychczasowego zaplecza pisarskiego
nazbierała ich tyle, że wystarczyło na reprezentacyjny zbiór, którego…
Troszeczkę się obawiałam. Od dawna nosiłam się z zamiarem
poznania twórczości pani Marty Kisiel. ,,Pierwsze słowo’’ przeważyło szalę i
pomyślałam, że to będzie to. Od tego zacznę, ale nie byłam pewna czy odnajdę
się w zbiorze, który zahacza o wcześniejsze utwory, bez ich znajomości.
Brakowało mi podstawy- bałam się, że nie będę miała od czego się odbić i się
pogubię. Zamiast tego dostałam retrospektywę jej twórczości i szeroki przekrój
stylistyczny.
Tematyka jest różnorodna. Od
nawiedzonego burdelu, przez Lichotkę, miasto motyli i mgieł oraz szarą rzeczywistość.
W zbiorze jest to chwyt jak najbardziej dopuszczalny i na miejscu. Tutaj
opowiadania nie muszą się ze sobą łączyć- możemy książkę odkładać i odkrywać
kolejno nowe światy bez poczucia utraty ciągłości. I przekonać się o tym, że
autorka wychodzi daleko poza płytki humor. Może nie zawsze jest to wierzchołek
wyrafinowania jeżeli chodzi o rozwiązania, ale od podestu dzieli ją kawał
drogi.
- Dom
publiczny nawiedzony przez ducha zatwardziałej dziewicy?...
-Aha.
-Jasna
cholera…
-Aha.
Marta Kisiel umościła się wygodnie i nie bez sukcesów w
niszy fantastyki humorystycznej. A to bynajmniej nie jest proste lęgowisko. Na
szerokie grono odbiorców nie działa prostacki humor, ani delikatne meandry
sarkazmu- trzeba znaleźć złoty środek, żeby zadowolić każdego i pod pokrywą
śmiechu przemycić coś jeszcze, żeby utwór nie wywołał tylko głupiego uśmiechu.
Marta Kisiel jakimś sposobem utrafiła w ten środek i bezpiecznie balansuje. Bo
jej proza oprócz elementów humorystycznych zawiera także światotworzenie,
obyczajówkę i element grozy.
Niektóre z opowiadań, owszem, mają wymiar czysto humorystyczny,
jak ,,Rozmowa kwalifikacyjna’’ i wycelowane są w fanów fantastyki, dla których
ten hermetyczny humor będzie miał sens. Wiecie, to takie oczko puszczone w
stronę tych, co się w tym gatunku obracają i wiedzą o co chodzi, a trzecia
osoba ogląda się zdezorientowana, z czego, do licha, się śmieją. Ale jak
człowiek usiądzie i się na spokojnie zastanowi, to stwierdzi, że tam jest coś
więcej, że to ma sens i wychwyci drugie dno, które ma na celu coś więcej, niż
tylko rozbawić czytelnika. I uśmiechnie się smutno albo ze zrozumieniem. A może
popuka się w czoła, bo ,,ałtorka’’ robi czytelnika w bambuko. Sami rozsądźcie
czy znajdziecie tu coś ponad warstwę humorystyczną. Ja znalazłam, a nie
szukałam na siłę.
A
może, panie Hardagębo, od razu postanowi pan zmienić branżę?
Nie jest to humor w krzywym zwierciadle, który mógłby
odstręczać. Tutaj momentami jest groteskowo, momentami nieprawdopodobnie i
momentami rozbrajająco. Z zainteresowaniem sięgnę po kolejne utwory autorki,
żeby sprawdzić, jak humor wypadnie poprowadzony od początku do końca, a nie
tylko w krótkich utworach. Jeżeli ta równowaga się utrzyma, to nie mam się czym
martwić.
Tylko z czego bierze się krytyka
,,ałtorki’’, którą ja nazwałabym autorką? Te opowiadania i styl, jakim się
posługuje, jest humorystyczny- bo taki ma być. Nie każda książka zawiera
wynurzenia filozoficzne i patetyczne tony; czasem bohaterowie muszą się
przekwalifikować, bo nie ma już dla nich miejsca. Fantastyka humorystyczna to
nisza; nie wiem czemu, to temat na oddzielny post. Ale pisać w duchu tej niszy
to nie wstyd. Pisać dobrze- to jest coś. To nie Frank Herbert ani Neil Gaiman
moi drodzy.
-Kupiłaś
to? To?(…)Ten kawałek zarośniętej polany w samym środku lasu? Z jakąś spaloną
praktycznie do samych fundamentów ruderą
i udającym oczko wodne zzieleniałym bagnem, w którym zapewne czai się
rzęsistek i mocznik, i czort wie co jeszcze?(…)Ani żywej duszy w promieniu
kilkunastu kilometrów!
-No
właśnie!
Trochę dystansu do fantastyki jako gatunku, dystansu do
siebie jako czytelnika i możemy usiąść i rozmawiać o fantastyce humorystycznej.
I książkach Marty Kisiel. To będzie
ciekawa rozmowa.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Słyszałam dużo dobrych opinii o pisarce, choć tak naprawdę nie jestem nawet w stanie przypomnieć sobie, co napisała. Ogólnie zawsze planuję przeczytać te książki, ale wypadają mi z głowy albo przychodzą inne, które bardziej mnie ciągną. Sama na pewno wiesz, jak to jest :P
OdpowiedzUsuńMoże ta będzie dobrym początkiem na... kiedyś :)
Opowiadania są czasami specyficzne i zależy jak są napisane :-) Ciekawa propozycja, warta polecenia.
OdpowiedzUsuńMój blog: www.dajsiezlapacksiazce.blogspot.com
Kupiłaś mnie nawiedzonym burdelem - nie mogę tego nie przeczytać :D
OdpowiedzUsuńJeżeli kogoś nie kupuje nawiedzony dom publiczny, to nie wiem z jakiej gliny jest ulepiony :D
UsuńZa książki Marty Kisiel zabieram się tak długo, że aż wstyd🙈 Jednak jak zauważyła osoba wyżej- nawiedzony dom publiczny oraz miasto motyli i mgieł, to elementy, które razem z humorem "ałtorki" kupują mnie całkowicie. Chociaż przygodę z autorką planuję zacząć od "Toń" c:
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
Złodziejka zapisanych stron
Jeśli chodzi o Martę Kisiel, to czytaliśmy jedynie jej najnowszą książkę dla dzieci "Małe licho"
OdpowiedzUsuńNo nie...nadal to do mnie nie przemawia. No kurczę nie dam rady.
OdpowiedzUsuńMam straszną ochotę poznać twórczość autorki, tym bardziej, że wiele pochlebnych opinii już słyszałam. Lubię niekonwencjonalne podejście do tematu, lubię groteskę w książkach. Sama nie wiem na co jeszcze czekam... ;)
OdpowiedzUsuńNie znam tej autorki. Ciekawa jestem czy jej humor przypadłby także mi. A z tym czasami jest ciężko :D
OdpowiedzUsuńOkładka za to przepiękna:)