środa, 24 kwietnia 2019

Księga M, Peng Shepherd




To dopiero końcówka kwietnia, więc nie powiem, że to najlepsza książka 2019 roku. Ale wrócę do tej recenzji bliżej końcówki roku albo na początku przyszłego i być może wtedy te słowa padną. W tym tytule w ogóle pada dużo słów i wybrzmiewa wiele rzeczy i jeżeli część z nich uda mi się tutaj zamknąć, na pewno sięgniecie po tę książkę.

Przez Amazona okrzyknięta najlepszą powieścią science fiction i fantasy ubiegłego roku, tak naprawdę z science fiction… ma niewiele wspólnego, powiedziałabym nawet, że doszło tu do pomówienia. Lem by się żachnął. Elementy romansu przemycone pod płaszczem fantasy oraz dystopii, owszem. Zanim się obruszycie za to, że ktoś pogrzebał wasze wyobrażenia, dajcie sobie powiedzieć, że niepotrzebnie. Ja też nie tego się spodziewałam, a jednak... Wszystko jest dokładnie tak, jak być powinno. Nie wyobrażam sobie w tej powieści nic ponad to, co dostałam, ani nic mniej.

,,Kiedy znika cień zaczynasz odczuwać pewną pokusę.’’

Światem nie wstrząsnęła wojna. Nie było erupcji wulkanu, nie zatrzęsła się ziemia, niebo nie zagrzmiało. Nie zaatakowana z kosmosu. Wody nie wystąpiły z brzegów. Ulice nie spłynęły krwią. Hemu Joshi stracił cień. A razem z nim wspomnienia.
Indie. Brazylia. Boston. Apokalipsa zaczyna się subtelnie; na początku nikt nie myśli o niej w tej kategorii. Po prostu wraz z utratą cienia łatwiej się zapomina. Sęk w tym, że nie tylko o kluczach na kuchennym blacie, ale też o tym, że ogień parzy. Czasem nawet o tym jak należy zaczerpnąć tlenu. A człowiek przecież musi jeść i oddychać, żeby przeżyć .

Max i Ory świętują ślub przyjaciół, kiedy klęska zapomnienia obejmuje Boston. W opuszczonym hotelu gdzieś w Wirginii  znajdują azyl, otoczeni wspomnieniami i przyjaciółmi, którzy odchodzą. Podobnie jak cień Max. Wiedząc, że z każdym utraconym wspomnieniem stanowi coraz większe zagrożenie dla Ory’ego, Max odchodzi. Zdruzgotany Ory podąża tropem żony. Po drodze przyjdzie mu stanąć w szranki ze światem, w którym dawne zasady i prawo przestały obowiązywać.
Bezcieniści idą w jednym kierunku: na Południe, gdzie mają nadzieje znaleźć ratunek. Tylko czy Ory’emu uda się zdążyć na czas….nim Max utraci wszystkie wspomnienia?

,, – Jesteś dobrym człowiekiem – odrzekł świszczącym głosem.
– Może. – Amnezjak wzruszył ramionami. – Nie pamiętam. ‘’

Nie jest to postapo do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Nie ma kataklizmów, nie ma biologicznej katastrofy, człowiek nie nawalił. Nie. Tutaj kataklizm zaczyna się na poziomie ja-ja w wyniku utraty wspomnień i konotacji jakie ten uszczerbek niesie. Dopiero potem konsekwencje rozszerzają się na płaszczyznę człowiek-świat, a rykoszetem obrywa się jeszcze ludziom, którzy wciąż posiadają swoje cienie w relacji ja-bliski. Bo wyobrażacie sobie, że patrzy na was wasz partner albo przyjaciel, rodzina, ktoś kto znał was od podszewki i jesteście dla niego kimś całkowicie obcym? Nowością.

Do tej pory spotykałam się raczej ze schematem góra- dół, gdzie świat ,,rozpadał się’’ i człowiek musiał walczyć o przetrwanie, gdzie konieczna była adaptacja do nowych warunków, żeby przetrwać w rozpadającym się, kulawym, nieprzyjaznym świecie. Tutaj pniemy się od poziomu dół-góra, bo to człowiek jest prowodyrem zmiany. Jest coś nad ludźmi, naturalnie nie traci się cienia, ale w miejscu, którym jesteśmy, z którego obserwujemy jak rozpada się znany nam świat, wszystko zaczyna się od człowieka. To człowiek stoi w centrum.

Świat nie rozpada się z powodu szeroko pojętego kataklizmu, jak już napomknęłam. Rozpada się, bo ludzie nie pamiętają jak powinien wyglądać. Świat jaki znali powoli murszeje i zaczyna przybierać nowy kształt. Okazuje się, że w niezmienionym stanie trzymało go ludzkie pojmowanie i pamięć. Ale Shepherd obdarła z dotychczasowego kształtu nie tylko Ziemię.

Trąciła czułą strunę. Co definiuje człowieka? Czym był dla człowieka cień i dlaczego pociąga za sobą utratę wspomnień, i z jakiego powodu ta ,,przypadłość’’  zdaje się dotykać wyłącznie niektórych, a innych omija? Z początku Hemu Joshi staje się atrakcją na światowa skalę. Pielgrzymki ciągną do Indii, żeby na własne oczy ujrzeć człowieka bez cienia. Atrakcja najtrafniej określa to, czym początkowo była utrata cienia. Hemu znalazł się w centrum zainteresowania i nie jeden pragnął znaleźć się na jego miejscu, po czym wyklinał siebie samego za podobne pragnienia. Bo kuglarska sztuczka szybko przekształciła się w zbiorową tragedię i nikt nie potrafił odpowiedzieć jak ani dlaczego. Śmiech przekształcił się w grymas przerażenia. Wybrzmiało pytanie, jak odzyskać to, co utracone? Jak z powrotem zdefiniować jestestwo.

Historię poznajemy z kilku perspektyw, co pozwala nam dojrzeć skalę problemu i zrozumieć obie strony. Bezcienistych i tych, którzy mają cień. Tych, którzy zapominają i tych, którzy są zapominani. I tak poznajemy historię Max, która do ostatniej chwili pielęgnuje wspomnienie męża. Ory’ego, który rusza w straceńczą podróż za żoną i podejmuje najtrudniejszą walkę- jak długo walczyć o kogoś, kto go nie pamięta, ale on owszem? Człowieka, który utracił pamięć w wyniku wypadku, a nie utraty cienia, w skutek czego stracił wspomnienia, ale jest zdolny do ich tworzenia. Dziewczyny, która pokonuje kawał świata, żeby ocalić siostrę. Dialogi mogłyby być bardziej elastyczne i swobodne, ale z drugiej strony, na ile swobodnie można czuć się wśród ludzi, którzy zapominają i widzą świat inaczej? Niemniej jednak na poziomie tworzenia bohaterów wybucha supernowa. Poziom interakcji interpersonalnych to coś, co usadzi w miejscu nawet zagorzałego miłośnika akcji.

Bo wybuch nie prowokuje tu wybuchu, walący się budynek nie wywołuje efektu domino i nie ma ostrych zwrotów akcji, a jednak można powiedzieć, że świat wali się z hukiem. Do krzyku dołączają się kolejne jednostki i crescendo wybrzmiewa w pełni. Czy utrata wspomnień wystarczy, żeby bliski przestał być znajomy? Gdzie leży granica, która określa człowieka, którego znamy? Ile można zapomnieć, żeby nie stracić siebie? Rozwiązanie wydaje się wykraczać poza logikę, ale czasem wkrada się w kąt oka i… znika.

,,Rzecz jednak w tym, że… Surja jest bogiem słońca. A jego małżonka powstała z cienia.’’

Wiruje w baśniowym świecie indiańskich podań. Nie wiem czy świadomie, ale decydując się na baśniowy wtręt autorka wplotła go misterni w oniryczną wizję dystopijnego świata. I ten subtelny zabieg wkomponował się w całość, która wstrząsa czytelnikiem, ale nie poprzez bezpruderyjność i brutalność, tylko poprzez stanięcie przed nim i jedno krótkie: patrz. Ciężko odwrócić wzrok i nie zastanawiać się, gdzie leżą granice. Miłości. Człowieczeństwa. Świata. A granice są cienki i umiejętnie przetarte.

Przy największym staraniu nie da się przejść przez tę książkę bezrefleksyjnie. Nikt z takim wyczuciem i  płynnością nie powalił za jednym zamachem świata i człowieczeństwa jak Peng Shepherd. Jeżeli tak książka nie stanie się literackim wydarzeniem tego roku, to ja również wystaram się o utratę cienia, żeby o tym nie pamiętać. Albo przynajmniej ciężki uraz głowy.


Za egzemplarz dziękuję serdecznie wydawnictwu


4 komentarze:

  1. Tyle mówisz o tej książce, że na pewno ją przeczytam. Choć na pewno nie teraz, ale jest już zapisana na przyszłość i mocno zapamiętana w głowie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Efekt ekspozycji działa:D Wiesz, gdzie się zgłosić c:

      Usuń
  2. Już o niej słyszałam, ale jakoś mnie wtedy nie zainteresowała. Ale po Twojej recenzji natychmiast wpisuję na listę do rychłego przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń