czwartek, 27 czerwca 2019

Kruche Życie, Stephen Westaby





Książka traktująca o perypetiach kardiochirurgii… ,, I co ja niby wyciągnę z lektury, pewnie i tak nic nie zrozumiem.’’- być może coś podobnego przejdzie wam przez myśl, ale nic bardziej mylnego. Od tej książki ciężko się oderwać, miejscami ciężko uwierzyć, chwilami ciężko zachować kamienną twarz i się nie wzruszyć. Ta książka sprawi, że wasze serce zabije mocniej, a momentami zwolni ze zgrozy pod wpływem wyobrażenia sobie tego, co działo się w życiu opisanych osób i na sali operacyjnej.

Pozornie temat może wydawać się obcy większości z nas, ale przecież każdy ma w klatce piersiowej serce, które kiedyś może zaszwankować. Nie trzeba mieć doświadczeń ani styczności ze schorzeniami kardiologicznymi, żeby ta książka wywarła na nas wrażenie, co więcej, nie trzeba mieć żadnej wiedzy w tej dziedzinie, żeby ją zrozumieć i kornie schylić głowę. I kiwnąć z uznaniem.

Zwykle pragniemy spotkać naszych ulubionych pisarzy, wykonawców muzycznych, tancerzy, aktorów. Ale powiem wam, że obok takiego Stephena Kinga chciałabym poznać profesora Westabiego. W ,,Kruchym życiu’’ ta osobistość o mocnych konturach opisuje przypadki ze swojej praktyki, te najbardziej zapadające w pamięć- rzadkie, skomplikowane czy w jakiś sposób wzruszające. I tak możemy czytać na przykład o niemowlęciu, które przeszło przez liczne ataki serca czy młodej kobiecie, która toczyła batalię z nowotworem. Asystujemy też przy pierwszej operacji, polegającej na wszczepieniu mechanicznego serca… Człowiek na baterię budził niemałą sensację tabloidów.

Stephen Westaby opisał operacje w taki sposób, że czujemy się, jakbyśmy brnęli przez najlepszą sensację, mimo, że przechodzimy przez skomplikowane, wielogodzinne zabiegi. Mówi się, że jeżeli ktoś w pełni rozumie to, czym się zajmuje, będzie potrafił wytłumaczyć to w taki sposób, że każdy zrozumie referowany temat . Patrząc na to od tej strony, profesor Westaby mógłby operować z opaską na oczach, bo jego książkę zrozumie nawet największy laik.

Prowadzi nas przez meandry swojej kariery; poznajemy historię dzieciaka z osiedla komunalnego, który staje się autorytetem w swojej dziedzinie.

,,W programie opowiadano o operacjach na jednym z najważniejszych ludzkich organów i o tym, że chirurdzy ze szpitala Hammersmith zamierzają niedługo przeprowadzić tego rodzaju zabieg. Chcieli łatać dziury w sercach. A pewien siedmiolatek słuchał tego wszystkiego z szeroko otwartymi oczami, kompletnie zauroczony. Wtedy właśnie postanowiłem, że zostanę kardiochirurgiem. ‘’

Kolejne doświadczenia kształtowały go jako człowieka i przyszłego, światowej sławy kardiochirurga.  Pochylamy się razem z nim z eterowej kopuły, przyglądamy się samotnej, zaschniętej kropli krwi na jarzeniówce nad stołem operacyjnym. Z niedowierzeniem patrzymy jak rurka poprowadzona do buta odprowadza mocz po zakrapianej imprezie. Chlupot w butach zagwarantował podziw kolegów, kiedy młody chirurg nie musiał opuszczać sali za potrzebą. Żelazna kontrola. Nachylamy się mu nad ramieniem, kiedy ślęczy i rozrysowuje kolejne przypadki i planuje pełne brawury operacje, często takie, na które zwierzchnicy reagują pluciem i zaczerwienieniem twarzy.

,,Wspominając zmarłego malucha pragnąłem, aby zamienili się miejscami. Zakazane myśli. Chirurdzy powinni być obiektywny. Nie mogą być ludzcy.’’

Niejednokrotnie pada stwierdzenie, że w tym zawodzie nie ma miejsca na empatię, na rozczulanie się i wchodzenie w bliską relację z pacjentem i jego bliskimi. Prawie zawsze się udaje. Można wyobrazić sobie lekarza jako dobrego stróża, który pociesza nas przed, angażuje się w trakcie i kładzie nam rękę na ramieniu po. Ta utopijna wizja szybko podupada jednak, kiedy zdamy sobie sprawę w z tego, że tak się nie da. Są pewne zawody, w których nie da się uniknąć znieczulicy; inaczej nie dałoby się ich wykonywać bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym, jest to swoisty mechanizm obronny. Nie można przywiązywać się do pacjentów. Jeden umiera, przychodzi następny. Brzmi to bezosobowo, okrutnie i mechanicznie. Pomówienie. Ciężko o książkę bardziej wypełnioną empatią i człowieczeństwem. Profesor Westaby trzyma serce na dłoni. Dosłownie.

,,Ambitny był ze mnie skurwiel, a wszyscy chcieliśmy robić rzeczy niezwykłe, podejmować ryzyko- nie tylko da dobra pacjentów, ale też z pobudek egoistycznych.’’

Stephen Westaby przyznaje wprost, że był pracoholikiem przekonanym o tym, że świat medycyny stoi przed nim otworem. A kiedy nie stał- wyważał drzwi z buta. Zdystansowany, opanowany, pnie się błyskawicznie po szczeblach kariery. Przy tym wszystkim  jego praca jest jego muzą, fascynacją i obsesją. Swoją praktykę przedstawia nie przebierając w słowach, ale nie można odmówić mu umiejętności ich używania. Czasami zahacza o ironię, ociera się o cynizm, momentami trąca satyrą. Swoich sprecyzowanych i celnych poglądów na aktualną sytuację w środowisku medycznym nie ukrywa za żadną woalką. Nie każdemu może przypaść to do gustu, być może niektórzy odwrócą wzrok, nie chcąc poruszać newralgicznego tematu, ale za późno. Temat wybrzmiał.

Ten tytuł pulsuje w dłoni niczym serce!





Za egzemplarz dziękuję serdecznie wydawnictwu



3 komentarze:

  1. Niby wszystko fajnie, książka wzrusza i porusza, ale jakoś kompletnie mnie nie interesuje. Nie mój temat, nie ciekawi mnie, nudzi wręcz. Podziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam takie książki i ogólnie tematyka bardzo mnie interesuje. Na pewno prędzej czy później zapoznam się z nią :)

    OdpowiedzUsuń