Książka traktująca o perypetiach kardiochirurgii… ,, I co ja
niby wyciągnę z lektury, pewnie i tak nic nie zrozumiem.’’- być może coś
podobnego przejdzie wam przez myśl, ale nic bardziej mylnego. Od tej książki ciężko
się oderwać, miejscami ciężko uwierzyć, chwilami ciężko zachować kamienną twarz i się
nie wzruszyć. Ta książka sprawi, że wasze serce zabije mocniej, a momentami
zwolni ze zgrozy pod wpływem wyobrażenia sobie tego, co działo się w życiu
opisanych osób i na sali operacyjnej.
Pozornie temat może wydawać się obcy większości z nas, ale
przecież każdy ma w klatce piersiowej serce, które kiedyś może zaszwankować.
Nie trzeba mieć doświadczeń ani styczności ze schorzeniami kardiologicznymi,
żeby ta książka wywarła na nas wrażenie, co więcej, nie trzeba mieć żadnej
wiedzy w tej dziedzinie, żeby ją zrozumieć i kornie schylić głowę. I kiwnąć z
uznaniem.
Zwykle pragniemy spotkać naszych ulubionych pisarzy,
wykonawców muzycznych, tancerzy, aktorów. Ale powiem wam, że obok takiego
Stephena Kinga chciałabym poznać profesora Westabiego. W ,,Kruchym życiu’’ ta
osobistość o mocnych konturach opisuje przypadki ze swojej praktyki, te
najbardziej zapadające w pamięć- rzadkie, skomplikowane czy w jakiś sposób
wzruszające. I tak możemy czytać na przykład o niemowlęciu, które przeszło
przez liczne ataki serca czy młodej kobiecie, która toczyła batalię z
nowotworem. Asystujemy też przy pierwszej operacji, polegającej na wszczepieniu
mechanicznego serca… Człowiek na baterię budził niemałą sensację tabloidów.
Stephen Westaby opisał operacje w taki sposób, że czujemy
się, jakbyśmy brnęli przez najlepszą sensację, mimo, że przechodzimy przez
skomplikowane, wielogodzinne zabiegi. Mówi się, że jeżeli ktoś w pełni rozumie
to, czym się zajmuje, będzie potrafił wytłumaczyć to w taki sposób, że każdy
zrozumie referowany temat . Patrząc na to od tej strony, profesor Westaby mógłby
operować z opaską na oczach, bo jego książkę zrozumie nawet największy laik.
Prowadzi nas przez meandry swojej kariery; poznajemy
historię dzieciaka z osiedla komunalnego, który staje się autorytetem w swojej
dziedzinie.
,,W programie
opowiadano o operacjach na jednym z najważniejszych ludzkich organów i o tym, że
chirurdzy ze szpitala Hammersmith zamierzają niedługo przeprowadzić tego
rodzaju zabieg. Chcieli łatać dziury w sercach. A pewien siedmiolatek słuchał
tego wszystkiego z szeroko otwartymi oczami, kompletnie zauroczony. Wtedy
właśnie postanowiłem, że zostanę kardiochirurgiem. ‘’
Kolejne
doświadczenia kształtowały go jako człowieka i przyszłego, światowej sławy
kardiochirurga. Pochylamy się razem z
nim z eterowej kopuły, przyglądamy się samotnej, zaschniętej kropli krwi na
jarzeniówce nad stołem operacyjnym. Z niedowierzeniem patrzymy jak rurka
poprowadzona do buta odprowadza mocz po zakrapianej imprezie. Chlupot w butach
zagwarantował podziw kolegów, kiedy młody chirurg nie musiał opuszczać sali za potrzebą.
Żelazna kontrola. Nachylamy się mu nad ramieniem, kiedy ślęczy i rozrysowuje
kolejne przypadki i planuje pełne brawury operacje, często takie, na które
zwierzchnicy reagują pluciem i zaczerwienieniem twarzy.
,,Wspominając
zmarłego malucha pragnąłem, aby zamienili się miejscami. Zakazane myśli.
Chirurdzy powinni być obiektywny. Nie mogą być ludzcy.’’
Niejednokrotnie
pada stwierdzenie, że w tym zawodzie nie ma miejsca na empatię, na rozczulanie
się i wchodzenie w bliską relację z pacjentem i jego bliskimi. Prawie zawsze się
udaje. Można wyobrazić sobie lekarza jako dobrego stróża, który pociesza nas
przed, angażuje się w trakcie i kładzie nam rękę na ramieniu po. Ta utopijna
wizja szybko podupada jednak, kiedy zdamy sobie sprawę w z tego, że tak się nie
da. Są pewne zawody, w których nie da się uniknąć znieczulicy; inaczej nie
dałoby się ich wykonywać bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym, jest to swoisty
mechanizm obronny. Nie można przywiązywać się do pacjentów. Jeden umiera,
przychodzi następny. Brzmi to bezosobowo, okrutnie i mechanicznie. Pomówienie.
Ciężko o książkę bardziej wypełnioną empatią i człowieczeństwem. Profesor
Westaby trzyma serce na dłoni. Dosłownie.
,,Ambitny był
ze mnie skurwiel, a wszyscy chcieliśmy robić rzeczy niezwykłe, podejmować
ryzyko- nie tylko da dobra pacjentów, ale też z pobudek egoistycznych.’’
Stephen Westaby przyznaje wprost, że był pracoholikiem
przekonanym o tym, że świat medycyny stoi przed nim otworem. A kiedy nie stał-
wyważał drzwi z buta. Zdystansowany, opanowany, pnie się błyskawicznie po
szczeblach kariery. Przy tym wszystkim jego
praca jest jego muzą, fascynacją i obsesją. Swoją praktykę przedstawia nie
przebierając w słowach, ale nie można odmówić mu umiejętności ich używania.
Czasami zahacza o ironię, ociera się o cynizm, momentami trąca satyrą. Swoich
sprecyzowanych i celnych poglądów na aktualną sytuację w środowisku medycznym
nie ukrywa za żadną woalką. Nie każdemu może przypaść to do gustu, być może
niektórzy odwrócą wzrok, nie chcąc poruszać newralgicznego tematu, ale za
późno. Temat wybrzmiał.
Ten tytuł pulsuje w dłoni niczym serce!
Za egzemplarz dziękuję serdecznie wydawnictwu
czytałabym :)
OdpowiedzUsuńCzytanka na Dobranoc
Niby wszystko fajnie, książka wzrusza i porusza, ale jakoś kompletnie mnie nie interesuje. Nie mój temat, nie ciekawi mnie, nudzi wręcz. Podziękuję.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie książki i ogólnie tematyka bardzo mnie interesuje. Na pewno prędzej czy później zapoznam się z nią :)
OdpowiedzUsuń