Nadal uparcie wertuję i przedzieram się przez młodzieżowe książki
psychologiczne. Im dłużej studiuję, ty bardziej wybredna jestem. Ma być
rzetelnie, z sensem i adekwatnie do wieku odbiorcy. To ostatnie pociąga za sobą
odgórne założenie, że materiał będzie uproszczony i wygładzony. Oczekuję jednak
od autora, który bierze na czubek pióra zaburzenia psychiczne, żeby dysponował
czymś więcej niż szablonową wiedzą z Wikipedii. Prawdopodobnie jestem
wymagająca, ale książki młodzieżowe padają na wrażliwy grunt, a obraz psychologii
i psychiatrii jest już wystarczająco wypaczony.
Kiedy zobaczyłam tytuł ,, W skali od 1 do 10’’, wiedziałam w
którą stronę pochyli się książka. Każdej osobie, nawet kalecznie poruszającej
się w temacie na pewno zdarzyło się natknąć, czy ty w książce, czy na ekranie
na pytanie w stylu: A teraz chcielibyśmy, żebyś określił/określiła w skali od 1
do 10 jaki ból odczuwasz. Albo wariant z prostym: Jak się czujesz? Trochę
wyświechtane, odrobinę sztandarowe dla medialnego obrazu
psychologii/psychiatrii. Niech tak będzie, zbyłam to wzruszeniem ramion.
Pomyślałam jeszcze o tym, że nieco ponad dwieście stron to niewiele. Zgoda,
można powiedzieć ważne rzeczy w niewielu słowach, ale czasem ta oszczędność
jest niewystarczająca…
,,Powrót do zdrowia oznacza
poświęcenie i coś pozytywnego. Postęp. We mnie nie ma nic z tych rzeczy;
jedyne, co robię, to się staram, ale wszyscy wiemy, że to za mało. Trzeba
wygrać.’’
Tytuł opowiada o siedemnastoletniej Tamarze, która po próbie
samobójczej trafia do Lime Grove- szpitala psychiatrycznego dla nastolatków.
Szybko czuje się znużona pytaniami lekarzy: dlaczego się samookalecza? Jak
długo to trwa? Dlaczego siebie nienawidzi? I jedno stale powtarzające się: Jak się
czuje w skali od 1 do 10?
Najważniejsze jest jednak jedno niewypowiedziane pytanie,
którego nie zadają lekarze, bo nie mają pojęcia o tym, że problem istnieje. Ale
to pytanie wybrzmiewa i rezonuje w Tamar i to od niego odchodzą wszystkie
pozostałe pytania? Na pytanie lekarzy potrafi, ale nie chce odpowiadać, na to
jedno z kolei chce, nie, potrzebuje odpowiedzieć samej sobie, ale nie jest w
stanie. Czy jest winna śmierci swojej przyjaciółki Tamar?
Większość akcji za wyjątkiem niewielkich kawałków
retrospekcyjnych dzieje się właśnie w szpitalu Lime Grove. W tym przypadku
naturalnym jest, że Tamar, co jest jednoznaczne z nami, wchodzi w interakcję z
pozostałymi rezydentami oddziału. Jestem świadoma tego, że pozostali rezydenci
zostali przedstawieni z perspektywy nastolatki oraz, że to samo tyczy się
kadry, ale mimo wszystko jestem zawiedziona. Reflektor uwagi skupia się tutaj na
zaburzeniach odżywiania i ma wrażenie, że to dlatego, iż w opinii publicznej
uważa się, że to jedno z ,,łatwiejszych’’ do opisania zaburzeń. Mniej
wymagające i angażujące mniejszą ilość wiedzy niż np. depresja czy schizofrenia,
przy której autorzy boją się polenić gafę. Zaburzenia odżywiania sprawiają
wrażenie bardziej dostępnych i oczywistych. Błąd. Wymagają analogicznej wiedzy
i doświadczenia i są czymś więcej niż nieprzyjmowaniem pożywienia oraz za niską
wagą. Tymczasem odnoszę wrażenie, że w Lime Grove nie robi się niczego innego niż
wpychanie w dzieciaki niezbyt zdrowego, ale o niezbitej wartości kalorycznej
jedzenia o raz szprycowania lekami.
Jeżeli chodzi o personel, to odnoszę wrażenie, że kontakt z
nim był zdecydowanie płytki; ograniczał się do farmakoterapii oraz kilku
standardowych pytań. Temat terapii
został potraktowany po macoszemu, nad czym ubolewam, ale godzę się, bo autor
mógł nie wiedzieć, jak wygląda terapia oraz leczenie. Wybrał temat, jaki
wybrał, ale mógł nie wiedzieć.
,,Powiedziałam: absolutne dno.
Ciężko w zasadzie je zdefiniować. Są sytuacje, gdy zdaje się, że już tam
jesteś, ale okazuje się, że wisisz na końcach palców na krawędzi, tuż nad właściwym
dnem. Absolutne dno jest zawsze o wiele niżej i jest mroczniejsze, niż się nam
wydaje.’’
W samej fabule nie ma jednak nic odkrywczego, żadnego
powiewu świeżości na tle innych książek z tego gatunku utrzymanych w podobnej
konwencji. Ot, nastolatka, która się tnie i obwinia za śmierć przyjaciółki. Nie
zrozumcie źle, nie bagatelizuję problemu samookaleczenia, jestem od tego
daleka! Rzecz w tym, że postać Tamar, jej przyjaciół z poza ośrodka oraz
rezydentów Lime Grove wydają mi się płytkie i nijakie. Niby mamy tu rys
osobowości i psychologicznych, ale wszystko jest muśnięte po wierzchu i
zostawione. Nastolatkę z problemami natury osobistej i psychicznej, wydaje mi
się, stać na nieco bardziej dojrzały język i zajmujące przemyślenia. Temat jest
szalenie poważny, miał być skierowany do młodszego odbiorcy, ale rzecz w tym,
że w rezultacie niewiele ma mu do zaoferowania.
W tym punkcie muszę pochylić się nad jednym aspektem, który
jest mi szczególnie bliski i istotny w świetle terapii. Akceptacji i wsparcia
najbliższych. W książce wyraźnie widać, że są one jedną z podstawowych cegieł,
na których można budować w momencie wracania pacjenta do optymalnego
funkcjonowania psychospołecznego. Istotne jest, jaką informację zwrotną
otrzymuje od otaczających go ludzi. Wsparcie najbliższych często stanowi filar
w powrocie do pełni zdrowia. W związku z czym tutaj chylę czoła, bo zalążek
tematu wybrzmiał.
Niemniej jednak uważam, że książka ginie wśród innych książek
o podobnej tematyce, bo nie wyróżnia się ani stylem, ani pomysłem, a już w
szczególności nie rzetelnym przedstawieniem
omawianych przypadłości. Nawet dla laika nie uważam tego za dobry wstęp.
Obstaję przy tym, że rynek wydawniczy oferuje o wiele ciekawsze oraz lepiej przedstawione
merytorycznie książki o zaburzeniach psychicznych skierowane do młodszego odbiorcy.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Szkoda, że książka nie okazała się czymś wyjątkowym, bo liczyłam na to, że to jedna z tych wyjątkowych, zostających w pamięci młodzieżówek.
OdpowiedzUsuńChyba dobrze zrobiłam, nie decydując się na lekturę tej książki. Wiele osób pisze o jej przeciętności :/
OdpowiedzUsuń