czwartek, 19 marca 2020

Nie miało się podobać, więc się podoba; Normalni ludzie, Sally Rooney





Zazwyczaj unikam sięgania po książki, wokół których narasta tendencja do zbiorowej narracji. Indolencja konstrukcji opinii odnośnie takich tytułów odbiera mi przyjemność rozmowy o nich. Opinia buduje opinię i odbija się od opinii, przywalając cielskiem opinię kogoś innego. W rezultacie niekoniecznie wiem, co czytająca osoba bezpośrednio myśli, ale co myślą jej znajomi, obserwowani na lubimyczytać i koleżanka na instagramie już tak. Zbyt trudno odróżnić indywidulnie zapięte ogniwa łańcucha. Wolę poczekać aż nieznośne brzęczenie przycichnie. Z reguły.

W przypadku ,,Normalnych ludzi’’, przyznaję, zachęciły mnie dwie rzeczy. Szeroko zakrojona dyskusja, która poruszała interesujące kwestie i miejscami odznaczała się zgrabnie użytą merytoryką i mile przystępną argumentacją. Dwa, że to książka, w której rozchodzi się o ludzi, tylko o nich tak naprawdę. Podobne tytuły traktuję jak studium przypadku i za nimi przepadam nieprzyzwoicie. Całość kojarzy mi się z ,, To, co zostaje’’, które było dynamicznym procesem przemian w relacji dwójki ludzi, tyle, że daleko bardziej pogłębionym i rozbudowanym jakościowo. Nie można porównywać tych tytułów pod względem stylu, ale osie pomysłowe przeprowadzenia narracji w pewnych momentach biegną równolegle.

Dyskusja i obiecany czynnik ludzki mnie skusiły, przepędzając widmo niesłusznej popularności, napompowanego rozgłosu i zwyczajowego rychłego rozczarowania. Wystarczył wieczór, który pozostawił mnie w rozkroku docenienia i rozczarowania.

Zanim przejdę do tego, gdzie finalnie postawiłam chwiejną nogę, zacznijmy się tego, że jest to powieść prosta i oszczędna fabularnie i konstrukcyjnie. Dwójka bohaterów: Marianne i Connell uczęszczają do jednej szkoły, on jest popularnym zawodnikiem szkolnej drużyny, a ona outsiderką z bogatego domu. Znają się poza szkołą- matka Connella sprząta w domu dziewczyny. W szkole jednak konsekwentnie udają, że się nie znają i nie utrzymują kontaktu. Nawet w momencie, kiedy rodzi się między nimi zalążek relacji, gdy Connell przychodzi do jej domu odebrać matkę. Ich budująca się relacja jest konsekwentnie przemilczana i niewynoszona w szkole i w domu.

Celowo nie używam słowa związek i rozwijająca się. Do końca książki śledzimy perypetie tej dwójki; wybór uniwersytetu, pójście na studia, życie towarzyskie na kampusie, starania o stypendium, wyjazdy wakacyjne. Nic niezwykłego w przypadku młodych dorosłych, można powiedzieć, zaliczanie kolejnych baz. I tyle jeżeli chodzi o fabułę, która nie oferuje nic ponad to, co dzieje się pomiędzy Connell’ em i Marianne, a także z Marianne i Connellem osobno. Pozostałe postacie, które się pojawiają, są istotne, owszem, i nie można zbagatelizować ich jako statystów w związku z tym, że ich działania  wpływają na tę dwójkę, aczkolwiek ich obecność zaznacza się głównie poprzez zmiany w ich zachowaniu.

Zachowaniu, które należy śledzić z uwagą i pietyzmem. Warstwa dialogowa jest niewyróżniona i pomijając przystępność owego zabiegu dla czytelnika, zmusza nas, żeby skierować wzrok na zachowanie. Dialogi, pomimo niewyłuszczenia, toczą się. Oszczędnie. Jeżeli bohaterowie już ze sobą rozmawiają, to urywanie. Zaczynają, podnoszą temat i upuszczają go w połowie. Chcący albo nie. Rozmowy pomiędzy Connellem i Marianne są trudne, chociaż sami przyznają, że przy nikim nie czują się tak bardzo sobą, jak przy sobie nawzajem, to podkreślona swoboda ma ograniczony charakter, bo nie pozwala na prowadzenie szczerej, celowej rozmowy i zamknięcia wątków, które jątrzą się od dawna otwarte.

Po całej książce poświęconej relacji dwójki osób spodziewalibyśmy się czegoś innego, zwłaszcza, że osoby są w wieku znamiennym dla przesadnej egzaltacji uczuć, wyolbrzymionego
 przeżywania i spektakularnie ślepych zakrętów. Tutaj, przedstawione środowisko akademickie przywodzi na myśl opieszałych dandysów, którzy po zadymionych schadzkach obnoszą się z intelektualnym pastiszem, dyskutują o polityce i w ogóle są za mądrzy i za ambitni jak na przeciętnego studenta, a już o grupie studentów nie wspominając.

Rozchodzi się o ludzkie interakcje i relacje, bo cała fabuła opiera się na dynamice czynnika ludzkiego, a jednocześnie warstwa emocjonalna została skondensowana i upchnięta w pestce, wsadzonej do dłoni czytelnika. Tę pestkę należy wsadzić do ziemi i czekać cierpliwie, obserwować, żeby nie przespać nocy, kiedy roślinka się wznosi. Bohaterowie przeżywają kryzysy, bolączki i załamania, ale narrator daje nam do ręki lupę, zamiast wpuścić do głów postaci.

Z lupą przeprowadzamy obserwację, bo o nic nie możemy zapytać i niewiele jest nam wytłumaczone. Tekst jest oszczędny, minimalistyczny i konsekwentnie zdystansowany. Czytając, nie można odmówić Rooney precyzji obserwacji i wyczucia elementu. Przy czym wnioski przestawia w formie nie obrazu, ale komentarza dospołecznego, który obejmuje wybrane obszary, obszary mocno kulawe, pomimo pewnego spowszechnienia. W swojej celności nie jest to komentarz obejmujący rozciągłością społeczeństwo, bardziej odnoszący się do pewnych zjawisk, które dotyczą wybranych członków w mniejszym lub większym stopniu. To lektura niepokoju, wywoływanego przez myśl, że owe zjawiska mogą mieć ekspansywny charakter.

Tytuł stoi sprzecznością i budzi w czytelniku swoisty sprzeciw, że normalni ludzie nie zachowują się w podobny sposób. Czytelnik nie chce się utożsamiać ze spłyceniem emocjonalnym, kulturą nierozmowy, dysfunkcjonalnym systemem działaniowym. Nie pochwalając zachowania Marianne i Connella, jednocześnie nie może nie zauważyć splotu zależnych czynników, będących poza kontrolą bohaterów. Sytuacja rodzinna, stan psychiczny i mocniej lub słabiej wciskający się klin społeczeństwa i konwenansu. Marianne i Connell w różnym stopniu czują, że przepaść klasowa jaka się między nimi rozpościera, definiuje ich jako ludzi i członków społeczności w sposób, który utrudnia ich relację. W każdym momencie pozostają w chwiejnym stosunku pod-nad, bardziej- mniej na niekorzyść ich obojga.

Mają na siebie kojący wpływ i łącząca ich relacja ma charakter pomocowy. Ciągną się nawzajem do góry,  z tym, że nie potrafią utrzymać liny. Gubią się w innych- toksycznych relacjach. Obserwujemy gotowość do wyrzeczenia się i zatracenia części siebie po to, żeby ktoś inny zbudował na tym coś swojego. Jesteśmy świadkami rozpadu dobrowolnie danego jestestwa. Najbardziej intymnej części siebie, na której buduje drugi człowiek. Czasem z przerażającą świadomością.

Bardziej wrażliwego, ze skłonnością do refleksji, czytelnika zostawia to z poczuciem melancholii. Sally Rooney nie obiecuje znanego i popularnego schematu, zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. Tłumaczonej, lekkiej prozy do której zdążyliśmy przywyknąć. Oferuje komentarz niezmiękczony. To proza aspirująca do wysokiej i podoba się tak bardzo dlatego, że nie robi dużo, żeby się podobać. Nie cyzeluje w podobanie się i paradoksalnie, oczywiście, podoba się. Nie zasługuje na rozgłos, którym obrosła, ale zasługuje na uwagę. Bo faktycznie prowokuje czytelnika do refleksji i prorokowania nad kondycją społeczeństwa i młodego pokolenia. Pokolenia tak zwanych mileniallsów, w którym się obracamy, a które z zewnątrz w pewien sposób odstręcza.

Możliwe, że mamy więcej do powiedzenia niż sama książka oferuje. I dobrze. Traktujmy tę książkę jako komentarz i komentujmy dalej, mocno trzymając się w tym wypadku tego, że to kwestia gustu.

Sally Rooney, Normalni ludzie,
Przełożył Jerzy Kozłowski, 
Wydawnictwo W.A.BWarszawa: 2020

2 komentarze:

  1. Nie wiem czy po nią sięgnę ale z pewnością porusza ciekawe tematy dotyczące społeczeństwa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To taka ładna recenzja, która sprawiła, że zaczęłam źle sądzić o swojej.
    A już całkowicie poważnie (choć pisząc, że to ładna recenzja też byłam poważna), pozwoliłaś mi nieco odmiennie, może głębiej, spojrzeć na tę książkę. Mi się podobała, aczkolwiek cały czas odnosiłam wrażenie, że tak naprawdę to nieco bardziej wysublimowane New Adult. W każdym razie - może i zdarza się nam, ludziom generalnie, powielać opinie innych, ale najwidoczniej z cudzych można się również czegoś ciekawego nauczyć. Dzięki :D

    OdpowiedzUsuń