sobota, 12 maja 2018

Rdza, Jakub Małecki

Rdza, Jakub Małecki





Małeckiego polecało mi sporo osób od dłuższego czasu, wychwalając go pod niebiosa. W związku z czym automatycznie uruchomiła mi się doza sceptycyzmu. Często jak wszyscy coś tak wychwalają, to nie za bardzo się w tym odnajduję. Jednak kiedy na półce w bibliotece zobaczyłam Rdzę, ciekawość zwyciężyła.

Przyjaźń poddana ciężkiej próbie i marzenie, które staje się ciężarem.
Lato 2002 roku. Czekając na powrót rodziców z wielkiego miasta, siedmioletni Szymon układa monety na torach. Nie wie, że jego życie już nigdy nie będzie takie jak dotychczas.
Kilka dekad wcześniej jego babka, Tośka, wyrusza w podróż, którą zapamięta na zawsze. Wyrwana z bezpiecznego domu dziewczynka trafia do obcego świata, którego zasad musi się nauczyć, jako dorosła kobieta stanie przed konsekwencją swoich dawnych wyborów.
Losy tych się dwojga splatają się w sposób, którego żadne z nich się nie spodziewa. Zmuszeni żyć ze sobą, pomimo różnic, Szymon i Tośka próbują zrozumieć się nawzajem i uwierzyć, że wszystko będzie dobrze.

Na samym początku poznajemy Szymka – siedmiolatka który stracił rodziców w wypadku samochodowym i musi zamieszkać z babcią Tośką, której historię poznajemy z retrospekcji przeplatanej historią dorastania Szymka. Rdza jest powieścią o międzypokoleniowej przyjaźni i przyjaźni w ogóle.
Małecki zdaje się mieć dar do kreślenia postaci. Postaci prostych i szczerych do bólu. Powieść opowiada o zwykłych ludziach i ich małym życiu, które zbiega się w całość –tak dalece trudne jest traktowanie bohaterów osobno . O  motywacjach, niepowodzeniach i małych radościach. To historia wyrzutów sumienia, zmarnowanych szans, niemożności odnalezienia swojej ,,ojczyzny’’ i niedopasowania do miejsca i świata. To próba poradzenia sobie z balastem wspomnień i rodzinnych traum. Zadośćuczynienia.
Przez całą książkę przewija się motyw pociągu poniekąd jako metafory życia i losów bohaterów. Jest przedmiotem zabawy, środkiem prowadzącym do nowego życia, a na koniec  jego zakończenia.
Małecki stawia bohatera na pierwszym planie, tło traci kontury. I chociaż w tle lecą bomby, świat się wali i odradza, bohaterowie żyją swoim życiem, tu i teraz. Ich perspektywa nie wychyla się poza wieś w której żyją.
W minimalnej ilości słów zawarte maksymalnie dużo treści. Tak czytam o twórczości Małeckiego w wielu miejscach i absolutnie się zgadzam. W książce nie znajdziemy ani jednej zbędnej strony ani błahej opowiastki. Jeżeli bohater patrzy na jabłoń, to znaczy, że jest to w jakiś sposób znamienne. Okrojone z poetyckiego upiększenia, ekstremalnie i do bólu proste, każdy zajmuje się tym, czy zajmować się musi – sobą. I tym co dla niego ważne.
W tej prostocie i wojnie w tle, która jest spychana na margines codziennymi sprawunkami, jest coś nieskończenie ponurego i przygnębiającego. Niewykorzystane szanse i zaprzepaszczone marzenia, balast wspomnień. Dziecko, któremu Bozia zabrała rodziców i które boi się, że zabierze mu także zabawki. Więc chowa je w pralce. Ciężka ponura atmosfera kreślona przez przeszłość, chwilę obecną i przyszłość.
Małecki nie stosuje tanich chwytów. Stawia swoich bohaterów i oni żyją, nie udają. Wciągająca i wymagająca proza, która skłania do refleksji. Przemyślana struktura i operowanie czasem tak, że losy Tośki i Szymka biegną parabolicznie, żeby spotkać się i zderzyć na końcu. Otwarta konstrukcja rozdziałów, perspektywa i studium bohaterów.
To była moja pierwsza książka autora, przeczytana na raz. I chcę więcej. Na pewno nie zmarnuję czasu, bo wydaje mi się, że Małecki nie wkłada nic zbędnego do swoich utworów. A nawet jeśli, to z przyjemnością skonfrontuję się z moją pomyłką.

1 komentarz:

  1. Już nie raz spotykałam się z tą książką na różnych portalach :) jakoś mnie do niej nie ciągnie, ale jak złapię ją w moje rączki to przeczytam :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń