poniedziałek, 28 maja 2018

Vladimir Nabokov, Lolita


Lolita, Vladimir Nabokov




Chciałabym napisać recenzję tej książki, ale myślę, że pewne rzeczy nie kwalifikują się do recenzji. Nie wypada recenzować pewnych pozycji. Zatem porozmawiajmy o Lolicie.

Ciężko napisać coś o książce, o której powiedziano już wszystko zanim zdążyłam dorosnąć do tego, żeby zrozumieć język i treść. Ale spróbuję. Czytałam ją długo, bo prawie cały tydzień, a to rzadko mi się zdarza. Ale nie żałuję czasu poświęconego na lekturę.
Lolita, najgłośniejsza powieść Vladimira Nabokova, jest opisem seksualnej obsesji czterdziestoletniego mężczyzny na punkcie dwunastoletniej dziewczynki Dolores. Powieść przetłumaczono na kilkadziesiąt języków, wydawano ją w atmosferze kontrowersji i protestów , a autora pomawiano o pornografię i pedofilię. Obecnie uznawana jest za jedno z arcydzieł literatury światowej.
Zacznijmy od tego, że utwór jest ,,pijany językiem’’ i chwilami miałam wrażenie, że gdybym sama się upiła, czytałoby mi się lżej. Nie ze względu na treść, ale właśnie na język, ciężki niczym stara, udrapowana, zakurzona kotara. Której długo podziwiany, aksamitny burgund przytłacza. Wypełniona po brzegi epitetami, metaforami, franscuszczyzną i będąca jednym, długim monologiem Humberta nie da się przeczytać na raz. I to właśnie ze względu na język. Piękny, ciężki, który przylega do człowieka tak ściśle, że po prostu trzeba poświęcić chwilę, żeby go z siebie strząsnąć.
Autorowi zarzucano pornografię, pedofilię i cholera wie co jeszcze. Ale jakim w takim razie człowiekiem był autor Hannibala Lectera, jakimi ludźmi są ci wszyscy autorzy, którzy powołują do życia morderców, socjopatów i wynaturzeńców?
Owszem, jest to książka o pedofilu, o dorosłym mężczyźnie dla którego górnym wiekiem zakochania się jest piętnasty rok życia i który wybujałe biodra dorosłych kobiet postrzega jako obmierzłe i budzące wstręt. Pociągają go wąskie, nierozbudowane damskie atrybuty, pączkujące piersi.
Jest to monolog mężczyzny do cna spalonego i opętanego swoją rządzą, żyjącego w nieustannym strachu, napięciu i czujności w momencie, kiedy już posiadł swoją Lolitę. Chorobliwie podejrzliwego i zazdrosnego. Żyjącego z przekonaniem, że wśród ludzi chodzą nimfetki, nastoletnie małe rozpustnice, gotowe wodzić na pokuszenie mężczyzn takich jak on.
Między Humbertem i Lolitą tworzy się swego rodzaju symbioza. Ona jest obiektem jego obscenicznej miłości, ukoronowaniem jego chuci, zaś on marnym substytutem domu, który straciła i którego może trzymać się tak kurczowo jedynie dwunastoletnie dziecko.
Co odważniejsi i narażeni na atak słowny(i nie tylko) twierdzili, że słodka Lolita sama kusiła Humberta, że dołożyła swoją cegiełkę do tego co ją spotkało. Prawda jest taka, że dziecko nigdy nie jest winne. Nigdy.  Na przestrzeni całej powieści widzimy, że Lolita grała tymi kartami, które miała pod ręką i szło jej coraz lepiej. Przyswoiła lekcję, że można wygrać posiadając niewiele kart. I tak obróciła niewyczerpane pragnienie mężczyzny przeciwko niemu, grając tym czym dysponowała, czyli ciałem.
Nie ma co oceniać dziecka, które wyrwano z dzieciństwa i podeptano mu znaczenie więcej niż wiek dziecięcej zabawy. Rzuconego w wir moteli, przedwczesnego seksu, pozbawionego ciepła rodzinnego, które samo musiało sobie radzić z tym, co je spotkało. Oderwane od znajomych i uciech typowych dla tego wieku, nom stop przebywającego w towarzystwie swojego prześladowcy.
Piękny, obfity język kontrastuje tak bardzo z osobą Humberta. Z torem jego myśli i rojeń.
Ta książka jest obrzydliwa, gorsząca, pełna dewiacji i wywołuje jawne oburzenie, ale nie jest na pewno odbiciem pragnień autora. Można ją nazwać od początku do końca studium psychologicznym, monologiem człowieka złamanego swoimi niegodnymi pragnieniami, chwilami upojenia. Jest to dziennik podstarzałego zboczeńca, ale też powieść drogi i kryminał. Nie śmiem nazwać tego romansem, chyba, że postaci drugoplanowych.
Nie jest to tytuł dla każdego. Jest to typ literatury i temat, do którego niektórzy nigdy nie dorosną albo świadomie po niego nie sięgną. I nie ma w tym absolutnie nic złego! Trzeba sięgnąć po tę książkę ze świadomością, że dostaje się obszerny przypadek studium pedofilii, okraszony pięknym, choć ciężkim i na dłuższą metę, męczącym językiem. Trzeba być też gotowym na to, że wśród całego zgorszenia i gwałtu moralności, może się przebić niechciana iskra współczucia  dla tego wykolejonego mężczyzny.
Rozumiem czemu Lolita urosła do rangi arcydzieła literatury światowej. Ale to ten typ oszałamiającej sztuki, której wysublimowaniem chcemy się cieszyć przez krótką chwilę, żeby wrócić do bardziej prozaicznych rozrywek.


Czytaliście Lolitę? Podzielcie się wrażeniami :)



2 komentarze:

  1. Czytałam Lolitę juz jakiś czas temu i teraz powiem pewnie coś strasznego, ale wynudziłam się jak mops ;) Kompletnie nie wiem z jakiego powodu jest uważana za tak dobrą.

    Co Za Badziewny Czytacz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, mówiąc szczerze, fragmentami również strasznie się wynudziłam, żeby nie powiedzieć cholernie i długo ją męczyłam ;/

      Usuń