Lolita, Vladimir Nabokov
Chciałabym napisać recenzję tej
książki, ale myślę, że pewne rzeczy nie kwalifikują się do recenzji. Nie wypada recenzować pewnych pozycji.
Zatem porozmawiajmy o Lolicie.
Ciężko napisać coś o książce, o której powiedziano już
wszystko zanim zdążyłam dorosnąć do tego, żeby zrozumieć język i treść. Ale
spróbuję. Czytałam ją długo, bo prawie cały tydzień, a to rzadko mi się zdarza.
Ale nie żałuję czasu poświęconego na lekturę.
Lolita, najgłośniejsza powieść Vladimira Nabokova, jest opisem
seksualnej obsesji czterdziestoletniego mężczyzny na punkcie dwunastoletniej
dziewczynki Dolores. Powieść przetłumaczono na kilkadziesiąt języków, wydawano
ją w atmosferze kontrowersji i protestów , a autora pomawiano o pornografię i
pedofilię. Obecnie uznawana jest za jedno z arcydzieł literatury światowej.
Zacznijmy od
tego, że utwór jest ,,pijany językiem’’ i chwilami miałam wrażenie, że gdybym
sama się upiła, czytałoby mi się lżej. Nie ze względu na treść, ale właśnie na
język, ciężki niczym stara, udrapowana, zakurzona kotara. Której długo
podziwiany, aksamitny burgund przytłacza. Wypełniona po brzegi epitetami,
metaforami, franscuszczyzną i będąca jednym, długim monologiem Humberta nie da się
przeczytać na raz. I to właśnie ze względu na język. Piękny, ciężki, który
przylega do człowieka tak ściśle, że po prostu trzeba poświęcić chwilę, żeby go
z siebie strząsnąć.
Autorowi zarzucano pornografię,
pedofilię i cholera wie co jeszcze. Ale jakim w takim razie człowiekiem był
autor Hannibala Lectera, jakimi ludźmi są ci wszyscy autorzy, którzy powołują
do życia morderców, socjopatów i wynaturzeńców?
Owszem, jest to książka o
pedofilu, o dorosłym mężczyźnie dla którego górnym wiekiem zakochania się jest
piętnasty rok życia i który wybujałe biodra dorosłych kobiet postrzega jako obmierzłe
i budzące wstręt. Pociągają go wąskie, nierozbudowane damskie atrybuty,
pączkujące piersi.
Jest to monolog mężczyzny do cna
spalonego i opętanego swoją rządzą, żyjącego w nieustannym strachu, napięciu i
czujności w momencie, kiedy już posiadł swoją Lolitę. Chorobliwie podejrzliwego
i zazdrosnego. Żyjącego z przekonaniem, że wśród ludzi chodzą nimfetki,
nastoletnie małe rozpustnice, gotowe wodzić na pokuszenie mężczyzn takich jak on.
Między
Humbertem i Lolitą tworzy się swego rodzaju symbioza. Ona jest obiektem jego
obscenicznej miłości, ukoronowaniem jego chuci, zaś on marnym substytutem domu,
który straciła i którego może trzymać się tak kurczowo jedynie dwunastoletnie
dziecko.
Co odważniejsi i narażeni na atak
słowny(i nie tylko) twierdzili, że słodka Lolita sama kusiła Humberta, że
dołożyła swoją cegiełkę do tego co ją spotkało. Prawda jest taka, że dziecko
nigdy nie jest winne. Nigdy. Na
przestrzeni całej powieści widzimy, że Lolita grała tymi kartami, które miała
pod ręką i szło jej coraz lepiej. Przyswoiła lekcję, że można wygrać posiadając
niewiele kart. I tak obróciła niewyczerpane pragnienie mężczyzny przeciwko
niemu, grając tym czym dysponowała, czyli ciałem.
Nie ma co oceniać dziecka, które
wyrwano z dzieciństwa i podeptano mu znaczenie więcej niż wiek dziecięcej
zabawy. Rzuconego w wir moteli, przedwczesnego seksu, pozbawionego ciepła
rodzinnego, które samo musiało sobie radzić z tym, co je spotkało. Oderwane od znajomych
i uciech typowych dla tego wieku, nom stop przebywającego w towarzystwie
swojego prześladowcy.
Piękny, obfity język kontrastuje
tak bardzo z osobą Humberta. Z torem jego myśli i rojeń.
Ta książka jest obrzydliwa,
gorsząca, pełna dewiacji i wywołuje jawne oburzenie, ale nie jest na pewno
odbiciem pragnień autora. Można ją nazwać od początku do końca studium
psychologicznym, monologiem człowieka złamanego swoimi niegodnymi pragnieniami,
chwilami upojenia. Jest to dziennik podstarzałego zboczeńca, ale też powieść drogi
i kryminał. Nie śmiem nazwać tego romansem, chyba, że postaci drugoplanowych.
Nie jest to
tytuł dla każdego. Jest to typ literatury i temat, do którego niektórzy nigdy
nie dorosną albo świadomie po niego nie sięgną. I nie ma w tym absolutnie nic
złego! Trzeba sięgnąć po tę książkę ze świadomością, że dostaje się obszerny
przypadek studium pedofilii, okraszony pięknym, choć ciężkim i na dłuższą metę,
męczącym językiem. Trzeba być też gotowym na to, że wśród całego zgorszenia i
gwałtu moralności, może się przebić niechciana iskra współczucia dla tego wykolejonego mężczyzny.
Rozumiem czemu
Lolita urosła do rangi arcydzieła literatury światowej. Ale to ten typ
oszałamiającej sztuki, której wysublimowaniem chcemy się cieszyć przez krótką
chwilę, żeby wrócić do bardziej prozaicznych rozrywek.
Czytaliście Lolitę? Podzielcie się wrażeniami :)
Czytałam Lolitę juz jakiś czas temu i teraz powiem pewnie coś strasznego, ale wynudziłam się jak mops ;) Kompletnie nie wiem z jakiego powodu jest uważana za tak dobrą.
OdpowiedzUsuńCo Za Badziewny Czytacz
Ja, mówiąc szczerze, fragmentami również strasznie się wynudziłam, żeby nie powiedzieć cholernie i długo ją męczyłam ;/
Usuń