Tytuł: Krabat
Autor: Otfried Preussler
Wydawnictwo: Bellona
Rok wydania: 1971(2011 wznowione)
Ilość stron: 237
Niemiecki pisarz, w którego utworach zaczytywał się w dzieciństwie
Gaiman – kupiłam bez większego namysłu, zwłaszcza, że ostatnio fantasy w
konwencji baśni przypadło mi do gustu, zaczynając od Gaimana, a kończąc na
Dziewczynce, która wypiła księżyc. Otfried Preussler znany i uznany niemiecki
pisarz fantasy, pisząc Krabata popełnił DOBRE dark fantasy.
Czternastoletni Krabat miewa dziwne sny, w których nieznany
głos namawia go do wizyty w młynie na Koźlim Brodzie. Krabat słucha głosu ze
snu i udaje się do młyna, gdzie wstępuje do cechu młynarczyków. Dla błąkającej
się sieroty, praca w młynie w zamian za miękkie łóżko i pełną miskę wydaje się
wybawieniem, zwłaszcza zimą. Okazuje się jednak, że jednooki Mistrz jest
czarnoksiężnikiem i naucza sztuki magicznej. Oprócz standardowych posług w
młynie, czeladnicy pod postacią kruków pobierają nauki czarnej magii.
-Niejedno może się zdarzyć, czego niejeden nie może sobie wyobrazić(…)
-Niejednego w życiu – powtórzył starszy czeladnik – niejeden nie może
sobie wyobrazić. Trzeba się z tym pogodzić.
Krabat jako najmłodszy uczeń musi radzić sobie z najcięższą
robotą i znosić to, że w młynie dzieje się wiele rzeczy, których nie rozumie.
Okazuje się, że chociaż wikt jest obfity i siennik miękki, to Mistrz jest
srogi, a nauka mozolna. A sama magia, którą Krabat na początku się zachwyca,
może stać się zgubna.
Postanawia porzucić naukę w młynie i zgłębić jego tajemnice.
Czy mu się to uda?
Autor oparł fabułę na popularnej
łużyckiej legendzie. Mroczna atmosfera, ciężar tajemnicy i niesamowite, gorzko
– śmieszne przygody sięgają korzeniami ludowych baśni z pogranicza polsko –
niemieckiego. Obok liniowego wątku głównego mamy mnóstwo tajemnic i
niedomówień, które ściągają i utrzymują uwagę czytelnika, nie pozwalając się
rozproszyć. Atmosfera ewoluuje od dosyć lekkiej, poprzez niepokojąca i zmierza
ku tragicznemu końcowi. Narastające napięcie jest zdecydowanie plusem – czujemy
ciężar i napięcie, które nasila się u Krabata. Możemy przeżywać razem z nim
zwiększającą się presję aż do ostatniej strony. Pomimo figli i psot
czeladników, groza i tajemnica są stale obecne. Niepokój narasta i staje się
niemal namacalny, przez co intuicyjnie wyczuwamy zbliżającą się katastrofę.
Wszystko to składa się niesamowitym klimat, iskrzący napięciem, który nie
pozwala odłożyć lektury.
Momentami, które wyhamowują akcję są zadania, które Mistrz
zleca młynarczykom albo ich wyskoki. Te przerywniki ilustrują to, jak zmienia
się stosunek Krabata do magii i do kolegów z młyna. Krabat musi zdecydować,
komu można ufać, a kto jest gotowy cieszyć się z jego nieszczęścia i nauczyć
się tego, że nieszczęście jest ich wspólną niedolą. Obserwujemy młynarczyków,
którym udaje się zawierać nieśmiałe, ale mocne przyjaźnie i relacje pod nosem
srogiego Mistrza.
Krabat to coś więcej niż kolejna wersja łużyckiej legendy – to
proces twórczy, a nie odtwórczy. Autor umiejętnie posługuje się elementami
ludowego folkloru, tak żeby były bliższe współczesnemu czytelnikowi. Fabuła
pomimo licznych wątków jest uproszczona, co wyraźnie widać w opisie świata
zewnętrznego, sylwetek bohaterów i ich motywacji – co w tym wypadku nie jest wadą,
bo Krabat jest przecież legendą i podany w takiej formie najbardziej do ludzi
przemawia. Każdy gatunek rządzi się swoimi prawami kompozycji i stylu.
Jak przystało na legendę, mamy też drugie dno. Krabat,
dorastając, musi nauczyć się rozgraniczać dobrą i złą stronę magii, ale też
dobro i zło w ogóle, dokonując drobnych codziennych wyborów. Podejmować moralne
decyzje i działać w zgodzie z własnym sumieniem. Powieść pokazuje też, bardzo
wymownie, że władza, sława i wiedza, stoją w opozycji do wolności, miłości i
przyjaźni. Wyraźnie widać odwieczną walkę dobra ze złem. Uniwersalizm zaznacza
się też w poszukiwaniu samego siebie, własnej tożsamości i odpowiedniej ku niej
drogi.
Jedyne czego mi brakowało, to jeszcze bardziej mrocznego
klimatu. Tego, żeby mrok nie tylko unosił, ale i kłębił się w powietrzu.
Znalazły się też drobiazgi, które nie zostały wyjaśnione, ale na tle dobrze
skonstruowanej, spójnej całości nie rzuca się to w oczy.
Krabat jest pozycją, która
zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Mocno wam polecam. Nalegam, żebyście przeczytali. Jest to pozycja z 1971 roku, której
nie widuję na blogach i instagramie, a szkoda, bo naprawdę warto wyciągnąć ją
na wierzch.
Oooo, brzmi to całkiem ciekawie! Czasem takie książki przechodzą bez echa, a są dobre :)
OdpowiedzUsuńTa legenda mnie zainteresowała, chętnie sprawdzę :)
OdpowiedzUsuńFantasy, legendy to kompletnie nie mój klimat. Ale fajnie, że o tych starszych pozycjach się nie zapomina ;) ostatnio wszędzie tylko nowości, a przecież jest tak dużo świetnych starszych pozycji :)
OdpowiedzUsuńNiestety, liczy się, żeby pokazać się w nowością w ręku. Zawsze łatwiej o współpracę i popularność.
Usuń