środa, 5 czerwca 2019

O chłopcu, który rysował potwory, Keith Donohue






Czytanie tej książki jest jak zanurzanie się w wodzie. Najpierw omywa człowiekowi stopy i po ciele rozchodzi się dreszcz, kiedy ten wchodzi dalej, po kolana i biodra telepie się już cały. Przy obojczykach robi się obezwładniająco przyjemnie. Jeszcze jeden krok, dołek, i zaczyna się rozpaczliwa walka. Człowiek się topi.

Tak właśnie wygląda lektura tej książki. Człowiek nie zostaje rzucony na głęboką wodę od pierwszych stron, ale nie zauważa, kiedy grunt ucieka mu spod stóp i idzie dalej. I dalej. I dalej…

,,Jip z tajemniczą miną przeszywał ich wzrokiem, jakby to oni byli tu intruzami, niespodziewanymi gośćmi w środku nocy.’’

Książka przybliża nam sylwetkę siedmioletniego Jacka Petera, który trzy lata temu omal nie utopił się w oceanie. Od tamtej pory chłopiec panicznie boi się wychodzić na zewnątrz. Jego aktualnym hobby staje się rysowanie potworów, ale wszystko wymyka się spod kontroli, bo rysunki zaczynają żyć własnym życiem. Holly, matka Jacka Petera słyszy głosy, dobiegające od strony oceanu. Pocieszenia i pomocy w trudnych chwilach szuka u katolickiego księdza i jego japońskiej gospodyni. Tymczasem jej mąż Tim krąży po wydmach, rozpaczliwie poszukując tajemniczej i zdaje się, nieuchwytnej, zjawy. Nick, przyjaciel Jacka Petera jako jedyny zagłębia się w świat przerażających rysunków. Bliskich chłopca zaczyna nękać to, co zauważają dookoła siebie i jego, i… co uznaja za oczywiste.

Ale tylko siedmioletni chłopiec zna prawdę i wie, co skrywają mury domu.

,,Usta stwora poruszały się, najwyraźniej coś mówił choć nawet słowo  nie przedostało się przez barierę oddzielającą dom od świata zewnętrznego.’’

Dawno nie czytałam książki tak świetnie balansującej na granicy grozy i psychologii, a osobiście uważam, że takie połączenie robi na czytelniku największe wrażenie. Umiejętnie dawkowany, stopniowo narastający niepokój i dyskomfort często okazują się lepsze niż bezpośrednie przerażenie przez przesadną ekspozycję. Lęk gra tu główne skrzypce i jest przedstawiony w różnych formach i ugryziony z odmiennych perspektyw. Nie jest to obezwładniające uczucie, ale na tyle natarczywe, że nie pozwala o sobie zapomnieć i odprężyć się podczas lektury. Trzyma czytelnika w napięciu i w przeświadczeniu, że coś się wydarzy, bo coś musi leżeć u podłoża. Lęk przed samym sobą, lęk przed innymi ludźmi, przed światem. To w jaki sposób oddziałujemy na świat i jak on działa na nas. Wszystko zgrabnie się przeplata i wiąże.

 Jednak to co mnie tutaj urzekło najbardziej, to popis dzikiej, nieskrępowanej, nieujarzmionej niczym wyobraźni. Siły twórczej, która przekracza przyjęte zasady i nagina granice. Rodzi się pytanie, co się dzieje w głowie tego chłopca, a co rozgrywa się w rzeczywistości. I skąd wniosek, że skoro coś dzieje się w jego głowie, to jest pozbawione rysy realności? Jeden z moich ulubionych motywów, wyeksploatowany tutaj maksymalnie. Oszlifowany, ale niezamknięty w żadne ramy, przyciągający śmiałością.

Świetnie przedstawiono tez motyw zaburzeń psychicznych. Tutaj szczególnie akurat wybrzmiało to, jak swojego syna postrzegają rodzice. Jedno bojące się własnego dziecka, zmagające się z miłością podszyta niechęcią, a drugie zabiegające, żeby podciągnąć wszelkie zachowania odbiegające od normy pod powszechnie występujące problemy. Jeden rodzic, który szuka panaceum na chorobę syna i pokłada wiarę w lekarzach, drugi, który bagatelizuje problem i ma nadzieję, że dziecko z tego wyrośnie. Wydawać by się, mogło, że mamy prawo czuć niechęć w stosunku do tego rodzica, który czuje się w pewien sposób rozczarowany własnym dzieckiem, ale czy na pewno?

No i sam Peter Jack. Milczące, zamknięte w sobie dziecko, które porusza się sprawnie tylko we własnym świecie. Na pierwszy rzut oka drobny, cichy chłopiec cierpiący na zaburzenia osobowości i napady lękowe. Jednak jeżeli przyjrzeć mu się w odpowiednim momencie okazuje się, że spojrzenie tych dziecięcych oczu jest co najmniej niepokojące. Może nawet na tyle sugestywne, żeby uwierzyć, że Peter Jack wie albo widzi coś, do czego nie mają dostępu inni. Trzeba tylko spojrzeć na niego w odpowiednim momencie.

Jeżeli jesteście fanami nienachalnej grozy, ale lęków, które każdy z nas nosi w sobie, które kiełkują, a potem rosną i czasem stają zbyt wybujałe dla wątłych ciał, które je noszą, to jest to książka dla was. Atmosfera niepokoju, wprawnie nakreślony rys psychologiczny postaci, uśmiech w postaci wierzeń japońskich i niepokojące spojrzenie dziecięcych oczu…

Polecam czytać ten tytuł wieczorem. A najlepiej nocą.

Za egzemplarz dziękuje serdecznie 


4 komentarze:

  1. Nie słyszałam wcześniej o tej książce, a wydaje się być całkiem ciekawa, może się nią zainteresuję w przyszłości! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam o tej książce, ale z chęcią przeczytam :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Groza i psychologia przyciąga mnie do tej książki:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że to książka dla mnie, bardzo poruszają mnie takie książki.

    OdpowiedzUsuń