sobota, 22 czerwca 2019

W skali od 1 do 10, Ceylon Scott



Nadal uparcie wertuję i przedzieram się przez młodzieżowe książki psychologiczne. Im dłużej studiuję, ty bardziej wybredna jestem. Ma być rzetelnie, z sensem i adekwatnie do wieku odbiorcy. To ostatnie pociąga za sobą odgórne założenie, że materiał będzie uproszczony i wygładzony. Oczekuję jednak od autora, który bierze na czubek pióra zaburzenia psychiczne, żeby dysponował czymś więcej niż szablonową wiedzą z Wikipedii. Prawdopodobnie jestem wymagająca, ale książki młodzieżowe padają na wrażliwy grunt, a obraz psychologii i psychiatrii jest już wystarczająco wypaczony.

Kiedy zobaczyłam tytuł ,, W skali od 1 do 10’’, wiedziałam w którą stronę pochyli się książka. Każdej osobie, nawet kalecznie poruszającej się w temacie na pewno zdarzyło się natknąć, czy ty w książce, czy na ekranie na pytanie w stylu: A teraz chcielibyśmy, żebyś określił/określiła w skali od 1 do 10 jaki ból odczuwasz. Albo wariant z prostym: Jak się czujesz? Trochę wyświechtane, odrobinę sztandarowe dla medialnego obrazu psychologii/psychiatrii. Niech tak będzie, zbyłam to wzruszeniem ramion. Pomyślałam jeszcze o tym, że nieco ponad dwieście stron to niewiele. Zgoda, można powiedzieć ważne rzeczy w niewielu słowach, ale czasem ta oszczędność jest niewystarczająca…

,,Powrót do zdrowia oznacza poświęcenie i coś pozytywnego. Postęp. We mnie nie ma nic z tych rzeczy; jedyne, co robię, to się staram, ale wszyscy wiemy, że to za mało. Trzeba wygrać.’’

Tytuł opowiada o siedemnastoletniej Tamarze, która po próbie samobójczej trafia do Lime Grove- szpitala psychiatrycznego dla nastolatków. Szybko czuje się znużona pytaniami lekarzy: dlaczego się samookalecza? Jak długo to trwa? Dlaczego siebie nienawidzi? I jedno stale powtarzające się: Jak się czuje w skali od 1 do 10?

Najważniejsze jest jednak jedno niewypowiedziane pytanie, którego nie zadają lekarze, bo nie mają pojęcia o tym, że problem istnieje. Ale to pytanie wybrzmiewa i rezonuje w Tamar i to od niego odchodzą wszystkie pozostałe pytania? Na pytanie lekarzy potrafi, ale nie chce odpowiadać, na to jedno z kolei chce, nie, potrzebuje odpowiedzieć samej sobie, ale nie jest w stanie. Czy jest winna śmierci swojej przyjaciółki Tamar?

Większość akcji za wyjątkiem niewielkich kawałków retrospekcyjnych dzieje się właśnie w szpitalu Lime Grove. W tym przypadku naturalnym jest, że Tamar, co jest jednoznaczne z nami, wchodzi w interakcję z pozostałymi rezydentami oddziału. Jestem świadoma tego, że pozostali rezydenci zostali przedstawieni z perspektywy nastolatki oraz, że to samo tyczy się kadry, ale mimo wszystko jestem zawiedziona. Reflektor uwagi skupia się tutaj na zaburzeniach odżywiania i ma wrażenie, że to dlatego, iż w opinii publicznej uważa się, że to jedno z ,,łatwiejszych’’ do opisania zaburzeń. Mniej wymagające i angażujące mniejszą ilość wiedzy niż np. depresja czy schizofrenia, przy której autorzy boją się polenić gafę. Zaburzenia odżywiania sprawiają wrażenie bardziej dostępnych i oczywistych. Błąd. Wymagają analogicznej wiedzy i doświadczenia i są czymś więcej niż nieprzyjmowaniem pożywienia oraz za niską wagą. Tymczasem odnoszę wrażenie, że w Lime Grove nie robi się niczego innego niż wpychanie w dzieciaki niezbyt zdrowego, ale o niezbitej wartości kalorycznej jedzenia o raz szprycowania lekami.

Jeżeli chodzi o personel, to odnoszę wrażenie, że kontakt z nim był zdecydowanie płytki; ograniczał się do farmakoterapii oraz kilku standardowych pytań.  Temat terapii został potraktowany po macoszemu, nad czym ubolewam, ale godzę się, bo autor mógł nie wiedzieć, jak wygląda terapia oraz leczenie. Wybrał temat, jaki wybrał, ale mógł nie wiedzieć.

,,Powiedziałam: absolutne dno. Ciężko w zasadzie je zdefiniować. Są sytuacje, gdy zdaje się, że już tam jesteś, ale okazuje się, że wisisz na końcach palców na krawędzi, tuż nad właściwym dnem. Absolutne dno jest zawsze o wiele niżej i jest mroczniejsze, niż się nam wydaje.’’

W samej fabule nie ma jednak nic odkrywczego, żadnego powiewu świeżości na tle innych książek z tego gatunku utrzymanych w podobnej konwencji. Ot, nastolatka, która się tnie i obwinia za śmierć przyjaciółki. Nie zrozumcie źle, nie bagatelizuję problemu samookaleczenia, jestem od tego daleka! Rzecz w tym, że postać Tamar, jej przyjaciół z poza ośrodka oraz rezydentów Lime Grove wydają mi się płytkie i nijakie. Niby mamy tu rys osobowości i psychologicznych, ale wszystko jest muśnięte po wierzchu i zostawione. Nastolatkę z problemami natury osobistej i psychicznej, wydaje mi się, stać na nieco bardziej dojrzały język i zajmujące przemyślenia. Temat jest szalenie poważny, miał być skierowany do młodszego odbiorcy, ale rzecz w tym, że w rezultacie niewiele ma mu do zaoferowania.

W tym punkcie muszę pochylić się nad jednym aspektem, który jest mi szczególnie bliski i istotny w świetle terapii. Akceptacji i wsparcia najbliższych. W książce wyraźnie widać, że są one jedną z podstawowych cegieł, na których można budować w momencie wracania pacjenta do optymalnego funkcjonowania psychospołecznego. Istotne jest, jaką informację zwrotną otrzymuje od otaczających go ludzi. Wsparcie najbliższych często stanowi filar w powrocie do pełni zdrowia. W związku z czym tutaj chylę czoła, bo zalążek tematu wybrzmiał.

Niemniej jednak uważam, że książka ginie wśród innych książek o podobnej tematyce, bo nie wyróżnia się ani stylem, ani pomysłem, a już w szczególności nie  rzetelnym przedstawieniem omawianych przypadłości. Nawet dla laika nie uważam tego za dobry wstęp. Obstaję przy tym, że rynek wydawniczy oferuje o wiele ciekawsze oraz lepiej przedstawione merytorycznie książki o zaburzeniach psychicznych skierowane do młodszego odbiorcy. 


Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu 



2 komentarze:

  1. Szkoda, że książka nie okazała się czymś wyjątkowym, bo liczyłam na to, że to jedna z tych wyjątkowych, zostających w pamięci młodzieżówek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba dobrze zrobiłam, nie decydując się na lekturę tej książki. Wiele osób pisze o jej przeciętności :/

    OdpowiedzUsuń