czwartek, 26 kwietnia 2018

Michael Nast, Pokolenie Ja Niezdolni do relacji

Michael Nast, Pokolenie Ja Niezdolni do relacji





Na Pokolenie Ja natykałam się irytującą często. Większość stron na Fb z cytatami skrzyknęło się i wstawiało fragmenty książki często i przez długi okres czasu. Na tyle systematycznie, że gdy wybierałam dla siebie książki na gwiazdkę, sięgnęłam między innymi, właśnie po tę.
Z początku myślałam, że to książka popularnonaukowa zanurzona w psychologii, bo tak sugerowały bombardujące mnie cytaty. Prosta okładka i sam tytuł. Ale pozycja okazała się zbiorem felietonów. Sam autor nie ma nic wspólnego z psychologią, a tekst nie jest naukowym wywodem. Nie znajdziemy tu hipotez popartych twardymi badaniami, miękkimi ani żadnymi. Autor jest obserwatorem, bystrym i uważnym, ale tylko(aż) obserwatorem.

Dlaczego pokolenie dzisiejszych 30-40 latków, ale też ludzi młodszych, z takim trudem  trwałe związki? Statystyki mówią o lawinowym wzroście jednoosobowych gospodarstw domowych w Europie Zachodniej, a więc zapewne wkrótce także i w Polsce. Naukowcy różnych dziedzin od dawna głowią się, jak wytłumaczyć ten fenomen, a Michael Nast robi to lekko, zwięźle i przekonująco. Autor kreśli szerszą perspektywę- nie ogranicza się do samych relacji romantycznych, wspomina tez o wpływie pracy, środowiska, mediów na nasze oczekiwania.
Rozprawia się z mitami popkultury, tak mocno zakorzenionymi w naszej świadomości. Nie daje recepty na związek(takich książek było już wiele), ale odpowiada na pytanie, dlaczego 30-40 latkowie są tak skupieni na sobie.
                                     
Autor nie ma ochoty tworzenia dogłębnych analiz socjologicznych ani psychologicznych. Jest za to uważnym obserwatorem i wytrawnym gawędziarzem. Błyskotliwym kolekcjonerem różnorodnych obserwacji w gronie swoich znajomych, dotyczących zachowań społecznych oraz na temat miejsca swojego zamieszkania – Berlina. Całość ubiera w satyryczne felietony, podzielone na cztery bloki tematyczne:
1. Złudzenie – miłość idealna
2. Pasjonat (z) zawodu
3. Trzydziestka to nowa dwudziestka
4.Religa samodoskonalenia
Większość felietonów ma podobną formę. Zaczynają się niezobowiązujących rozmów ze znajomymi i przyjaciółmi, najczęściej nad kieliszkiem, którzy skarżą się na problemy miłosne; kłótnie, oddalenie emocjonalne, niechęć do wchodzenia w trwałe związki. Ta część jest zwykle anegdotyczna i humorystyczna, w drugiej części felietonów Nast przechodzi do gorzkich refleksji.  Początkowe błahostki i tak zwane ,,problemy pierwszego świata’’ przechodzą gładko w głębsze, poważniejsze problemy, z których autor doskonale zdaje sobie sprawę.
Bohaterzy kolejnych anegdot zmagają się z rozmaitymi problemami, które nie rysują optymistycznej wizji przyszłości dla przyszłych 30, 40- latków. Którzy często pracę utożsamiają z pasją i tkwią w niej pomimo złych warunków, wyczerpania i marnej płacy, przedłużających się, żeby nie powiedzieć, wiecznych staży, wiecznego niezadowolenia z siebie, dążenia do samodoskonalenia, które jest wyniesione do rangi religii. Ludzie są nim tak zaabsorbowani, że nawet miłość traci romantyczny wydźwięk- jest środkiem do podbudowania miłości własnej. Jeżeli partner nam nie odpowiada, po prostu go zmieniamy, nie licząc się z tym, że kłócimy się o błahostki. Nie ma co pielęgnować związku, w który musimy się zaangażować i włożyć jakiś wysiłek.  Bez wątpienia Nast rysuje gorzki obraz miłości. Aż ma się ochotę splunąć.
Uzależnienie od aplikacji typu Tinder też stanowi duży problem w przedstawionym obrazie społeczeństwa. Jeden z bohaterów anegdot doprowadził się do ruiny psychicznej i fizycznej, ponieważ uzależnił się od Tindera, od ogromu możliwości, zachłysnął się tym, że nie czuł odrzucenia wśród przyjętych propozycji i poświęcił się bez reszty spotkaniom z kolejnymi kobietami na ,,zadowalającymi na dobrym poziomie’’. Bohaterowie Pokolenie Ja to wieczni single. Łowcy, którzy stali się stałą częścią nocnego życia Berlina. Którzy od wielu lat zadłużają się, pracując nad ,,projektami’’.
Naszym wielkim projektem jest własne ja, praca to tylko szczegół” – pisze Nast – „Jesteśmy zajęci sobą. Stajemy się naszą własną marką.” Rówieśnicy autora żyją w świecie nieskończonych możliwości. W którym samodoskonalenie wyniesione jest do rangi religii, która wymaga regularnych ofiar. Które na moje oko, chętnie ponosimy, samobiczując się za sprawę. Dysonans powiększa się, kiedy bohaterowie porównują punkt, w którym się znaleźni z punktem, gdzie byli wtedy ich rodzice.  W porównaniu z nimi mają ogromny problem z utrzymaniem stałości materialnej, w ogóle godnego i zadowalającego stanu materialnego oraz stałości emocjonalnej i trwałych relacji.
Kiedyś było łatwiej, pisze autor. Dom, ożenek, dzieci, praca i człowiek był szczęśliwy. Zrobił wszystko co miał zrobić i miał godne, zadowalające na (tamte czasy) życie.  Na poziomie.
I tu pojawia mi się refleksja, jacy oni biedni. Do czterdziestego roku życia nie potrafią utrzymać długotrwałego związku, nie potrafią czuć się spełnieni, ciągle coś im nie gra. A to praca, a to partner/ka. Oddają się swoim ,,pasjom’’, które często są przykrywką dla nic nie robienia, picia, przygodnego seksu i marnotrawienia czasu na media społecznościowe.
Nast jest dobrym obserwatorem, to fakt. Wiele jego spostrzeżeń trafia w punkt. Do tego są przedstawione w ironiczny, gorzki sposób, który do mnie trafia. Jest beznadziejnie, ale takie czasy. Tylko, że to wszystko aż za bardzo beznadziejne. Owszem, odsetek jednoosobowych gospodarstw się zwiększa, z różnych powodów, czasem chociażby dla czystej opłacalności, bo samotnie wychowująca matka może posłać dziecko do przedszkola poza kolejnością, ale gospodarstwo tylko oficjalnie jest jednoosobowe.
Poza tym, owszem, możliwości utrudniają wybór i ogłupiają, ale otwierają też drzwi, których poprzednie pokolenia nie miały. Owszem, utrzymuje się trend przeintelektualizowania – lubimy być postrzegani jako oczytani, babrający się kulturze i wrażliwi, ale to nie znaczy, że musimy stać się kluchami, które przepełzną niezadowolone przez życie. Tak, tak, ludzie inteligentni nie są szczęśliwi, wszyscy znamy ten kawałek, ale po cholerę szukać na siłę powodów, które te nieszczęście pogłębią? Bo mam wrażenie, że rówieśnicy Nasta właśnie to robią. Czasy w których żyją, w których my żyjemy, robią swoje, nie przeczę i mają wielki wpływ na ludzi; media, wymagani społeczne, presja. Ale deklaracja bycia intelektualistą, albo po prostu człowiekiem swoich czasów, nie musi oznaczać czynnego, świadomego dążenia do autodestrukcji.
Chociażby zamężne kobiety, które wystąpiły w książce. Przedstawione jako nieatrakcyjne, które utraciły swoją seksualność, niebędące obiektem zainteresowania Pana Nasta i rówieśników.  Tak jakby ścieżka wiecznie niezadowolonych, samodoskonalących się singli była jednak słuszna. A osoby, które prowadziły bardziej stateczne życie nie były godne zachodu.
Felietony w wielu miejscach były trafne, miały ciekawe, czasem przygnębiające spostrzeżenia. Nast byłby zajmującym i wymagającym rozmówcą, ale według mnie książka nie jest szczególnie odkrywcza. Stwierdzenia może i trafne, ale nie wieją nowością. Przyjemne, ale jednak czasem banały, z którymi w wielu miejscach się nie zgadzam.
Oczywiście to felietony – autor nie musi mieć uzasadnienia obserwacji, a duża część jego spostrzeżeń jest podyktowana ludźmi, którymi się otacza i środowiskiem, w którym się obraca. Dlatego każdy z nas może mieć różne uczucia co tej książki.
Zweryfikuję własne między trzydziestką a czterdziestką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz