Nigdziebądź jest kolejną książką
Gaimana, która do mnie trafia. W ogóle ciężko jest mi pisać o poszczególnych
pozycjach autora. Na pewno spróbuję się w całokształcie twórczości,
kiedy przebrnę przez wszystkie powieści- na razie mam na koncie sześć książek.
Możecie się więc spodziewać na blogu podsumowania twórczości i stylu, jak tylko uda mi się zdobyć wszystkie pozycje, bo nie mogę sobie odmówić ich na mojej
półce.
Jest to powieść urban fantasy –
akcja rozgrywa się w klimacie wielkomiejskim, w tym wypadku w Londynie, gdzie
technika przeplata się z magią i nie ma ścisłej granicy. W każdej możecie wpaść w
szczelinę. Powieść jest zaadaptowana
na podstawie scenariusza serialu telewizyjnego o tym samym tytule. Producenci
wycięli tak wiele scen i dialogów , adaptując scenariusz, że autora rozbolało
serducho. Ja też, oglądając film, mówię: to nie tak. Gaiman mówił, po wycięciu
kolejnej sceny, przywrócę ją w powieści.
I całe szczęście.
Pod
ulicami Londynu leży świat, o którym ludziom nawet się nie śniło.
Kiedy Richard Mayhew pomaga znalezionej na
ulicy rannej dziewczynie, jego nudne życie w mgnieniu oka zmienia się nie do
poznania. Dziewczyna ma na imię Drzwi, ucieka przed dwoma zabójcami w czarnych
garniturach i pochodzi z Londynu Pod. Zwykły odruch litości poprowadzi Richarda
w miejsce pełne potworów i aniołów, gdzie w labiryncie mieszka Bestia, a stary
Hrabia urządził sobie dwór w pociągu metra. Wszystko to jest dziwnie znajome, a
przecież kompletnie obce…
Na początku poznajemy Richarda –
do bólu normalnego Londyńczyka, z trollami rozstawionymi na biurku w pracy,
zaręczonego z boleśnie piękną narzeczoną, która w weekendy ciąga go po
galeriach sztuki i stara się zrobić z niego człowieka
na poziomie. I która zrywa zaręczyny, kiedy Richard pomaga nieznajomej,
rannej dziewczynie na ulicy.
W tym momencie życie Richarda
można określić każdym epitetem z wyjątkiem normalne. Przynajmniej z perspektywy
mieszkańców Londynu Nad. Po tym jak pomógł nieznajomej, okazuje się, że nikt go
nie dostrzega. Staje się jakby transparentny.
Nieznajomi wprowadzają się do jego mieszkania, jego biurko w pracy zostaje
wyniesione, a karty bankowe unieważnione. Istnienie Richarda zostaje wymazane.
Wiem, że to osobiste pytanie, ale czy jesteś może chory na umyśle?
Od tej pory Richard porusza się
po Londynie Pod razem z Drzwi, którą uratował i markizem de Carabas. Gaiman
prezentuje nam ciekawy przekrój alternatywnego Londynu Pod, który styka się z
Londynem Nad. I cały wachlarz bohaterów od dziewczyny potrafiącej otworzyć
każde drzwi po zwichrowanego anioła.
I dwie karykaturalne postacie
płatnych zabójców: pana Croupa i Vandemara o specyficznym humorze i manierach.
Za opłatą zabiją, rozczłonkują, będą torturować delikwenta każdym możliwym
narzędziem- każdym nadającym się do tego, posługują się w sposób mistrzowski.
Pan Croup lubuje się w słowach, a Pan Vandemar jest zawsze głodny. W szczególny sposób. Obydwaj poruszają
się po różnych okresach czasu, przyjmując rozmaite zlecenia. Odznaczają się też
specyficznym humorem, który jest więcej niż czarny. Pochłania każdy kolor i wszystko
wokół siebie. Nawet mistrz riposty by sobie z nim nie poradził.
Moje serce zaskarbił sobie z
kolei markiz de Carabas, postać odziana w długi płaszcz koloru mokrego asfaltu
z trzydziestoma kieszeniami, który stworzył siebie od podstaw. Arogancki, szarmancki,
wygadany, łachmyta, złodziej, handlarz przysług. Wytrawny gracz, który robi z
siebie bardziej czarną postać niż jest. Nie, z pewnością nie jest bały.
Przyzwoicie szary.
Gaiman pokazał co się dzieje z
ludźmi, którzy wpadają w szczeliny. Jak to jest, kiedy traci się wszystko,
nawet swoją tożsamość i trzeba zaczynać od zera, starając się zaadaptować i do
czegoś dojść. Albo przynajmniej uchować się przy życiu.
Nie pisze o rzeczach nowych, ale
o takich, do których jesteśmy w literaturze i życiu przyzwyczajeni i On czyni
je nowymi.
Bardzo zachęcająca recenzja
OdpowiedzUsuńGaimana uwielbiam. Nigdziebądź wywarł na mnie duże wrażenie, jak większość jego książek. :)
OdpowiedzUsuńKolekcjonuję nowe okładki z uwielbieniem. Pięknie wyglądają na półce. Znajomi śmieją się, że to już ołtarzyk Neila.
Pozdrawiam
Ewa z www.mybooksandpoetry.blogspot.pl
Nigdziebądź była pierwszą książką Gaimana, dzięki której poznałam jego twórczość i do tej pory uwielbiam. Ma swój niepowtarzalny styl i za to go cenię. Nie każdemu przypadnie do gustu tak jak Pratchett. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńwww.czytanie-na-sniadanie.pl
Absolutnie się zgodzę. Ich albo się kocha, albo bardzo nie lubi. Ciężko jest pozostać neutralnym wobec ich prozy. Ale jestem zdania, że obaj wyciągnęli ze swojego gatunku to co najlepsze :)
UsuńMuszę wrócić do tej książki. Koleżanka kiedyś niespodziewanie przysłała mi ją na urodziny i
OdpowiedzUsuńpamiętam ją jak przez mgłę. Ciężko mi się ją wtedy czytało, ale może teraz spojrzę na nią z innej strony ;)