wtorek, 15 stycznia 2019

Pierwsze słowo, Marta Kisiel





Nie potrafię pisać opowiadań, zawsze tak twierdziłam, mówi o sobie ,,ałtorka’’. Chociaż zadebiutowała opowiadaniem i w trakcie tworzenia dotychczasowego zaplecza pisarskiego nazbierała ich tyle, że wystarczyło na reprezentacyjny zbiór, którego…

Troszeczkę się obawiałam. Od dawna nosiłam się z zamiarem poznania twórczości pani Marty Kisiel. ,,Pierwsze słowo’’ przeważyło szalę i pomyślałam, że to będzie to. Od tego zacznę, ale nie byłam pewna czy odnajdę się w zbiorze, który zahacza o wcześniejsze utwory, bez ich znajomości. Brakowało mi podstawy- bałam się, że nie będę miała od czego się odbić i się pogubię. Zamiast tego dostałam retrospektywę jej twórczości i szeroki przekrój stylistyczny.

Tematyka jest różnorodna. Od nawiedzonego burdelu, przez Lichotkę, miasto motyli i mgieł oraz szarą rzeczywistość. W zbiorze jest to chwyt jak najbardziej dopuszczalny i na miejscu. Tutaj opowiadania nie muszą się ze sobą łączyć- możemy książkę odkładać i odkrywać kolejno nowe światy bez poczucia utraty ciągłości. I przekonać się o tym, że autorka wychodzi daleko poza płytki humor. Może nie zawsze jest to wierzchołek wyrafinowania jeżeli chodzi o rozwiązania, ale od podestu dzieli ją kawał drogi.

- Dom publiczny nawiedzony przez ducha zatwardziałej dziewicy?...
-Aha.
-Jasna cholera…
-Aha.

Marta Kisiel umościła się wygodnie i nie bez sukcesów w niszy fantastyki humorystycznej. A to bynajmniej nie jest proste lęgowisko. Na szerokie grono odbiorców nie działa prostacki humor, ani delikatne meandry sarkazmu- trzeba znaleźć złoty środek, żeby zadowolić każdego i pod pokrywą śmiechu przemycić coś jeszcze, żeby utwór nie wywołał tylko głupiego uśmiechu. Marta Kisiel jakimś sposobem utrafiła w ten środek i bezpiecznie balansuje. Bo jej proza oprócz elementów humorystycznych zawiera także światotworzenie, obyczajówkę i element grozy.

Niektóre z opowiadań, owszem, mają wymiar czysto humorystyczny, jak ,,Rozmowa kwalifikacyjna’’ i wycelowane są w fanów fantastyki, dla których ten hermetyczny humor będzie miał sens. Wiecie, to takie oczko puszczone w stronę tych, co się w tym gatunku obracają i wiedzą o co chodzi, a trzecia osoba ogląda się zdezorientowana, z czego, do licha, się śmieją. Ale jak człowiek usiądzie i się na spokojnie zastanowi, to stwierdzi, że tam jest coś więcej, że to ma sens i wychwyci drugie dno, które ma na celu coś więcej, niż tylko rozbawić czytelnika. I uśmiechnie się smutno albo ze zrozumieniem. A może popuka się w czoła, bo ,,ałtorka’’ robi czytelnika w bambuko. Sami rozsądźcie czy znajdziecie tu coś ponad warstwę humorystyczną. Ja znalazłam, a nie szukałam na siłę.
A może, panie Hardagębo, od razu postanowi pan zmienić branżę?

Nie jest to humor w krzywym zwierciadle, który mógłby odstręczać. Tutaj momentami jest groteskowo, momentami nieprawdopodobnie i momentami rozbrajająco. Z zainteresowaniem sięgnę po kolejne utwory autorki, żeby sprawdzić, jak humor wypadnie poprowadzony od początku do końca, a nie tylko w krótkich utworach. Jeżeli ta równowaga się utrzyma, to nie mam się czym martwić.

Tylko z czego bierze się krytyka ,,ałtorki’’, którą ja nazwałabym autorką? Te opowiadania i styl, jakim się posługuje, jest humorystyczny- bo taki ma być. Nie każda książka zawiera wynurzenia filozoficzne i patetyczne tony; czasem bohaterowie muszą się przekwalifikować, bo nie ma już dla nich miejsca. Fantastyka humorystyczna to nisza; nie wiem czemu, to temat na oddzielny post. Ale pisać w duchu tej niszy to nie wstyd. Pisać dobrze- to jest coś. To nie Frank Herbert ani Neil Gaiman moi drodzy.

-Kupiłaś to? To?(…)Ten kawałek zarośniętej polany w samym środku lasu? Z jakąś spaloną praktycznie do samych fundamentów ruderą  i udającym oczko wodne zzieleniałym bagnem, w którym zapewne czai się rzęsistek i mocznik, i czort wie co jeszcze?(…)Ani żywej duszy w promieniu kilkunastu kilometrów!
-No właśnie!

Trochę dystansu do fantastyki jako gatunku, dystansu do siebie jako czytelnika i możemy usiąść i rozmawiać o fantastyce humorystycznej. I książkach Marty Kisiel.  To będzie ciekawa rozmowa.


Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu



9 komentarzy:

  1. Słyszałam dużo dobrych opinii o pisarce, choć tak naprawdę nie jestem nawet w stanie przypomnieć sobie, co napisała. Ogólnie zawsze planuję przeczytać te książki, ale wypadają mi z głowy albo przychodzą inne, które bardziej mnie ciągną. Sama na pewno wiesz, jak to jest :P
    Może ta będzie dobrym początkiem na... kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadania są czasami specyficzne i zależy jak są napisane :-) Ciekawa propozycja, warta polecenia.
    Mój blog: www.dajsiezlapacksiazce.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Kupiłaś mnie nawiedzonym burdelem - nie mogę tego nie przeczytać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli kogoś nie kupuje nawiedzony dom publiczny, to nie wiem z jakiej gliny jest ulepiony :D

      Usuń
  4. Za książki Marty Kisiel zabieram się tak długo, że aż wstyd🙈 Jednak jak zauważyła osoba wyżej- nawiedzony dom publiczny oraz miasto motyli i mgieł, to elementy, które razem z humorem "ałtorki" kupują mnie całkowicie. Chociaż przygodę z autorką planuję zacząć od "Toń" c:

    Pozdrawiam cieplutko,
    Złodziejka zapisanych stron

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli chodzi o Martę Kisiel, to czytaliśmy jedynie jej najnowszą książkę dla dzieci "Małe licho"

    OdpowiedzUsuń
  6. No nie...nadal to do mnie nie przemawia. No kurczę nie dam rady.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam straszną ochotę poznać twórczość autorki, tym bardziej, że wiele pochlebnych opinii już słyszałam. Lubię niekonwencjonalne podejście do tematu, lubię groteskę w książkach. Sama nie wiem na co jeszcze czekam... ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie znam tej autorki. Ciekawa jestem czy jej humor przypadłby także mi. A z tym czasami jest ciężko :D
    Okładka za to przepiękna:)

    OdpowiedzUsuń