poniedziałek, 21 stycznia 2019

Wiara, Nadzieja, Miłość, Monika Jagodzińska




Dostałam króciutką książeczkę z niejednoznacznym opisem i nie byłam pewna jak się do niej ustosunkować. Albo miała maksimum treści skondensowane w jądrze problemu albo główną ideę, która stanowiła klucz sam w sobie i wytyczne do interpretacji.

Na samym początku można domyślić się w jakim kierunku pójdzie fabuła. Poznajemy Dianę, czy otyłą- nie wiadomo, ale na pewno mającą nadwagę i niezadowoloną ze swojego wyglądu, która pada ofiarą szkolnych szykanowań. Wiemy, jak będzie wyglądała diagnoza, zanim bohaterka uświadomi sobie skalę problemu; co rzeczywiście często wygląda tak w przypadku zaburzeń odżywiania.

,,Stanęłam przed lustrem. Spojrzałam na siebie. Nagle wydało mi się, że stoję w miejscu.’’

Diana jest w wieku przejściowym: między gimnazjum a liceum. Trudnym, niedookreślonym odpowiednio okresie, kiedy nie może być już uznana za dziecko, ale nie kwalifikuje się też jako osoba dorosła. W newralgicznym okresie, kiedy ważna jest opinia i aprobata znajomych. Kiedy liczy się to, jak wyglądasz i w jakim towarzystwie się obracasz.

Wierzy w to, że ludzie są dobrzy. Dlatego ich zachowanie wobec niej jest  odbierane bardziej dotkliwie, umniejsza ją i stawia przed pytaniem: co jest ze mną nie tak? Czemu traktują tak akurat mnie? Czuje, że to wszystko wymyka się jej spod kontroli. Ma przy sobie najlepszą przyjaciółkę, Jowitę, ale nie rozumie, czemu nie może być traktowana jak inni, mieć znajomych, chłopaka i cieszyć się sympatią. A właściwie nie tyle, co nie rozumie, co upatruje przyczyny w sobie.  Za gruba, nienadająca się do niczego, niewarta miłości. Zawsze coś jest nie tak, nie ważne co zrobi, ktoś musi się do niej przyczepić. Wiecznie za bardzo albo za mało.

Ale jest jedna rzecz, nad którą może zapanować, nad którą może pracować. Waga. Dzięki restrykcyjnej diecie i ćwiczeniom Dianie udaje się zrzucić kilka kilogramów. Zaczyna czuć się lepiej, inni zaczynają zwracać na nią uwagę. Do czasu. Aż znowu nie potknie się jej noga, co w jej interpretacji jest wielką porażką i potwierdzeniem jej niekompetencji. Zdrowe odżywianie przemienia się obsesję, a ćwiczenia w obowiązek. Ciągle jest niewystarczająco. Spadająca waga i za luźne ubrania stają się wyznacznikiem sukcesu. I dają poczucie kontroli nad własnym życiem. Cel, do którego Diana dąży i osiąga kolejne sukcesy.

,,Jedno jednak pozostawało niezmienne- podnosiłam się.’’

Książka jest podzielona na trzy dosyć obszerne rozdziały. Tytułową wiarę, nadzieję i miłość, które symbolizują kolejne okresy w życiu bohaterki. Wiarę w to, że się uda i że niektóre wydarzenia nie są bez znaczenia, nadzieję, że pewne rzeczy da się odbudować i stworzyć oraz miłość, która daje poczucie akceptacji i komfortu. Taka konstrukcja pokazuje, że zaburzenie przebiega etapowo, coś musi się skończyć, żeby pewne rzeczy mogły się rozwinąć. Ale etapy również się przenikają. Trwają.
 
Wspomniałam już o tym, że książka jest objętościowo skromna. Wynika to z tego, że jest to debiut i autorka ewidentnie skupiła się na przekazaniu emocji i meritum, a nie dorabianiem tła do historii, która jest oszczędna w słowa i szczegóły. Jest taka, jaka byłaby, gdyby napisała ją nastoletnia dziewczyna zmagająca się z anoreksją i zaburzeniami odżywiania w ogóle- osoba, która chciała podzielić się tym, co dzieje się wewnątrz niej, a nie okrzepła autorka. Można by pominąć poetyckie wstawki, które nadawały rysu nierealności, a skupić się bardziej na stronie opisowej i naturalnych dialogach. Ogólnie na rozwinięciu myśli i budowaniu scen, bo nawet w życiu, a zwłaszcza w życiu, nie wszystko ma prosty ciąg przyczynowo- skutkowy. Nie w każdym wypadku dochodzimy do sedna w linii prostej; przez taki sposób przedstawienia wydarzeń całość traci na autentyczności.

,,Nie należałam do osób, które zadowalają się minimum(…)’’

Literacko książka jest bardzo przeciętna. Ja traktuję ją po trosze jak studium przypadku; podaniem o tym, co spotkało bohaterkę. Czytam, ile pracy ją to kosztowało, jak wiele wysiłku musiała włożyć w zmianę  destrukcyjnego sposobu myślenia o sobie. Jak nauczyć się siebie lubić, kochać, a co najważniejsze: doceniać. Jako osoba studiująca psychologię rozumiem, ile ją to kosztowało i jak bardzo dysfunkcyjny sposób myślenia przejawiała. I jak ciężko go przewartościować. Widzę też, jak dużym wsparciem byli dla niej bliscy; rodzice, przyjaciółka i chłopak.  Jako czytelniczka czuję się zirytowana tym, w jakim stopniu bohaterka uzależniała swoje szczęście i siebie od opinii innych i innych w ogóle. Jak generalizowała pojedyncze negatywne zdarzenia na całość swojego życia. Że uzależniała swoją wartość od opinii innych i tego, czy spodoba się chłopakowi. I mocnej wierze w to, że nikt jej nigdy nie zechce, bo mając naście lat nie ma sympatii. Jakby to było jakimś wyznacznikiem. Znowu, jeżeli spojrzę swoim okiem- empatycznym, a nie czytelniczym, rozumiem presję, jaką wywierali na niej rówieśnicy i ona sama.

Proponuję więc spojrzeć na tę pozycję przede wszystkim jako na historię osoby, a nie dzieło literackie. Wtedy obejdzie się bez większych zgrzytów, bo warto pamiętać, że to, co nas w bohaterce irytuje, dla niej jest niekończącą się spiralą czarnych myśli.

Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości autorki:
Moniki Jagodzińskiej

6 komentarzy:

  1. Ciekawe spojrzenie. Temat niezmiennie wstrząsający. A Monika Jagodzińska to nie jest jakaś celebrytka?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam pojęcia, być może to zbieżność nazwisk. Hmm?

    OdpowiedzUsuń
  3. Pytanie brzmi czy mamy prawo się irytować na bohaterkę, która postrzega siebie w błędny sposób? Albo na bohatera, który niewłaściwie traktuje kobiety? Na bohatera rasistę? Może chodzi własnie o to, żeby ich potępić i zrozumieć dlaczego ich zachowanie jest niewłaściwe. Przy czym jeśli literacko jest tu słabo, to się raczej nie skuszę. Za dużo mam dobrych książek do czytania, żeby czytać przeciętne, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, wydaje mi sie, że nie należy tego porównywać. Można potępiać bohatera rasistę, ale osobę-bohatera o nieadaptacyjnym sposobie myślenia nie bardzo. To jest coś co można przepracować, dlatego tak proponowałam na to spojrzeć :) Co więcej, to coś, co powinno się przepracować i wykazać się współczuciem, a nie oceną.

      Usuń
  4. To ciężka tematyka i na książkę, i na samego człowieka, ale właśnie takich potrzebujemy. W końcu najczęściej nie zdajemy sobie sprawy, jak to wszystko wygląda z perspektywy tych ludzi. Jak tylko będę miała okazję, to na pewno przeczytam tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam na studiach sporo psychologii, więc chyba pod tym kątem mogłabym ewentualnie sięgnąć po tę książkę, ale nie jestem na tyle zmotywowana, żeby czytać ją tylko ze względu na bohaterkę, skoro nie broni się jako całość. Temat ważny, na pewno, ale przedstawienie też jest ważne, a tu raczej nie zostało odpowiednio dopracowane.

    OdpowiedzUsuń