Marta Kisiel niestrudzenie powtarza, że opowiadań pisać nie potrafi. Może nie. Może tak. Mi się jednak podobają i to jak! Jednym z ulubionych, nikogo tym pewnie nie zdziwię, jest Szaławiła. Jak nie kochać sepleniącego czorta i zdziczałej pani doktor? Gdy usłyszałam o,, Oczach urocznych'', uśmiechnęła mi się buzia. Równie szybko zrzedła, kiedy doczytałam, że to kolejna część serii po ,,Sile niższej’’ i ,,Dożywociu’’. Ale lament szybko się skończył, bo autorka…stworzyła kolejną część cyklu w całkowitej niezależności od poprzednich! No, może łączy je miejsce postawienia domu. Jeżeli nie zaczarowała was okładka, wcześniejsze książki pani Kisiel ani tytuł, to może zaczaruje was moja recenzja. A potem już nie wyrwiecie się z objęć ,,Oczu urocznych''!
,,Widzisz,
to było tak, że jeszcze jakiś czas temu, tu, niedaleko, stał inny dom niż
teraz. Z wieżyczką(…) Mieszkali w nim ludzie i nieludzie, w tym widmo związane właśnie
z tym cmentarzem I anioł. I chyba… coś z
mackami…?’’
Oda Kręciszewska kupuje na allegro kawałek ziemi w samym
środku lasu z twardym postanowieniem budowy domu. W odpowiednim oddaleniu od
miasteczka, przejezdnych dróg i zasięgu w telefonie. Tak jak sobie wymarzyła.
Miejsce, które uparła się uczynić własnym, okazuje się znowu wcale nie takie
zwykłe. Zbudowane na zgliszczach spalonej Lichotki, jest może wolne od bytności
ludzkiej, ale za to blisko mu do diabelskiej. I tak z piwnicy wyłazi czort i
mości się w koszu na pranie.
Tę pokraczną, ale funkcjonalną rodzinkę zaczynają jednak
frapować…pewne okoliczności i niecodzienne, nawet jak na nich, wydarzenia. Oda
w pracy coraz częściej bierze nadgodziny od nadgodzin, bo coś w okolicy atakuje
przypadkowych mieszkańców i zdejmowane szwy zdaja się nie kończyć, zaś pobliski
cmentarz odsłania swe tajemnice. Jakby tego było mało, przyjaźń Ody z Rochem zostaje wystawiona na poważną próbę, a
Bazyl okres wzmożonych wypadków wśród okolicznych mieszkańców uznał za idealny
na samotne, długie wycieczki do lasu. W końcu jest dorosłym czortem.
Na jaw wychodzą tajemnice sprzed wielu lat, przy których
bledną obecne problemy. Nadciąga czas nieprzejednanej nocy…czas śmierci.
,,(…)Zwiastun
nadciągającej śmierci. Gdziekolwiek postąpi, ludzie przypłacają to gardłem.’’
Od czego zacząć, ano na pewno od tego, że o tej historii
trudno opowiedzieć, nawet jak bardzo chce
się ją polecić. Trzeba ją zwyczajnie przeczytać samemu, żeby poczuć tę
magię, buzujące emocje i powalający na kolana humor. Rzadko kiedy śmieję się w
głos przy czytaniu, a tutaj się to zdarzyło. Raz się człowiek wzrusza, a raz
szczerzy jak wariat, to jest coś.
Polecam zacząć jednak od Szaławiły, można obejść się bez
opowiadania, ale będzie trudno i całość nie będzie już tak uporządkowanie
pokraczna. Jak przeczytacie Szaławiłę, pokochacie Odę. ,,Oczy uroczne'' tylko was w
tym utwierdzą. Nie będziecie już narzekali na brak dobrze wykreowanych postaci
żeńskich. Oda Kręciszewska nie należy do kobiet, które powalają jednym ciosem
na ziemię, ale potrafi posługiwać się łopatą i twardo chodzi po ziemi w
różowych glanach. Kawał drogi w tych glanach zlazła i uciekała, aż w końcu
okrzepła. Bije od niej serdeczność pokryta grubą warstwą bezpardonowości. Z
nieokiełznaną burzą loków na głowie, zielonymi oczami, znamieniem i brakiem
talii jest bohaterką, którą pokochałam. Razem z sepleniącym czortem, którego
miejsce jest jednak przy kominku i który upodobanie znajduje raczej w
kucharzeniu niż nękaniu ludzi na wszelkie sposoby. Ten łakomy czort, z
estetycznym koczkiem i wadą wymowy, cóż… rozbroi was od pierwszej chwili. Jest
tak niepoprawnie uroczy, że poszłoby się za nim do piekła.
,,Przez
chwilę wpatrywała się w tę nową, jak po cichu mawiały pielęgniarki o doktor
Kręciszewskiej, odkąd się u nich zjawiła z tą swoja nieokiełznaną fryzurą,
piegami i przekorą w zielonych, błyszczących oczach. Wpatrywała się w nie i
wpatrywała, szukając w nich znajomej radości i czupurności, którą przez
pierwsze dni mylnie brała za zarozumialstwo i bufonadę(…)Wszystko to zastąpiły
teraz szok i złość.’’
Jak zwykle jest śmiesznie, wesołością niewymuszoną i
absurdem sytuacyjnym. Za dużą część tego zamieszania odpowiedzialny jest
rzekomy czort, publicznie i oficjalny przedstawiany jako koza. Bazyl na pewno
stanie się sztandarową postacią Kisiel, podobnie jak Licho, najbardziej uroczy
przedstawiciel anielskiego gatunku. Tutaj demony rozmawiają z ludźmi, ludzie z
kozami, lekarze zajadają stres cukierkami i stresują się wizytami bardziej niż
sami pacjenci. Postacie znowu są przejaskrawione, ich cechy charakterystyczne
herondalnie uwypuklone i zamiast pójść w kierunku infantylizacji, autorka
postawiła te postacie przed czytelnikiem obnażone i… bliskie. Pielęgniarka w
przychodni, opiekun Bazyla, tutaj każdy jest kimś, a przede wszystkim jest
jakiś. Tutaj nie ma przerysowanych głównych bohaterów i przeciętnego tłumu za
nimi, tutaj są jednostki. Jeżeli komuś humor w ,,Nomen Omen’’ wydawał się zbyt
prostacki, tutaj nie powinien już kręcić nosem. Znajdziecie tutaj mniej
,,typowych’’ wkrętów, a sporo niuansów, styl Kisiel nadal się rozwija i na ten
moment ciężko pomylić go z czymś innym. Dajcie mi kawałek tekstu, a rozpoznam
go.
Tylko złośliwi powiedzą, że kobiety nie powinny siadać do
fantastyki. Że nie mamy dobrych pisarzy i polskich twórców nie ma co czytać, a
tym bardziej przemycać fragmentów kultury polskiej. Tymczasem autorka śmiało
zaczerpnęła z folkloru i mitologii słowiańskiej i w niczym nie ustępuje to
mitologii greckiej, nordyckiej czy innemu wudu. W samym środku tego wszystkiego
tkwi Bazyl, który szuka swojej tożsamości
w nowym miejscu i poniekąd przybliża nam rodzime demony. Przedstawiony
panteon jest skromny, ale prezentuje się z taką pompą i robi wokół siebie tyle
rozgardiaszu, że nie widzę potrzeby upychania tam kogoś jeszcze.
Jest w końcu wiła, wiła szaławiła i chmurny płanetnik. Relacja
tych dwojga opiera się na niepisanych zasadach. Każde z nich jest niezależne,
silne i idące własną stroną drogi. Ale co stanie się, kiedy spotkają się
pośrodku? Oda dopiero od niedawna świadoma tego, kim tak naprawdę jest, nie
pojmuje jeszcze w pełni ani swej mocy, ani natury. Szuka siebie podobnie jak
jej mały przyjaciel. Wije się przy tym, skręca i frustruje, bo niełatwo jest
pogodzić dziką, gwałtowną naturę wiły i logiczną, wykształconą stronę pani
doktor. Ale być może ta dzikość i obycie spotkają się gdzieś po środku, jak
płanetnik z wiłą. Oj nie ma łatwo Oda z
tym płanetnikiem, który dąsa się, ucieka i bardzo oszczędny jest w słowach. Walka z zazdrosną chmurą
burzową do łatwych nie należy.
A uczucia tylko przybierają na sile, bo zbliża się czas
zimowego przesilenia. Najdłuższej nocy w roku, podczas której granica między światami
się zaciera, a demony i dusze przodków mają dostęp do ludzkiego świata. Z
namacalną i konkretną mocą. Niezależnie od tego, że Oda nie wierzy w te gusła, to aura niepokoju
i śmierci przed którą tak wzbraniał się Roch, która tylko skłębiła ciemne
chmury nad jego głową, dopada i ją. Czasu jest coraz mniej, a napięcie popycha
Odę do w stronę rzeczy, których nie rozumie. I zmienia ją.
‘’Tańczyły
więc siostrzyce tanecznice, tańczyły ile sił w nogach, w sercach, w duszach, aż
w końcu przyszło wyzwolenie. Iskra i wiatr, który rozbuchał płomienie. Oda
zadarła głowę i roześmiała się w głos.’’
Obok humoru to książka Kisiel z największym ładunkiem emocjonalnym jaką
do tej pory przeczytałam. Dreszcz niepokoju nie wybrzmiewa w pełni, bo
spłaszcza go warstwa humorystyczna, ale jednak jest obecny. Fabularnie to nie
jest majstersztyk fantastyczny, ale z mitologią słowiańską mam styczność
rzadko, bo póki co zepchnięto ją do niszy i na razie nie zapowiada się na wybicie,
chociaż twórcy prężnie starają się ją podźwignąć, na tyle rzadko, że powiało
czymś nowym. A jak autorka oprawiła to w swój prosty, przystępny dla każdego
styl i zalała nas rozmiękczającym humorem, to w rezultacie majstersztyk na małą
skalę uzyskała. Wśród absurdu i ogólnego rozbawienia znalazło się miejsce na szukanie tożsamości, na rolę wiedzy we
współczesnym świecie i na przestrzeni lat oraz na miejsce natury. Na przyjaźń w
najlepszym wydaniu, choć nie wolną od konfliktów, na kapkę miłości i drobne
zatargi. Te poważne tematy przemycone są w tak rozcieńczonej formie, że nie
narzucają się czytelnikowi uderzeniem w potylicę, ale jednak delikatnie go
łechcą.
,,O
rany boskie, rany boskie, dlaczego ja w ogóle ciebie posłuchałem?! Dlaczego
polazłem za tobą do ciemnego lasu?! Przecież… przecież ty jesteś KOZĄ!!!’’
Nie mogę się doczekać, żeby ruszyć dalej ścieżką, którą
Marta Kisiel przetrze w polskiej literaturze fantasy. Punkt w którym jest teraz
i w którym jestem ja, jako czytelnik jej książek, to cholernie ładny punkt
widokowy, ale odnoszę wrażenie, że to nadal nie wierzchołek.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Zachęciłaś mnie, pomyślę nad tym tytułem :)
OdpowiedzUsuń~Pola
www.czytamytu.blogspot.com
Cieszę się, że tak bardzo przypadła Ci do gustu ;)
OdpowiedzUsuńPo Twojej recenzji siedzę i się zastanawiam dlaczego i jakim cudem nie przeczytałam jeszcze nic pióra autorki? Trzeba to nadrobić.
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Toż to wielka strata
UsuńBardzo podobała mi się ta książka <3 Nie mogę się doczekać kontynuacji!
OdpowiedzUsuńTa książka przewinęła mi się już na Instagramie, Twoja opinia niewątpliwie zachęca, ale na razie nie jestem do końca przekonana czy to będzie lektura dla mnie :)
OdpowiedzUsuńBooks Holic
Chyba czas się zapoznać z ta autorką.
OdpowiedzUsuń