poniedziałek, 11 marca 2019

Cienie Nowego Orleanu, Maciej Lewandowski





W literaturze jest kilka haseł, na które się uaktywniam. Okultyzm, XX wiek, demony, wudu, stary policyjny wyga, co sugeruje kawał skurczybyka, wszystkie te elementy wyciągnięte z opisu, a już tym bardziej zestawione razem sprawiły, że zareagowałam w jasno określony sposób. Chcę. Wszystko krzyczało, że to będzie coś innego, mniej kiczowatego, cukierkowego niż zwykle.

,,Nie spał, więc czytał akta, czytał akta, więc karmił swoje demony. Fascynacja i jej siostra obsesja. Znał je aż za dobrze, gdyż nurzał się od lat w ich objęciach, szukając tego, czego człowiek nie powinien odnaleźć. ‘’

Cienie Nowego Orleanu, to mroczna opowieść łącząca elementy kryminału i grozy, osadzona w tytułowym mieście w latach 20 XX wieku, gdzie uliczki wypełnia brzmienie Jazzu, a całe Stany objęte są prohibicją.

Główny bohater John Legrasse, weteran wojenny, a obecnie komisarz w stopniu porucznika, ma problemy z opanowaniem gniewu. W rozładowaniu napięcia pomaga mu terapeutyczna laleczka. Nie stroni od bitki i kieliszka. Choć jest starym policyjnym wygą, jedna sprawa wciąż nie daje mu spokoju. Luizjańskie bagna i makabryczny ofiarny krąg ciągną się za nim od 1907 roku, w którym pomógł zlikwidować groźną sektę i jej przewodnika. Sądził, że udało im się wyłapać wszystkich członków, ale kiedy podczas rutynowego nalotu na kryjówkę przemytników znajdują rytualnie okaleczone kobiece ciało, budzą się w nim wątpliwości. Podejrzewa, że wyznawcy demonów powrócili.

Legrasse nie wierzy w czarną magię, chce jedynie wyłapać resztki wynaturzeńców, którzy katują kobiety. I zakończyć tym samym sprawę sprzed blisko dwudziestu lat, która spędza mu sen z powiek. Ale w mieście tak przesiąkniętym wudu i okultyzmem, trudno zachować sceptycyzm, nawet jak wyszło się z okopów.

‘’Legrasse zapatrzył się w kubek. Na dole zebrała się czarna maź śmierdząca paleniskiem, dymem oraz torfem. Niespodziewanie poczuł chłód przeszywający kości oraz lepką, oślizgłą wilgoć sięgającą od stóp do kolan. Przymknął oczy, czekając na odległy odgłos bębnów. Na miarowy, gardłowy śpiew szaleńców tańczących wokół ogni oraz widok zwłok.’’

Komisarz to typ protagonisty spod ciemnej gwiazdy. Alkoholik, luźno interpretujący prawo w pewnych okolicznościach, ironiczny i kąśliwy do granic możliwości. W chwilach zagrożenia kierujący się zwierzęcym instynktem. Takich lubimy najbardziej. To taka odskocznia od błyszczących głównych bohaterów, którzy swoją obecnością rozjaśniają otoczenie. Legrasse je przyciemnia. Inteligentny, ale nie zawsze na tyle opanowany, żeby poprowadzić rozmowę w pożądanym kierunku. Jako przedstawiciel organu ścigania zna meandry przestępczego półświatka i balansuje na granicy, przekraczając ją wedle aktualnych potrzeb. Cechuje go jednak konsekwentna powtarzalność, która znaczy również rozwiązania fabularne.

Posuwające się śledztwo zostało oparte na jednym schemacie. Komisarz udaje się w jakieś miejsce, powiązane z akcją sprzed kilkunastu lat albo do kogoś, kto był w nią zamieszany ewentualnie winny jest mu przysługę. W ten sposób jest przesuwany jak pion po szachownicy, trafia z miejsca na miejsce. Trop, miejsce, osoba niekoniecznie w tej kolejności i tak w kółko, aż do ostatniej sceny. Nie ważne jak przyciągające były by kolejne scenerie, bohaterowie wyraziści a Legrasse zacięty, to jednak ta konwencja nudzi. Nie wiemy gdzie, ale zdajemy sobie sprawę, że komisarz zaraz wyląduje w kolejnym miejscu, odwiedzi starego znajomego, wyryje  drogę do nielegalnego lokalu i zasiądzie wśród szumowin. Największych ludzi miasta.

Za to pojedyncze sceny są ordynarne, przyziemne, pozbawione złudzeń co do otaczającej rzeczywistości. Tak naprawdę cały czas pełzamy po ziemi. Odkrywamy grzeszki bogatych i obnażamy sumienia biednych. Odnajdujemy gburowatość stojącą za profesurą i swoisty honor przestępców. Tutaj nikt nie cofnie się przed niczym, żeby osiągnąć cel. Środki to środki, niezależnie od skutków ubocznych. Każdy zadepcze każdego, ale i dźwignie cię, kiedy jest ci coś winien. Wejście w specyfikę tych wyzutych z emocji relacji i brutalnego pragmatyzmu nie każdemu przyjdzie równie łatwo.

–  Idź spokojnie, białasku – mruknął stary, stukając wymownie paznokciem w korpus strzelby. – Idź i się nie oglądaj. Czarnuch cię strzeże. – Zarechotał złośliwie.

Styl, na który składają się również bohaterowie, uważam za jeden z największych plusów książki. Nie stroniący od opisów, momentami pięknych, ale ukazujących piękno niskie, splugawione i obdarte z estetyzmu. Zostaje surowa i podstawowa warstwa. Człowiek patrzy na świat okiem sceptyków, ludzi przegranych i pogodzonych z losem i widzi to co oni. Ciężki to jest widok, ale dziwnie hipnotyzujący. Od tego karykaturalnego wynaturzenia trudno się oderwać. Od biedy, syfu i zaułków, w których gęstnieje mrok. Jednocześnie trudno nie zanurzyć się w upojnym świecie nielegalnych alkoholowych lokali. Nie przyciskać się między gibkimi ciałami prostytutek. Autorowi udało się stworzyć świat namacalny, żywy i autentyczny, gdzie każdy powinien pilnować własnych interesów.

Jednocześnie widać, że ma dużą wiedzę historyczną, że temat żywo go interesuje. Całość zawiera sporo przypisów, wstawek historycznych, informacji o strukturze organów ścigania. Przedstawiony okres kipi, bulgocze i gotuje się. Widać, że autor siedzi w nim głęboko i stara się wciągnąć w niego również czytelnika. W tym momencie przyznam, że nie wykorzystałam w pełni potencjału tej wiedzy. Z historii mam wiedzę podstawową i szczególnie za nią nie przepadam, to też szczegółowe informacje, którymi żongluje Lewandowski czasem wywoływały u mnie konsternację, a nie zamierzony efekt. Na pewno wiele aluzji mi umknęło. Ci z was, którzy są lepiej zaznajomieni  z tamtym okresem i jego konwenansami, na pewno wyciągną z lektury więcej. Mogę wam tylko pozazdrościć
.
Wiedza i styl zrobiły robotę. Dla tych dwóch rzeczy warto sięgnąć po tę książkę. Fabularnie, oprócz powtarzalności, o której wspomniałam, dzieje się za dużo. Sam wątek fantastyczny nie wysuwa się na pierwszy plan, a przy jego ograniczonej obecności autor upchnął w niego za dużo. Mam wrażenie, że nie mógł do końca zdecydować się, co też ostatecznie miało to być. Sekta, Wudu, okultyzm, nawiązanie do Lovecrafa… przy okrojonej części fantastycznej odniosłam wrażenie przeładowania i rozdrobnienia. Więcej nie znaczy lepiej. Tutaj też odnoszę wrażenie, że nie jestem w stanie wyodrębnić wszystkich elementów i tym razem, działa to na niekorzyść całości. Sam wątek grozy jest zanadto rozcieńczony, żeby finalnie wywołać zamierzony efekt. Efekt stopniowo wytraca na sile i pojedyncze sceny, które mają wstrząsnąć czytelnikiem nie dają rady utrzymać tego stanu przez długi czas. Nawiązania do Lovecrafta, sekty, elementu wudu… nie chodzi o to, żeby wcisnąć jak najwięcej. Jeżeli autor chciał się na czymś wzorować, mógł zdecydować się na jedną rzecz i podsunąć nam gładką całość, a nie mozaikę.

Autor niewątpliwie wykazał się obyciem tematycznym, stworzył niesamowicie duszny klimat i twór, z którym trzeba mierzyć się w ciężkich butach, z jadowitym językiem i ciężką głową, a najlepiej kieliszkiem pod ręką. Nie jest to majstersztyk grozy, kryminału, a zwłaszcza fantastyki, ale łącząc po trosze ze wszystkich składowych można być usatysfakcjonowanym z lektury. Znajomość przedstawionego okresu nie zaszkodzi, a wręcz jest wskazana, żeby wycisnąć z lektury jej pełne brzmienie. Ja nie mogłam wydobyć go w pełni, zdarzało się, że coś mi fałszowało. Ale całość zdecydowanie utrzymana jest w niskim brzmieniu, więc miłośnikom podobnych rytmów polecam.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu


8 komentarzy:

  1. Muszę przyznać, że pięknie piszesz, potrafisz zainteresować i nie skupiasz się na oklepanych banałach. Świetna recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię gdy w recenzji wypunktowane są i plusy i minusy powieści co pozwala mi zdecydować czy cenione przeze mnie rzeczy znajdę akurat w tej książce. Tutaj niestety szala przeważa na niekorzyść więc tytuł sobie odpuszczam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie cieszę się, że recenzja była na tyle szczegółowa, że pozwoliła ci zdecydować :)

      Usuń
  3. To zdecydowanie książka dla mnie! Lata 20. XX w oraz kryminał to coś co uwielbiam w książkach! Na pewno przeczytam :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba nie do końca moje klimaty, ale recenzję czytało się naprawdę dobrze :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też się uaktywniłam na przytoczone przez Ciebie słowa :D Książka do zapamiętania, chociaż akurat teraz nie miałabym chyba na nią nastroju.

    OdpowiedzUsuń