W literaturze jest kilka haseł, na które się uaktywniam.
Okultyzm, XX wiek, demony, wudu, stary policyjny wyga, co sugeruje
kawał skurczybyka, wszystkie te elementy wyciągnięte z opisu, a już tym
bardziej zestawione razem sprawiły, że zareagowałam w jasno określony sposób.
Chcę. Wszystko krzyczało, że to będzie coś innego, mniej kiczowatego,
cukierkowego niż zwykle.
,,Nie spał, więc czytał
akta, czytał akta, więc karmił swoje demony. Fascynacja i jej siostra obsesja.
Znał je aż za dobrze, gdyż nurzał się od lat w ich objęciach, szukając tego,
czego człowiek nie powinien odnaleźć. ‘’
Cienie Nowego Orleanu, to mroczna opowieść łącząca elementy
kryminału i grozy, osadzona w tytułowym mieście w latach 20 XX wieku, gdzie uliczki
wypełnia brzmienie Jazzu, a całe Stany objęte są prohibicją.
Główny bohater John Legrasse, weteran wojenny, a obecnie
komisarz w stopniu porucznika, ma problemy z opanowaniem gniewu. W rozładowaniu
napięcia pomaga mu terapeutyczna laleczka. Nie stroni od bitki i kieliszka. Choć
jest starym policyjnym wygą, jedna sprawa wciąż nie daje mu spokoju.
Luizjańskie bagna i makabryczny ofiarny krąg ciągną się za nim od 1907 roku, w
którym pomógł zlikwidować groźną sektę i jej przewodnika. Sądził, że udało im
się wyłapać wszystkich członków, ale kiedy podczas rutynowego nalotu na
kryjówkę przemytników znajdują rytualnie okaleczone kobiece ciało, budzą się w
nim wątpliwości. Podejrzewa, że wyznawcy demonów powrócili.
Legrasse nie wierzy w czarną magię, chce jedynie wyłapać
resztki wynaturzeńców, którzy katują kobiety. I zakończyć tym samym sprawę
sprzed blisko dwudziestu lat, która spędza mu sen z powiek. Ale w mieście tak
przesiąkniętym wudu i okultyzmem, trudno zachować sceptycyzm, nawet jak wyszło
się z okopów.
‘’Legrasse zapatrzył się w
kubek. Na dole zebrała się czarna maź śmierdząca paleniskiem, dymem oraz
torfem. Niespodziewanie poczuł chłód przeszywający kości oraz lepką, oślizgłą
wilgoć sięgającą od stóp do kolan. Przymknął oczy, czekając na odległy odgłos
bębnów. Na miarowy, gardłowy śpiew szaleńców tańczących wokół ogni oraz widok
zwłok.’’
Komisarz to typ protagonisty spod ciemnej gwiazdy.
Alkoholik, luźno interpretujący prawo w pewnych okolicznościach, ironiczny i
kąśliwy do granic możliwości. W chwilach zagrożenia kierujący się zwierzęcym instynktem. Takich lubimy najbardziej. To taka odskocznia od
błyszczących głównych bohaterów, którzy swoją obecnością rozjaśniają otoczenie.
Legrasse je przyciemnia. Inteligentny, ale nie zawsze na tyle opanowany, żeby
poprowadzić rozmowę w pożądanym kierunku. Jako przedstawiciel organu ścigania
zna meandry przestępczego półświatka i balansuje na granicy, przekraczając ją
wedle aktualnych potrzeb. Cechuje go jednak konsekwentna powtarzalność, która
znaczy również rozwiązania fabularne.
Posuwające się śledztwo zostało oparte na jednym schemacie.
Komisarz udaje się w jakieś miejsce, powiązane z akcją sprzed kilkunastu lat
albo do kogoś, kto był w nią zamieszany ewentualnie winny jest mu przysługę. W
ten sposób jest przesuwany jak pion po szachownicy, trafia z miejsca na
miejsce. Trop, miejsce, osoba niekoniecznie w tej kolejności i tak w kółko, aż
do ostatniej sceny. Nie ważne jak przyciągające były by kolejne scenerie,
bohaterowie wyraziści a Legrasse zacięty, to jednak ta konwencja nudzi. Nie
wiemy gdzie, ale zdajemy sobie sprawę, że komisarz zaraz wyląduje w kolejnym
miejscu, odwiedzi starego znajomego, wyryje
drogę do nielegalnego lokalu i zasiądzie wśród szumowin. Największych
ludzi miasta.
Za to pojedyncze sceny są ordynarne, przyziemne, pozbawione
złudzeń co do otaczającej rzeczywistości. Tak naprawdę cały czas pełzamy po
ziemi. Odkrywamy grzeszki bogatych i obnażamy sumienia biednych. Odnajdujemy
gburowatość stojącą za profesurą i swoisty honor przestępców. Tutaj nikt nie
cofnie się przed niczym, żeby osiągnąć cel. Środki to środki, niezależnie od
skutków ubocznych. Każdy zadepcze każdego, ale i dźwignie cię, kiedy jest ci
coś winien. Wejście w specyfikę tych wyzutych z emocji relacji i brutalnego
pragmatyzmu nie każdemu przyjdzie równie łatwo.
– Idź spokojnie, białasku –
mruknął stary, stukając wymownie paznokciem w korpus strzelby. – Idź i się nie
oglądaj. Czarnuch cię strzeże. – Zarechotał złośliwie.
Styl, na który składają się również bohaterowie, uważam za
jeden z największych plusów książki. Nie stroniący od opisów, momentami
pięknych, ale ukazujących piękno niskie, splugawione i obdarte z estetyzmu.
Zostaje surowa i podstawowa warstwa. Człowiek patrzy na świat okiem sceptyków,
ludzi przegranych i pogodzonych z losem i widzi to co oni. Ciężki to jest
widok, ale dziwnie hipnotyzujący. Od tego karykaturalnego wynaturzenia trudno się
oderwać. Od biedy, syfu i zaułków, w których gęstnieje mrok. Jednocześnie
trudno nie zanurzyć się w upojnym świecie nielegalnych alkoholowych lokali. Nie
przyciskać się między gibkimi ciałami prostytutek. Autorowi udało się stworzyć
świat namacalny, żywy i autentyczny, gdzie każdy powinien pilnować własnych
interesów.
Jednocześnie widać, że ma dużą wiedzę historyczną, że temat
żywo go interesuje. Całość zawiera sporo przypisów, wstawek historycznych, informacji
o strukturze organów ścigania. Przedstawiony okres kipi, bulgocze i gotuje się.
Widać, że autor siedzi w nim głęboko i stara się wciągnąć w niego również
czytelnika. W tym momencie przyznam, że nie wykorzystałam w pełni potencjału
tej wiedzy. Z historii mam wiedzę podstawową i szczególnie za nią nie
przepadam, to też szczegółowe informacje, którymi żongluje Lewandowski czasem
wywoływały u mnie konsternację, a nie zamierzony efekt. Na pewno wiele aluzji
mi umknęło. Ci z was, którzy są lepiej zaznajomieni z tamtym okresem i jego konwenansami, na
pewno wyciągną z lektury więcej. Mogę wam tylko pozazdrościć
.
Wiedza i styl zrobiły robotę. Dla tych dwóch rzeczy warto
sięgnąć po tę książkę. Fabularnie, oprócz powtarzalności, o której wspomniałam,
dzieje się za dużo. Sam wątek fantastyczny nie wysuwa się na pierwszy plan, a
przy jego ograniczonej obecności autor upchnął w niego za dużo. Mam wrażenie,
że nie mógł do końca zdecydować się, co też ostatecznie miało to być. Sekta, Wudu,
okultyzm, nawiązanie do Lovecrafa… przy okrojonej części fantastycznej
odniosłam wrażenie przeładowania i rozdrobnienia. Więcej nie znaczy lepiej.
Tutaj też odnoszę wrażenie, że nie jestem w stanie wyodrębnić wszystkich
elementów i tym razem, działa to na niekorzyść całości. Sam wątek grozy jest
zanadto rozcieńczony, żeby finalnie wywołać zamierzony efekt. Efekt stopniowo
wytraca na sile i pojedyncze sceny, które mają wstrząsnąć czytelnikiem nie dają
rady utrzymać tego stanu przez długi czas. Nawiązania do Lovecrafta, sekty,
elementu wudu… nie chodzi o to, żeby wcisnąć jak najwięcej. Jeżeli autor chciał
się na czymś wzorować, mógł zdecydować się na jedną rzecz i podsunąć nam gładką
całość, a nie mozaikę.
Autor niewątpliwie wykazał się obyciem tematycznym, stworzył
niesamowicie duszny klimat i twór, z którym trzeba mierzyć się w ciężkich
butach, z jadowitym językiem i ciężką głową, a najlepiej kieliszkiem pod ręką.
Nie jest to majstersztyk grozy, kryminału, a zwłaszcza fantastyki, ale łącząc
po trosze ze wszystkich składowych można być usatysfakcjonowanym z lektury.
Znajomość przedstawionego okresu nie zaszkodzi, a wręcz jest wskazana, żeby
wycisnąć z lektury jej pełne brzmienie. Ja nie mogłam wydobyć go w pełni,
zdarzało się, że coś mi fałszowało. Ale całość zdecydowanie utrzymana jest w
niskim brzmieniu, więc miłośnikom podobnych rytmów polecam.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Muszę przyznać, że pięknie piszesz, potrafisz zainteresować i nie skupiasz się na oklepanych banałach. Świetna recenzja.
OdpowiedzUsuńDziękuję, tak miło czytać coś takiego😊
UsuńLubię gdy w recenzji wypunktowane są i plusy i minusy powieści co pozwala mi zdecydować czy cenione przeze mnie rzeczy znajdę akurat w tej książce. Tutaj niestety szala przeważa na niekorzyść więc tytuł sobie odpuszczam
OdpowiedzUsuńW takim razie cieszę się, że recenzja była na tyle szczegółowa, że pozwoliła ci zdecydować :)
UsuńTo zdecydowanie książka dla mnie! Lata 20. XX w oraz kryminał to coś co uwielbiam w książkach! Na pewno przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ciekawa jestem odczuć w takim razie :D
UsuńChyba nie do końca moje klimaty, ale recenzję czytało się naprawdę dobrze :-)
OdpowiedzUsuńJa też się uaktywniłam na przytoczone przez Ciebie słowa :D Książka do zapamiętania, chociaż akurat teraz nie miałabym chyba na nią nastroju.
OdpowiedzUsuń