Zapiekły mnie oczy. Poczułam ciepło na twarzy. Uroniłam łzę,
a może kilka. Zaskakujące jest to, że na ten płacz mi się nie zbierało. Emocje
nie wrzały, nie przelewały się i chyba zdziwiłam się, kiedy jednak przeciekły.
Myślę, że z autorem było podobnie- on też nie spodziewał się, że to skończy się
tak, jak się skończyło. Mówiąc to, mam na myśli jego karierę medyczną, ale żeby
znaleźć się w tym punkcie, kiedy obydwoje doczekaliśmy się rzeczy
niespodziewanych, musimy się cofnąć. Bo na horyzoncie majaczyły punkciki i tak
naprawdę, każde z nas je widziało, ale specjalnie gapiliśmy się w słońce.
,Będzie bolało’’ to dziennik. Ale nie byle jaki dziennik,
tylko kajet młodego adepta medycyny gotowego na pięcie się po schodach kariery;
niosącego kaganek bezinteresownej pomocy. Wróćmy. W rzeczywistości to pewnie
zeszyt z sieciówki za kilka złotych, ale my mamy go w naszych rękach w formie książki.
Sześć lat po odejściu autora z zawodu.
Co skłoniło tego pełnego ideałów mężczyznę, wypuszczonego ze
studenckich objęć do porzucenia tej trudnej, ale wydawałoby się
satysfakcjonującej ścieżki? Stetoskop na szyi i lekarski kitel to była przecież
głośno rycząca duma i robiła ,,kogoś’’ z człowieka.
Zaczyna się od cynizmu, okraszone jest ironią i dozą humoru,
zakwalifikowanego pewnie przez niektórych jako czarny. Nie można się nie
roześmiać, bo chociaż rozbita głowa to poważna sprawa, to jednak ojciec, który
z nudów skacze na piłce do ćwiczeń w oczekiwaniu na potomka i upadłszy, rozcina
potylicę- to gwarancja co najmniej parsknięcia śmiechem. Dużo tutaj takich
parsknięć- autor zdecydował się na specjalizację ginekologiczną i podobne
anegdotki wytrząsa z rękawa szerokim strumieniem; podobnym do tego, którym
spływa krew wyrzęta ze spodni. Jeżeli do tej pory sądziliście, że nie śmieszą
was żarty o wyciąganiu przedmiotów z różnych otworów ciała(,tutaj tych poniżej
pasa), to zaczną.
,,Później
wpadam na pomysł, w jaki sposób mógłbym podszlifować swoje umiejętności w
zakresie drobnej motoryki, które niewątpliwie przydadzą mi się przy kolejnym
zakładaniu szwu okrężnego. Wysyłam do
mojej mamy SMS-a z pytaniem, czy w jej domu na dnie jakiejś szuflady nie leży
przypadkiem gra planszowa ,,Operacja’’. Mama odpisuje, że udało jej się
odnaleźć grę. Dodaje, że znalazła też magiczną kulę numer 8 – na wypadek gdybym
potrzebował jej przy stawianiu diagnoz.’’
To jest pierwsza warstwa- gdyby na niej się skończyło,
byłoby zwyczajnie wesoło, momentami niesmacznie, ale z dystansem. Być może jest
to znamienne dla medycyny albo większości zawodów, które są obciążające dla
wykonawców i roszczeniowe ze strony społeczeństwa, być może dla wszystkich poważnych
rzeczy w ogóle, ale na pierwszej warstwie się nie skończyło. Bo wkradł się i
smutek, a właściwie stąpał od dłuższego czasu na paluszkach, ale najpierw mocował
się cynizmem. Ironicznymi uwagami odpierał absurdy pacjentów, bo jak to
powiedział, można być albo dobrotliwym lekarzem, który z uśmiechem klepie
wszystkich po ramieniu i jest ,,dobrym duchem’’ oddziału, albo zdystansowanym
profesjonalistą, który przekazuje minimum informacji i skondensowany sens,
który gwarantuje zrozumienie, a komunikat jest na tyle bezbarwny, że uwalnia go
od rozmów z pacjentkami, z których każda kolejna odbierałaby pięć minut z jego
dnia. Te pięć minut okazuje się dosyć istotne, kiedy człowiek ma okazję
przespać się dwie godziny(Pięć minut na każdą z pacjentek!). Postawa
zdystansowanego specjalisty nie wynikała z wrodzonego ponuractwa autora; jak
sam przyznaje próbował być miły i wytrzymał… dwa dni. Po czym obydwie
zainteresowane strony wysunęły konkluzję, że to nie ma większego sensu.
Kiedy wydobywa się z portfela zapomniane bilety do teatru z
zaplanowanej randki, na którą po raz kolejny nie starczyło czasu i (kolejny)
rachunek za kwiaty w ramach przeprosin, to można się już tylko uśmiechnąć i
pomyśleć o tym, że pani kwiaciarka też się pewnie uśmiecha. I że kwiaty są
tańszą opcją. Albo kiedy próbuje się zaparkować, co okazuje się tak samo trudne
dla pracowników szpitala jak pacjentów, a nawet bardziej stresogenne; pojazd
lekarza czasem stoi na parkingu przez całą dobę, a każda godzina jest płatna.
Dodatkowo kiedy zależy ci na miejscu, na tym, żeby szybko dotrzeć do pracy i w miarę
możliwości, do domu i chciałbyś stać w dogodnym miejscu. Co udaje się dzięki
ciastkom przynoszonym pracownikom recepcji i przyjaznym uśmiechom, które
wypisują ci złoty bilet opatrzony uwagą oddziału położniczego. Parkingowy
okazuje się jednak alchemikiem; złoto zmienia w ołów uwagą o najdłuższym
porodzie. Historyczny poród zasługuje na mandat, koleś.
Na trzecim poziomie cynizm murszeje i obłazi, kawałek po kawałku.
Humor faluje i marszy się. Zbieramy te obdartusy, te płatki trzymania się i bez
zdziwienia układamy je na dłoni. Śmiał się autor, śmialiśmy się my, ale te fragmenty
łuszczyły się od początku i obłażenie postępowało. Taka lekarska przypadłość;
lekarze się łuszczą. Trzecia warstwa to rusztowanie szpitala; godziny pracy,
stosunek do pracowników, mozolny system drogi zawodowej. To miejsce wszystkich
odwołanych i przełożonych na nigdy miejsce randek z H. Partnerowi Adama albo
ogromnie na nim zależało i rozumiał jego aspiracje oraz tryb lekarskiego życia,
albo był po prostu jednym z tych ludzi, których ciężar cierpliwości trudno
udźwignąć. To miejsce przysypiania w
drodze i spania w samochodzie, kiedy z nocnej zmiany szło się od razu na
wieczorną. To miejsce obrażonych znajomych; za nieobecności na spotkaniach,
ślubach i chrzcinach. Czasem też pogrzebach. W jeden wolny dzień próbowało się
wcisnąć całe życie i na chrzciny córki przyjaciela nie starczało już miejsca. To
podpisanie dokumentu, który zaznacza, że wschodzących lekarzy nie obowiązuje
tygodniowa norma przepracowanych godzin.
,,Wszyscy
młodzi lekarze zostali poproszeni o podpisanie klauzuli wyłączającej nas spod
obowiązywania europejskiej dyrektywy w sprawie czasu pracy, ponieważ umowy,
które zawarliśmy ze szpitalem, nie spełniają wymagań, o jakich mowa we
wzmiankowanym akcie prawnym W ty tygodniu spędziłem z H. mniej niż dwie
godziny, za to pracowałem przez dziewięćdziesiąt siedem godzin. Powiedzieć, że
moja umowa ,, nie spełnia wymagań’’ dyrektywy, to nic nie powiedzieć. Moja
umowa wywlekła tę dyrektywę z łóżka w środku nocy, zaciągnęła ją – wrzeszczącą w
niebogłosy – do łazienki i zaczęła podtapiać w umywalce.’’
Młody lekarz pracuje; pracuje, bo musi, bo tak mu każą i nie
zawsze zapłacą za nadgodziny. Pracuje, bo nie chce zostawić swoich pacjentek.
Ma nawet od nich kolekcje kartek świątecznych i życzeń. Obok pozwów i zeszytu z
cytowanymi skargami. To żmudna droga zawodowa, która obejmuje kolejne etapy
doświadczenia; transferów między szpitalami i staży w odpowiedniej liczbie
placówek. Nikogo nie obchodzi, że stary szpital dzieli od nowego 60 kilometrów,
a twoje mieszkanie nie przemieszcza się na skorupie wielkiego żółwia. To równie
dobrze mogło być 160 kilometrów. Akademicka kanciasta wiedza nie pasuje do jarzeniówek
szpitala. Ucz się, powtórz odpowiednią ilość razy i naucz innych. Byle
sprawnie.
Można te warstwy obierać, dowolnie je tasować i przekładać. Kłaść
je na języku po kolei albo wepchnąć na raz do buzi. Nawet najgłębsze powołanie
potrzebuje wsparcia, wyraźny cel aprobaty, a pasja pożywki w docenieniu. Ludzi
takich jak Adam Kay powinno się wspierać, a nie deptać ich aspiracje żałośnie
niską pensją, a nadzieję brakiem wyciągniętej ręki. Nic dziwnego, że wśród
lekarzy odbywają się strajki. Dziwię się, że przedstawiciele służby zdrowia nie
plują przypadkowym przedstawicielom wyższego szczebla zaczynającego się na
literę P na buty.
Szokująca, zabawna- bezpretensjonalnie obnaża system
brytyjskiej opieki zdrowotnej. W pewnym momencie jednak jest za dużo prawdy w
tej żywej kronice, a prawda jest czasem ciężkostrawna. Za dużo dla autora i
czytelnika. Bo pomaganie innym też boli. Tylko, że nikt nie wziął w ręce bólu
pomagającego.
Nie dla mnie - nie odpowiada mi ani temat ani gatunek. Nie tym razem.
OdpowiedzUsuńW trakcie czytania pojawia się taki trochę śmiech przez łzy. Rzadko sięgam po książki w formie dzienników, ale ta pozycja okazała się niezwykle ciekawa.
OdpowiedzUsuńO tej pozycji pierwszy raz dowiedziałam się podczas czytania książki o pielęgniarkach autorstwa Christie Watson i jest ona na mojej liście do przeczytania. Zwłaszcza, że lubię czytać o drugiej stronie zawodów, w tym przypadku medycyny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
recenzje-zwyklej-czytelniczki.blogspot.com
Witaj i wbijaj do nas! 😜 Reaktywujemy grupę i chcielibyśmy abyś działała razem z nami! 😉 https://www.facebook.com/groups/StartBloga
OdpowiedzUsuń