środa, 29 kwietnia 2020

Wsi spkojona! Niewesoła!




Wsi spokojna, wsi wesoła… ale nie tutaj. Jak ktoś każe mi zebrać myśli wokół wsi w literaturze, odnoszę wrażenie, rozbiegają się wtedy w dwie różne strony. Jedna w stronę sielską, udrapowaną w koronki bawełnianych sukienek i impresjonistycznych krajobrazów, druga w biedę, włóczykijstwo i negatywną prostotę. Myślę o Panu Tadeuszu i Małych kobietkach, na pewno nie sztandarowych ale wymownych, oprowadzających czytelnika i roztaczających protekcję odprężenia. Z drugiej strony mam w głowie Prawiek i inne czasy oraz Rdzę. Z wsią gdzie dzieciaki bawią się na torach, gdzie nie raz leje się za dużo wódki i z małostkowości wynurzają się ciosy. Gdzie, owszem, jest szczęśliwie, ale bywa biednie, brudno i poniżająco tak bardzo, że człowiek sztywnieje jak wygarbowana skóra albo się łamie.

Bawołek stanął sobie gdzieś obok ze swoją wsią, bo przecież nie o nią się tutaj głównie rozchodzi. Prozą skierowaną na siebie przeszłego rozlicza się z teraźniejszym, a raczej wypadałoby napisać, wspomina tych, którzy odeszli. Każdy rozdział, każdy wątek, myśl, historia w historii to nie podkreślenie, a negacja pustki. Bo po tych, którzy odeszli, nie zostało puste miejsce a rama konstrukcyjna. Rama, przez którą przerzucony jest most z teraz do kiedyś.

Kiedy przywołuje się wspomnienia, kadruje się odpowiednio i tnie, żeby wyeksponować te szczęśliwe, które być może wcale nie są najszczęśliwsze, ale oflagowane jako znaczniki kiedyś; kiedyś dziecięcego, kiedyś nastoletniego, kiedyś młodego dorosłego. Narrator niczego nie tnie i nie kadruje. Jego wspomnienia nie są pokolorowane i pocukrzone jak chleb z dzieciństwa. Jednak balansują gdzieś pomiędzy tak było, tak to interpretowałem, a to dopisałem i się dopełniło.  Osoba, która odeszła nie jest tylko osobą, jest zbiorem zdarzeń, uczuć i prawidłowości w których zanurzony jest wspominający. Czasem działa jak kotwica, trzymająca znaczenia i konteksty.

Nie wydaje się to jednak wierną prawdą. Kawałek jest wzięty i rzucony. Faktycznie tak było. Kawałek dopowiedziany. Bo tak to właśnie brzmiało i chcę wam tak to opowiedzieć. A kawałek dopisany, bo tak mogłoby być, więc na jakiej podstawie sądzić, że tak nie było? Podążamy za surowym wspomnieniem wymieszanym z opieszałym oniryzmem interpretacji.

I tak czytając o kontaktach narratora z kobietami, ach! Jakie to kontakty! To się czuje, o tym nie da się pisać, należy czytać jedynie to co  jest przekazywane w sposób intymny czytelnikowi bezpośrednio, a nie łańcuszkowo. I znowu się zastanawiamy czy oglądamy oczyma dziecka wybujałą seksualizacje, finiszowanie fantazji nastoletniego wigoru czy odsłoniono nam śmiałość doświadczenia człowieka, który satysfakcje musi już podszyć ubarwieniem. Nie wiem. Nie wiem. Ale te kontakty, po prawdzie, intymność z nich wyziera i zostaje w głowie na długo. Nadal mam w swojej uda drżące jak trzcina przygięta ciężarem.

Tutaj nic nie jest łatwe i oczywiste. Czy prawda czy mrzonka nie ma większego znaczenia. Każdy pamięta i wznosi wspomnienia po swojemu. Po to jest przeszłość, żeby na niej budować, niekoniecznie wiernie odpamiętywać. Zresztą kto powiedział, że ta postawiona, a nie odkopana jest bardziej ułomna i mniej prawdziwa. Odnoszę wrażenie, że autor snuje te opowieści trochę dla tych, którzy odeszli, trochę dla siebie. Nie dla czytelnika- dlatego jest to proza wymagająca. Wymaga skupienia i ugiętych kolan, żeby się na tym moście od przeszłości do teraźniejszości nie wywalić.

Trzeba trzymać równowagę, tak jak trzymana jest w całości. Jak pomiędzy tą wsią idylliczną, a wsią ordynarną. Gdzie za dużo się pije i bez zakąski i gdzie jeździ się do zagajników obfitych w grzyby. Gdzie za przewinę boli skóra i gdzie kuchnia to znajomy zapach. Gdzie kwitną drzewa i gdzie dostawało się w mordę. Taka to wieś. I takie to wspomnienia. Zawieszone wszystko pomiędzy idyllą a szkaradą rzeczywistości. Czułe w opisie, trafne i miejscami arogancko przyziemne.
Równowaga; i dobrze się to czyta.


Waldemar Bawołek, Pomarli
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020

1 komentarz: