Przyznam szczerze, że motyw magii nie jest najbardziej
porywającym mnie motywem z gatunku fantastyki. Aczkolwiek nie mogę wyzbyć się sentymentu
do Harrego Pottera, któremu czasami uda się przeniknąć do moich aktualnych
czytelniczych wyborów. Od czasu do czasu mam zwyczajnie ochotę poczytać o
ciskaniu zaklęciami albo wymachiwaniu różdżkami. Nie trafiłam jeszcze
na fantastykę z tym motywem, którą przyjęłabym z podobnym entuzjazmem co
perypetie młodego czarodzieja. Ale jak z wykreowaniem magicznego świata
poradziła sobie Carter?
Akademia w Jerarze słynie z wyśrubowanych oczekiwań. Co roku
przyjmowanych jest do niej zaledwie piętnaścioro uczniów; po piątce do każdej z
trzech frakcji, których szkoli się na magów. Chętnych jest jednak o wiele
więcej. Mają rok, żeby udowodnić, że są najlepsi. Dziesięć miesięcy wytężonej nauki,
katorżniczych treningów i pracy ponad siły. Riyah marzy o najbardziej
niedostępnej i wymagającej frakcji bojowej. Czy jednak uda jej się sprostać
wymaganiom mistrzów i stawić czoła uszczypliwemu księciu, który najwyraźniej
znienawidził ją od pierwszej chwili?
,,Sędziowie wolą dostrzec w
was wojowników, a nie żołnierzy(…)Żołnierze podążają za innymi na bitwę-
słuchają rozkazów i dzielnie walczą.
Wojownik może zrobić to samo, ale jednocześnie jest dowódcą, niezależnym
najemnikiem i strategiem.’’
Całość wykreowana jest oszczędnie, żeby nie powiedzieć,
ubogo. Jedynym miejscem, w którym się obracamy jest akademia. Przez cały
pierwszy tom idziemy równolegle tokiem nauki rekrutów, zapoznając się z
morderczym programem pierwszego roku. Kandydatów jest wielu, bo co roku zbiera się
ich ponad setka. Setka śmiałków z różnych warstw społecznych, licząca na dobrą
płacę w zawodzie maga, prestiż oraz szacunek.
Niezależnie od tego czy wywodzą się z elity czy nizin wszyscy przechodzą
przez te same karkołomne ćwiczenia, żeby sprostać horrendalnym wymaganiom i
sprostać rygorystycznym zasadom. Przyszli magowie niezależnie od preferowanej frakcji
muszą przyzwyczaić się do wyczerpujących treningów fizycznych, po których część
z nich pada zemdlona i wyczerpana. Pomiędzy nauką historii, strategii i
szerokiej wiedzy ogólnej muszą wyciszyć się wystarczająco, żeby nie rozpraszały
ich ataki na zajęciach z medytacji i znaleźć siłę, żeby dzierżyć broń podczas
wymyślnych ćwiczeń bojowych. Najbardziej elitarna z trzech szkół nie przyjmuje
rekrutów z otwartymi ramionami. Podłe jadło, zakwaterowanie w koszarach, cisza
nocna i antypatia mistrzów skutecznie doskwierają co bardziej zrezygnowanym i
zawiedzionym. Bańka prestiżowej szkoły szybko pęka.
,,No cóż, wygląda na to, że
wszyscy nadal tutaj jesteście. Z całych sił postaram się, by was do tego
zniechęcić.’’
Na samym początku tworzy się przepaść między bogatymi
uczniami, a ,,plebejuszami’’. Kandydaci z elity już od najmłodszych lat są
angażowani w wyczerpujące ćwiczenia, mające przygotować ich na wstąpienie w
mury akademii. Pozostali uczniowie muszą dwoić wysiłki, chcąc dogonić
rówieśników, którzy wyprzedzają ich pracą o kilka lat i troić, jeżeli chcą
wyjść przed szereg i zabłysnąć przed mentorami, którzy faworyzują bardziej
obytych kandydatów.
Riyah i jej brat Alex zaczynają właśnie z takiej mniej
uprzywilejowanej rodziny. Bez typowego treningu ani specjalnego przygotowania,
liczą na to, że same zdolności wystarczą. Zwłaszcza Riyah, która w
przeciwieństwie do bliźniaka, który wykazuje zdolności ukierunkowane na
uzdrawianie, nie odkryła jeszcze swojego potencjału magicznego. Nie przeszkadza
jej to jednak w podjęciu decyzji o wyborze frakcji, o którą toczy się
najbardziej zacięta rywalizacja pozbawiona konwenansów uprzejmości.
Zdeterminowana, żeby dostać się do piątki szczęśliwców… szybko traci zapał,
kiedy przy początkowych zadaniach podwija jej się noga i równie szybko go
odzyskuje. Te wahania nastrojów kompletnie mnie rozstrajały i zirytowały na
tyle, że szybko znielubiłam główną bohaterkę. Riyah co prawda dąży cały czas do
celu, ale powinna zachowywać się bardziej konsekwentnie. Na szczęście wraz z
upływem czasu jej nastrój odrobinę krzepnie i stabilizuje się i nie dręczące ją
rozterki nie są aż tak częste. Na korzyść tej postaci działa fakt, że nie
wchodzi na scenę jako ,,genialny plebejusz i nie rozwala wszystkich dookoła’’. Bez wątpienia za sinusoidą nastrojów, kryje się też żelazna ambicja, wielkie marzenia i finalnie, niezłomna determinacja. Riyah należy dać szansę i wstrzymać się z oceną, bo to postać, która stopniowo zaciska zęby i prostuje plecy.
‘’To nie w porządku, że musiałam pracować podwójnie ciężko, ale
jeśli bym tego nie robiła, w kolejnych miesiącach tylko zwiększyłaby się
przepaść między nami.’’
Tutaj źródło magii jest wrodzone. Akademia jest odpowiedzialna
za rozwijanie pewnych umiejętności i pokazanie studentom, jak mogą osiągnąć
pełnię możliwości i dojść do szczytowego punktu swojej mocy. Każdy ma jednak
wrodzony ,,potencjał’’, który kształtuje jego możliwości. Jest bazą decydującą
o wysokości wybicia się. Riyah owy potencjał ma, ale w momencie trafienia do
akademii jej plasuje się poniżej przeciętnego poziomu. To co udaje jej się osiągnąć
zawdzięcza ciężkiej pracy i zaparciu, a i tak nie staje się nagle najlepszą z
kandydatów, co uważam za jedyne słuszne rozwiązanie, inaczej chyba odłożyłabym
tę książkę. Na uwagę i aprobatę zasługuje również fakt, że mentorzy pomimo przynależności
do elity z racji swojej rangi, pomimo naturalnych uprzedzeń, potrafią się przez
nie przebić i docenić utalentowanych, nisko urodzonych kandydatów.
Postać Riyah nie przypadła mi do gustu, aczkolwiek zarówno
ona jak i reszta bohaterów została nakreślona bardzo wyraziście. Alex jest
czarującym łamaczem dziewczęcych serc i preferuje wygodę i bezpieczeństwo w
przeciwieństwie od swojej siostry. Ella, przyjaciółka Riyah jest silną, pewną
siebie młodą kobietą, a książę Darren… Książę Darren jest sarkastyczny i pogardza
wszystkimi dookoła, ale czasem z pod maski rozpieszczonego książątka wychyla
się coś więcej. Młody władca pomimo niezwykle silnego daru magicznego nie
uchyla się od ciężkiej pracy i… dwuznacznych sformułowań. Riyah miota się w
uczuciach do księcia i nie potrafi określić czy chłopak jest jej życzliwy.
Jest to literatura młodzieżowa i najczęściej, niestety nie
omija wątków miłosnych. Tutaj, na szkolnych korytarzach, nie mogło być inaczej.
Styrani i narzekający kandydaci mają jeszcze siłę na amory i relacja love-
hate, która tutaj kiełkuje…Nie. W przeważającej części wątki miłosne w
młodzieżówkach i w ogóle wątki miłosne poprowadzone są w taki sposób, że psują
mi przyjemność z lektury. Tego uczucia, które rodzi się tutaj, również nie
,,kupuję’’. Goniło mnie ze strony na stronę. Jest jednak w akceptowalnej formie
i pomimo tego, że może nie przypaść do gustu, można je tolerować. Zdaję sobie jednak sprawę, że znajdzie się sporo miłośników tego typu relacji.
Gonił mnie wątek miłosny i… goniłam przez książkę, bo język
jest prosty i pomimo tego, że nie wychodzimy poza akademię, cały czas coś się
dzieje. Drobne problemy, utarczki i potknięcia, czas końcowej próby zbliża się
nieubłaganie i ciężko będzie czytać tę książkę dłużej niż przed dwa wieczory.
Angażuje uwagę dzięki dynamizmowi i żywotności cechującej bohaterów i
wydarzenia, ale dzięki nieskomplikowanym konstrukcjom płyniemy przez treść bez
większego obciążenia poznawczego i..
Fabuły. Kończyłam książkę ze zdziwieniem, bo nie zawiązała
się tu żadna akcja. Szukałam, ezastanawiałam się i pierwszy raz od dawna nie zaczepiłam
się o gałęzie fabularne; intrygi polityczne, rebelia, wojna w tle, tutaj tego
nie znajdziemy. Jest pierwszy rok w Akademii w Jerarze i tyle. Nie mogę
doczekać się drugiego tomu, bo przypuszczam, że trylogia nie zamknie się w
murach akademii. Schemat goni schemat, autorka ograła je dosyć banalnie i w
pewnym momencie nieprzyjemnie nawarstwiają się z poczuciem: to już było.
Dodatkowo wykreowany świat nie wnosi krztyny nowatorstwa. Światotworzenie
przebiegło oszczędnie i mało spektakularnie.
A jednak ,,Pierwszy rok’’ czytało się przyjemnie. Autorka
oszczędną kreację nadrobiła dynamicznym tempem, które pcha czytelnika do przodu
i mimo tego, że przewidujemy co się wydarzy, to nabieramy rozpędu i nie
zwalniamy. Zagłębiamy się dalej w historię, która jest akceptowalna
stylistycznie i fabularnie. To tak jak ze średnimi filmami, czasem nie mamy
ochoty na nagradzane ekranizacje, tylko na filmy, które nie były szczególnie
dobre, ale każdy je lubił.
Za egzemplarz dziękuję serdecznie wydawnictwu
O ile ta kreacja trochę budzi moje wątpliwości, uwielbiam książki pełne dynamiki, więc chyba dam się przekonać. Jestem bardzo ciekawa wątku miłosnego. I tak na marginesie, również mam do Harrego wielki sentyment :)
OdpowiedzUsuńJa kompletnie zakochałam się w tej serii ❣️ już nie mogę doczekać się trzeciej części.
OdpowiedzUsuńTak, czytałam twoją recenzję, ale to właśnie jest świetne w książkach. Jednym przypadną do gustu, innym nie. Muszę przyznać, że mam bardo wyśrubowane wymagania względem fantastyki, ale absolutnie rozumiem, że ta seria może się podobać, bo ,,płynie się'' przez nią.
UsuńOjjjj nie lubię takich książek :/
OdpowiedzUsuńMagię w książkach lubię, ale do HP nie potrafię się przekonać, tyle prób już było.
OdpowiedzUsuńW przeciwieństwie do Ciebie magia i wszystkiego rodzaju jej szkoły są moim ulubionym motywem w fantastyce. Ale to chyba własnie poszło od obsesji na punkcie HP :) Strasznie chcę przeczytać tę książkę, choć przyznam, że nie mam dużych oczekiwań i jak widać słusznie. Jednak jak książkę czyta się przyjemnie, to chyba na tę chwilę dla mnie wystarczy :)
OdpowiedzUsuńCarter postawiła na pewne znane motywy, ale mimo to książka wyszła jej naprawdę dobrze :D Mi się bardzo podobała, dobrze się przy niej bawiłam.
OdpowiedzUsuńJa również bawiłam się dobrze, o czym napisałam, ale poza ,,dobrze'' niestety nic tu nie wychodzi :) Są wady mniejsze i większe, czyta się to fajnie, ale to tyle :) Jak dla mnie oczywiście
Usuń