wtorek, 26 marca 2019

Fantastyczne zwierzęta. Zbrodnie Grindelwalda . Scenariusz Oryginalny, J.K. Rowling




Jedną z podstawowych kwestii przy lekturze Fantastycznych stworzeń jest to, czy w ogóle lubi się czytać scenariusze. Bo tak jak zawsze; jednym przypadnie do gustu to co stworzyła Rowling, innym nie. Niektórzy uznają to za niepotrzebny wkręt fabularny, ale abstrahując od treści, w tym wypadku ważna jest sama forma. Osobiście żałuję tylko, że nie są to powieści.

Na pewno mogłabym pokręcić głową nad sensownością poszczególnych wątków, ale to jeden z tych dodatków, z tych przedłużeń historii, gdzie nieraz coś zgrzytnie, ale nie sprawia to, że uznajemy całość za bezsensowny twór. Rowling z pewnością należy do grona autorów przywiązanych do swojego uniwersum, ale nadal potrafi pokazać kilka ciekawych uliczek. Nie wszystkie muszą się nam podobać, ale w ostatecznym rozrachunku widać ich prawidłowość i zamysł.

‘’Nie mogę podziwiać kogoś, kto chce zabić wszystko, czego się boi lub czego nie rozumie’’

W drugim tomie na scenie pojawia się długo wyczekiwany, czarny charakter. Zdemaskowanemu i schwytanemu z Nowym Jorku Grindelwaldowi udaje się zbiec z więzienia. Jego celem jest zgromadzenie zwolenników sprawy- wyniesienie czarodziejów ponad wszystkie niemagiczne istoty. W szczególności ponad mugoli. Dumbledore i Newt Skamander muszą mu w tym przeszkodzić. Drogi Newta, Tiny, Quennie i Jacoba ponownie się krzyżują. Ich nowa misja w Paryżu okaże się sprawdzianem miłości i lojalności w coraz bardziej podzielonym świecie czarodziejów.

,,Kobiety na tym drzewie oznaczano jako kwiaty. Piękne. Osobne.’’

Ciężko jest mi oddzielić całkowicie film od scenariusza. Film oglądałam jako pierwszy i pomimo tego, że nie wszystkie wątki przypadły mi do gustu, to jednak scenariusz broni się prostotą i zwięzłością w momentach, które twórcy filmu przesadnie rozwlekli. Smaczki ze świata czarodziejów, które w filmie niekiedy osiadają na mieliźnie i nie są pociągnięte dalej, tutaj odczuwalne są bardziej jako mrugnięcie oka do fanów serii. Sam scenariusz jest bardziej dynamiczny i skondensowany, sporo można z niego wyciągnąć.

Najbardziej wyczekiwana postać Grindelwald, w filmie odrobinę przerysowana za sprawą nadmiarowości ekscentryzmu, który cechuje postacie Deepa, tutaj bez tej nadmiarowości jest dla mnie bardziej akceptowalna. Kiedy ubiorę go w bardziej przeciętną prezentację fizyczną, zostaje postać radykała, w której nie trudno dopatrzeć się wpływów dwudziestolecia międzywojennego( o współczesności już w ogóle nie wspominając. Grindelwald nie godzi się na żadne układy, o wątpliwej wartości i równości. Chce tego, żeby czarodzieje wstali z kolan i zajęli należne im miejsce, w którym nie ma układów z mugolami. Szowinistyczny przekaz  o wątpliwej równości ubiera jednak w eleganckie, łagodne słowa, które trafiają do wielu. Nie zawsze są to osoby ze złymi intencjami. Grindelwald z wyczuciem tka swoją ideę i przekaz w porównaniu do jego następcy, Voldemorta. Udaje m się zebrać idealistów, a obok nich ludzi prostych, mających nadzieję na lepsze życie… na miłość.
,,Ty mi mówisz o wyborze? Jedno z nas powinno być odważne, a ty jesteś tchórzem!’’


Pomimo kilku mrugnięć w stronę czytelnika, które nie rozwijają się w przewlekłe spojrzenie, nagromadzenia wątków miłosnych  i nierównego rozłożenia akcji; bo środek jest wypełniony najmniej, to miło jest wrócić do czarodziejskiego świata i…poznać młodego Dumledora. Poza tym, jestem bezgranicznie zakochana w postaci Newta, nieśmiałego protagonisty, który lepiej rozumie zwierzęta niż ludzi. Jego brak poszanowania dla zasad, nieobycie społeczne i silny kompas moralny rozkochały mnie w nim do reszty.

Serię traktuję jako sentymentalne pochylenie głowy przez Rowling. Sama też odrobinę tak to odbieram. Do tego wydanie, nie mogę o nim nie wspomnieć, bo wydanie jest dopracowane w najmniejszy szczególe i podbija przyjemność czerpaną z lektury. Głębokie, nasycone kolory, złote ornamenty okładki, esy floresy w środku i ilustracje… coś niesamowitego. Grafik popłynął i stworzył kawałek niesamowitego klimatu.

Cały szkopuł w tym, że po tych dwóch częściach, jakoś nie potrafię zwizualizować sobie kolejnych. Pozostaje więc tylko czekać. Z przyjemnością przejdę się jeszcze znajomymi uliczkami.

Za egzemplarz dziekuję wydawnictwu 


2 komentarze:

  1. Nie wiem dlaczego, ale kompletnie nie ciągnie mnie do tych scenariuszy. Gdyby to była powieść jako taka - wtedy bardzo chętnie. Ale scenariusz? Nie. Film oglądnę i styknie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozumiem. Też z przyjemnością przeczytałaby powieść *___*

    OdpowiedzUsuń