Jedną z podstawowych kwestii przy lekturze Fantastycznych
stworzeń jest to, czy w ogóle lubi się czytać scenariusze. Bo tak jak zawsze; jednym przypadnie do gustu to co stworzyła Rowling, innym nie. Niektórzy uznają
to za niepotrzebny wkręt fabularny, ale abstrahując od treści, w tym wypadku
ważna jest sama forma. Osobiście żałuję tylko, że nie są to powieści.
Na pewno mogłabym pokręcić głową nad sensownością poszczególnych
wątków, ale to jeden z tych dodatków, z tych przedłużeń historii, gdzie nieraz
coś zgrzytnie, ale nie sprawia to, że uznajemy całość za bezsensowny twór.
Rowling z pewnością należy do grona autorów przywiązanych do swojego uniwersum,
ale nadal potrafi pokazać kilka ciekawych uliczek. Nie wszystkie muszą się nam
podobać, ale w ostatecznym rozrachunku widać ich prawidłowość i zamysł.
‘’Nie mogę podziwiać kogoś, kto chce zabić
wszystko, czego się boi lub czego nie rozumie’’
W drugim tomie na scenie pojawia się długo wyczekiwany,
czarny charakter. Zdemaskowanemu i schwytanemu z Nowym Jorku Grindelwaldowi udaje
się zbiec z więzienia. Jego celem jest zgromadzenie zwolenników sprawy-
wyniesienie czarodziejów ponad wszystkie niemagiczne istoty. W szczególności ponad
mugoli. Dumbledore i Newt Skamander muszą mu w tym przeszkodzić. Drogi Newta,
Tiny, Quennie i Jacoba ponownie się krzyżują. Ich nowa misja w Paryżu okaże się
sprawdzianem miłości i lojalności w coraz bardziej podzielonym świecie
czarodziejów.
,,Kobiety
na tym drzewie oznaczano jako kwiaty. Piękne. Osobne.’’
Ciężko jest mi oddzielić całkowicie film od scenariusza.
Film oglądałam jako pierwszy i pomimo tego, że nie wszystkie wątki przypadły mi
do gustu, to jednak scenariusz broni się prostotą i zwięzłością w momentach,
które twórcy filmu przesadnie rozwlekli. Smaczki ze świata czarodziejów, które
w filmie niekiedy osiadają na mieliźnie i nie są pociągnięte dalej, tutaj
odczuwalne są bardziej jako mrugnięcie oka do fanów serii. Sam scenariusz jest bardziej
dynamiczny i skondensowany, sporo można z niego wyciągnąć.
Najbardziej wyczekiwana postać Grindelwald, w filmie
odrobinę przerysowana za sprawą nadmiarowości ekscentryzmu, który cechuje
postacie Deepa, tutaj bez tej nadmiarowości jest dla mnie bardziej akceptowalna.
Kiedy ubiorę go w bardziej przeciętną prezentację fizyczną, zostaje postać
radykała, w której nie trudno dopatrzeć się wpływów dwudziestolecia
międzywojennego( o współczesności już w ogóle nie wspominając. Grindelwald nie
godzi się na żadne układy, o wątpliwej wartości i równości. Chce tego, żeby
czarodzieje wstali z kolan i zajęli należne im miejsce, w którym nie ma układów
z mugolami. Szowinistyczny przekaz o wątpliwej
równości ubiera jednak w eleganckie, łagodne słowa, które trafiają do wielu.
Nie zawsze są to osoby ze złymi intencjami. Grindelwald z wyczuciem tka swoją
ideę i przekaz w porównaniu do jego następcy, Voldemorta. Udaje m się zebrać
idealistów, a obok nich ludzi prostych, mających nadzieję na lepsze życie… na
miłość.
,,Ty
mi mówisz o wyborze? Jedno z nas powinno być odważne, a ty jesteś tchórzem!’’
Pomimo kilku mrugnięć w stronę czytelnika, które nie rozwijają
się w przewlekłe spojrzenie, nagromadzenia wątków miłosnych i nierównego rozłożenia akcji; bo środek jest
wypełniony najmniej, to miło jest wrócić do czarodziejskiego świata i…poznać
młodego Dumledora. Poza tym, jestem bezgranicznie zakochana w postaci Newta,
nieśmiałego protagonisty, który lepiej rozumie zwierzęta niż ludzi. Jego brak
poszanowania dla zasad, nieobycie społeczne i silny kompas moralny rozkochały
mnie w nim do reszty.
Serię traktuję jako sentymentalne pochylenie głowy przez
Rowling. Sama też odrobinę tak to odbieram. Do tego wydanie, nie mogę o nim nie
wspomnieć, bo wydanie jest dopracowane w najmniejszy szczególe i podbija
przyjemność czerpaną z lektury. Głębokie, nasycone kolory, złote ornamenty
okładki, esy floresy w środku i ilustracje… coś niesamowitego. Grafik popłynął
i stworzył kawałek niesamowitego klimatu.
Cały szkopuł w tym, że po tych dwóch częściach, jakoś nie
potrafię zwizualizować sobie kolejnych. Pozostaje więc tylko czekać. Z
przyjemnością przejdę się jeszcze znajomymi uliczkami.
Za egzemplarz dziekuję wydawnictwu
Nie wiem dlaczego, ale kompletnie nie ciągnie mnie do tych scenariuszy. Gdyby to była powieść jako taka - wtedy bardzo chętnie. Ale scenariusz? Nie. Film oglądnę i styknie.
OdpowiedzUsuńRozumiem. Też z przyjemnością przeczytałaby powieść *___*
OdpowiedzUsuń