Zazwyczaj omijamy się z romansami szerokim łukiem, żeby uniknąć
odpowiednio krytyki i frustracji. Sprawy ułożyły się jednak tak, że od
niepamiętnych czasów akurat miałam ochotę na romans. Ochota szybko przeminęła.
Romans przyszedł i co zrobić? Trzeba było go przeczytać…
,, No pewnie, że jestem.
Jak mam nie być? Czasami myślę, że za dużo tego szczęścia. Nawet te głupie
studia…’’
Czy pierwszą miłość można przeżyć drugi raz?
Marcel po wypadku nie odzyskuje przytomności. Dominika jest
zdruzgotana- zamiast układać sobie życie z ukochanym, spędza długie godziny
przy szpitalnym łóżku. Nie ma dnia, żeby przy nim nie czuwała. Heroicznie
walczy o każdy oddech Marcela i ima się różnych sposobów, mając nadzieję, że pomoże
mu to się wybudzić. Nie traci nadziei, że ukochany pewnego dnia do niej wróci.
Chwila, w której chłopak się budzi okazuje się jedną z najszczęśliwszych chwil
w jej życiu…
Radość przeradza się jednak w niedowierzenie i rozpacz,
kiedy okazuje się, że Marcel nie pamięta dwóch ostatnich lat… lat które
obejmowały ich poznanie się i związek. Czy łączące ich uczucie okaże się
silniejsze do zapomnienia? Czy można zakochać się po raz drugi w tej samej
osobie?
Tak jak wspomniałam, przez moment miałam ochotę na romans,
owszem. Cóż, że ta chwila okazała się ulotna. Nie przeszkadzałoby mi to jednak
wypowiedzieć się o książce pozytywnie, gdyby historia i styl zostały z wyczuciem
ograne…
Zaczęło się od bohaterów. Zdaję sobie sprawę, że bohaterowie
młodzieżówek i YA są kreowani w specyficzny, typowy sposób. Ale bez przesadyzmu.
Kiedy dostaję chłopaka, który studiuje dwa kierunki: socjologię i informatykę,
a posługuje się mieszaniną slangu najgorszego sortu i przekleństw, to jestem
nieco zdezorientowana. Wystarczyło mu inteligencji na podjęcie i kontynuowanie
dwóch niełatwych kierunków, ale na wysławianie się na poziomie i ogładę
towarzyską już nie do końca. W takim razie chyba coś mocno się rozjechało.
Naprawdę, nastolatki nie wciskają przekleństw w co drugie zdanie, chyba, że ja
obracałam się wśród innego rodzaju ludzi. Jednak nie. Przecież studiuję...
Kolejna rzecz, że autorka na siłę starała się wyprostować
kręgosłupy moralne bohaterów. Ludzie nie są do bólu dobrzy. Nie wybaczają
wszystkiego i zazwyczaj nie pożyczają praktycznie obym osobom od ręki kwoty
rzędu dziesięciu tysięcy. Ładne to i szlachetne, tylko w ramki oprawić. Szkoda,
że niewiele ma wspólnego z rzeczywistym obrazem.
,,Pamiętasz wróżbę, że
zakochasz się w syrence?’’
Ukłuła mnie również merytoryka. Mniejsze i większe głupotki
jak to, że rodzi się dziecko i ma twarz, paluszki i włosy rodziców, mini
portret. Nie, prawdopodobnie rodzi się małą czerwoną kulką i nie wygląda jak
tatuś. Nie wyobrażam też sobie, żeby ktoś podtykał osobie w śpiączce domowe jedzenie, typu bekon,
kiełbasy i oscypki, żeby szybciej się obudziła, czując woń ,,swojskiego
jedzenia’’ i snuł przy tym opowieść o jajecznicy na skwierczącym boczku. Jest
granica absurdu, której nie przekraczają nawet zakochani. Ta scena zatoczyła
szeroki łuk w społeczności czytelników na instagramie i podejrzewam, że zatoczy
równie szeroki w blogosferze i wśród czytelników w ogóle. Stanie się słynna.
Ale jak to mówią, chodzi o to, żeby o czymś mówiono, nie ważne jak ani w jakich
słowach.
Historia jak historia, chłopak w śpiączce, którego amnezja
wsteczna obejmuje akurat czas, kiedy w jego życiu pojawiła się dziewczyna-
bohaterka. Naciągane. Stereotypowe. Schematyczne. Przy czym tak bardzo mi to
nie przeszkadza, bo chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że są romanse, które
stawiają na fabułę, budowanie historii i wielowątkowość, to jednak sięgam po
ten gatunek tak rzadko, że jestem świadoma tego, że mogę trafić na coś
oklepanego i cukierkowego. Nie przeszkadza mi to, czasem trzeba, przełknę to,
co więcej czasem mam nawet na to ochotę.
Ale stylu nie wybaczę. W pewnym momencie byłam zwyczajnie
zbita z tropu. Bo całość wygląda tak, jakby autorka zdecydowała się na styl
niski, a momentami przypominało się jej, że to jednak literatura i trzeba
wtrącić coś przez duże ,,L’’. Jedna rzecz historia, inna merytoryka, ale niech
chociaż będzie spójnie.
Odpierając zarzuty i rozwiewając wątpliwości, nie czytałam
pierwszej części. Moja opinia nie jest podyktowana jej nieznajomością, bo jak
mnie zapewniono, książki można czytać oddzielnie. Może historia nabiera głębi i
sensu jako całość. Ale styl i wykonanie są niezależne. Jeżeli przez większość
czasu bohaterowie posługują się budzącą zastrzeżenia polszczyzną, a inni padają
jak ścięte lilie…
Cóż mogę rzec.
Ja również padłam niczym ścięta lilia.
Za egzemplarz dziękuję serdecznie wydawnictwu
Miałam czytać, ale widzę, że nie ma co sięgać po tę pozycję xD
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Raczej nie polecam
UsuńSkutecznie mnie zniechęciłaś :P
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ja też romanse zwykle omijam szerokim łukiem i przedstawiłaś właśnie doskonałe wytłumaczenie dlaczego :) Aczkolwiek ja też nagle dostałam ochoty na schrupanie "ognistego romansu" - jestem na 30 stronie i tonę w odmętach czarnej rozpaczy, że jeszcze 400 kolejnych stron męczarni przede mną :D
OdpowiedzUsuńSłyszałam kilka podobnych opinii na temat tej książki i raczej nie planuję jej czytać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Grovebooks