Dzieci muszą być bardzo pobłażliwe w stosunku do dorosłych.
Antoine de Saint-
Exupery, Mały Książę
Często te dziecięce lektury wywierają na mnie największe
wrażenie; czy to obsadzając dzieci w roli poszukiwaczy przygód, herosów, czy wnikliwych
obserwatorów. To właśnie ta ostatnia opcja wywołuje u mnie korny i najszerszy
uśmiech. Nie wszyscy lubią z dziećmi przebywać; ja lubię dodatkowo rozmawiać.
Rozmowy z dziećmi są zajmujące. Wciągające. Boleśnie szczere. Czasem mam z nich
ubaw po pachy. Czasem głęboką refleksję.
Podczas kiedy dorośli wiją się i pocą między pachołkami konwenansów
i presji społecznej, dzieci przechodzą obok nich. Jak ktoś jest piękny, to jest
piękny. Jak ktoś jest gruby, to jest gruby. Jak ktoś śmiesznie się zachowuje,
to jest śmiesznie. Po prostu. Nie zawsze miłe to i przyjemne, ale często
zaskakująco trafne, bo nieprzepuszczone przez filtr tego, co wypada.
Mając naście, a czasem o dobre kilkanaście lat więcej, wiemy,
że na otyłość składają się różne czynniki, tak samo jak zachowanie i ubiór. Ale
jednocześnie posługujemy się też schematami, które pozwalają nam na szybsze
podejmowanie decyzji, ocenę sytuacji i kojarzenie. Stajemy się tendecyjni.
Dzieci tych schematów jeszcze nie mają. I to jak tłumaczą sobie pewne rzeczy
jest lepsze od wszystkich artykułów naukowych. I moim skromnym zdaniem,
ciekawsze.
Dla Anielki alzheimer nie jest chorobą neurodegeneracyjną,
która prowadzi do otępienia, trudności w przypominaniu sobie, spadku zdolności
kognitywnych i listy długich objawów nazwanych fachowo przez lekarzy i
psychologów. Dla niej alzheimer to ten ktoś, o którym mówi mama, że przez niego
babcia zachowuje się tak dziwnie. Wszystkie kłótnie i problemy są jego sprawką,
a ona, Anielka, nawet nie potrafi wymówić nazwy choroby. Alzheimer zostaje więc
Panem A. Dla dziewczynki jest bardziej osobą, prowodyrem niż przypadłością.
,,Do niedawna mieszkałam tylko z rodzicami i siostrą, ale pewnego
dnia wprowadziła się do nas babcia. I właśnie wtedy zaczęły się kłopoty, bo
chyba nikt z nas nie podejrzewał, że razem z babcią wprowadzi się do nas i Pan.
Postanowiłam więc do Pana napisać, bo mi się Pan po prostu nie podoba. Nie
lubię Pana nic a nic. I chciałabym prosić, by się Pan od nas wyprowadził. Lity
będę zostawiać na progu pokoju babci. (…)Jest Pan zły. A do tego niewidzialny,
choć słyszałam, jak babcia rozmawia z Panem od czasu do czasu.’’
Anielka pisze
i zostawia listy do Pana A. codziennie, chociaż przepisanie ich na czysto
zajmuje jej sporo czasu. Ta kilkuletnia dziewczynka pisze je wieczorami, kiedy
powinna już spać. Zdarza się, że są to listy ozdobione łzami. Wypełnione żalem
i bezsilną frustracją. Ale zazwyczaj są to przede wszystkim listy uprzejme;
listy dobrze wychowanej dziewczynki, która jest silnie emocjonalnie związana ze
swoją rodziną oraz. Widać, że spędza z nimi sporo czasu, ponieważ powiedzenia
typowe dla osób starszych przenikają do jej języka. Tym na co zwróciłam uwagę i
co mnie uderzyło, było to, że miejscami te listy odznaczają się przyjacielskim
tonem. Obok żalu, złości i rozgoryczenia widzę dziecięce zagubienie.
Dziewczynkę, która musi opowiedzieć komuś o całej tej sytuacji, przeanalizować
swoje uczucia i czasem napomknąć o szarej codzienności, która przecież nadal
się toczy. Szkoła wciąż istnieje, koleżanki wymieniają się bransoletkami, a dom
wypełnia gwar; kiedy całego miejsca nie zajmuje alzheimer. Więc obok proszenia,
żądania i grożenia Anielka po prostu snuje opowieść. O tym jak zmienia się ich
rozkład dnia i wypracowane normy, o pasjach, o relacjach z siostrą. O tym
wszystkim, na co nie starcza na razie miejsca.
Ci, którzy do
tajemnicy listów są dopuszczeni, doświadczają głębokiego wzruszenia. Podobnie
jak czytelnik. Bo z tych listów przebija miłość do babci Tosi. Dziecięcy upór i
wiara, żeby coś zrobić, kiedy zrobić nic się da.
,,Wiem, że sobie ze wszystkim poradzę. Pana też wykurzę w naszego
domu. Bo babcia zawsze mówiła, że kropla drąży skałę. Moje listy są takimi
kroplami, a Pan jest skałą. Proszę pamiętać, że ja się nie poddam. Za bardzo
kocham moją babcię!’’
Autorka
oprócz pisania o dziecku, pozwala sobie na przyjęcie dziecięcej perspektywy i
umożliwia to czytelnikowi. Możemy porzucić znajome ramy racjonalizmu. Tego, że
chory na alzheimera zapomina w wyniku postępującej choroby. Ten tytuł pozwala
zatrzymać się i tupnąć nogą; na niezrozumienie
i niesprawiedliwość. Na nieodpowiedniość tego, co następuję. Na to, że
wszystkowiedząca, zaradna babcia nie potrafi odnaleźć drogi do domu. Że myli
parapet z szufladą i podlewa tam kwiaty. Że zdarza się jej pomylić wnuczę w
córką, co zalewa falą oburzenia i nie do końca zrozumiałego smutku tą pierwszą.
Pozwala nam
na kotłowanie się z tymi emocjami, z tym niesprawiedliwym, ale niezmiennym
porządkiem rzeczy. Pozwala cierpieć, złościć się i frustrować. Przede wszystkim
pozwala szukać; sposobu na poradzenie sobie z sytuacją. Z chorobą. Z faktem, że
,,moja babcia nie jest jedyna’’. Z istnienia choroby, która nikomu nie próbuje
zrobić w ten sposób na złość; dotyka wielu ludzi i nikogo specjalnie nie
wybiera. Z przyjęciem i przepracowaniem straty, która nie jest jeszcze
przykryta banałami typu: ,,tak to już jest ze starymi ludźmi’’, ,, to było
nieuniknione, alzheimer taki jest’’. Anielka nie daje odebrać sobie smutku
przez racjonalizm dorosłych. Ona go w sobie nosi i pielęgnuje, bo to przecież
jej ukochana babcia Tosia. Pielęgnuje tak regularnie i pieczołowicie, że coś z
niego kiełkuje. Zrozumienie dla tej całej choroby i odchodzenia. Tego, że to po
prostu jest, a niekoniecznie jest złośliwością. I że warto powiesić i czyścić
obraz babci, która wiedziała wszystko i pamiętała wszystko, a już na pewno ją,
swoją wnuczkę Anielkę.
Słyszałam
głosy i mogę się tylko domyślać ile ta książka znaczy dla osób, do których
domów również zakradł się Alzheimer. Wszystko wraca i wychyla się z kątów, w
które człowiek stara się nie patrzeć. Takie osoby przeczytają tę książkę
inaczej. Po swojemu. Prywatnie, bo ta historia będzie ich historią, ale
jednocześnie czymś odrębnym. Bo gość każdego domu był troszeczkę inny.
Jednocześnie
to książka uniwersalna. Każdemu z nas przypadła konfrontacja ze stratą albo
stanięcie z nią w szranki jeszcze przed nim. Będziemy pisać swoje listy; na
papierze albo w głowie. Może do Pana A., może do Pani B. albo Pana R. Na ten
moment nie wiemy, jaka literka nam przypadnie. Ale wiem jedno, mam nadzieję, że
te wszystkie listy nie pozostaną bez odpowiedzi. Że do każdego trafi list zwrotny.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję
Pięknie dziękuję. Wzruszyłam się, czytając opinię o książce. Bo chyba ja ciągle jeszcze w myślach piszę te listy do Pana A. jak Anielka.
OdpowiedzUsuń