sobota, 28 września 2019

Listy do A., Anna Sakowicz



Dzieci muszą być bardzo pobłażliwe w stosunku do dorosłych.
Antoine de Saint- Exupery, Mały  Książę

Często te dziecięce lektury wywierają na mnie największe wrażenie; czy to obsadzając dzieci w roli poszukiwaczy przygód, herosów, czy wnikliwych obserwatorów. To właśnie ta ostatnia opcja wywołuje u mnie korny i najszerszy uśmiech. Nie wszyscy lubią z dziećmi przebywać; ja lubię dodatkowo rozmawiać. Rozmowy z dziećmi są zajmujące. Wciągające. Boleśnie szczere. Czasem mam z nich ubaw po pachy. Czasem głęboką refleksję.

Podczas kiedy dorośli wiją się i pocą między pachołkami konwenansów i presji społecznej, dzieci przechodzą obok nich. Jak ktoś jest piękny, to jest piękny. Jak ktoś jest gruby, to jest gruby. Jak ktoś śmiesznie się zachowuje, to jest śmiesznie. Po prostu. Nie zawsze miłe to i przyjemne, ale często zaskakująco trafne, bo nieprzepuszczone przez filtr tego, co wypada.

Mając naście, a czasem o dobre kilkanaście lat więcej, wiemy, że na otyłość składają się różne czynniki, tak samo jak zachowanie i ubiór. Ale jednocześnie posługujemy się też schematami, które pozwalają nam na szybsze podejmowanie decyzji, ocenę sytuacji i kojarzenie. Stajemy się tendecyjni. Dzieci tych schematów jeszcze nie mają. I to jak tłumaczą sobie pewne rzeczy jest lepsze od wszystkich artykułów naukowych. I moim skromnym zdaniem, ciekawsze.

Dla Anielki alzheimer nie jest chorobą neurodegeneracyjną, która prowadzi do otępienia, trudności w przypominaniu sobie, spadku zdolności kognitywnych i listy długich objawów nazwanych fachowo przez lekarzy i psychologów. Dla niej alzheimer to ten ktoś, o którym mówi mama, że przez niego babcia zachowuje się tak dziwnie. Wszystkie kłótnie i problemy są jego sprawką, a ona, Anielka, nawet nie potrafi wymówić nazwy choroby. Alzheimer zostaje więc Panem A. Dla dziewczynki jest bardziej osobą, prowodyrem niż przypadłością.

,,Do niedawna mieszkałam tylko z rodzicami i siostrą, ale pewnego dnia wprowadziła się do nas babcia. I właśnie wtedy zaczęły się kłopoty, bo chyba nikt z nas nie podejrzewał, że razem z babcią wprowadzi się do nas i Pan. Postanowiłam więc do Pana napisać, bo mi się Pan po prostu nie podoba. Nie lubię Pana nic a nic. I chciałabym prosić, by się Pan od nas wyprowadził. Lity będę zostawiać na progu pokoju babci. (…)Jest Pan zły. A do tego niewidzialny, choć słyszałam, jak babcia rozmawia z Panem od czasu do czasu.’’

Anielka pisze i zostawia listy do Pana A. codziennie, chociaż przepisanie ich na czysto zajmuje jej sporo czasu. Ta kilkuletnia dziewczynka pisze je wieczorami, kiedy powinna już spać. Zdarza się, że są to listy ozdobione łzami. Wypełnione żalem i bezsilną frustracją. Ale zazwyczaj są to przede wszystkim listy uprzejme; listy dobrze wychowanej dziewczynki, która jest silnie emocjonalnie związana ze swoją rodziną oraz. Widać, że spędza z nimi sporo czasu, ponieważ powiedzenia typowe dla osób starszych przenikają do jej języka. Tym na co zwróciłam uwagę i co mnie uderzyło, było to, że miejscami te listy odznaczają się przyjacielskim tonem. Obok żalu, złości i rozgoryczenia widzę dziecięce zagubienie. Dziewczynkę, która musi opowiedzieć komuś o całej tej sytuacji, przeanalizować swoje uczucia i czasem napomknąć o szarej codzienności, która przecież nadal się toczy. Szkoła wciąż istnieje, koleżanki wymieniają się bransoletkami, a dom wypełnia gwar; kiedy całego miejsca nie zajmuje alzheimer. Więc obok proszenia, żądania i grożenia Anielka po prostu snuje opowieść. O tym jak zmienia się ich rozkład dnia i wypracowane normy, o pasjach, o relacjach z siostrą. O tym wszystkim, na co nie starcza na razie miejsca.

Ci, którzy do tajemnicy listów są dopuszczeni, doświadczają głębokiego wzruszenia. Podobnie jak czytelnik. Bo z tych listów przebija miłość do babci Tosi. Dziecięcy upór i wiara, żeby coś zrobić, kiedy zrobić nic się da.

,,Wiem, że sobie ze wszystkim poradzę. Pana też wykurzę w naszego domu. Bo babcia zawsze mówiła, że kropla drąży skałę. Moje listy są takimi kroplami, a Pan jest skałą. Proszę pamiętać, że ja się nie poddam. Za bardzo kocham moją babcię!’’

Autorka oprócz pisania o dziecku, pozwala sobie na przyjęcie dziecięcej perspektywy i umożliwia to czytelnikowi. Możemy porzucić znajome ramy racjonalizmu. Tego, że chory na alzheimera zapomina w wyniku postępującej choroby. Ten tytuł pozwala zatrzymać się i tupnąć nogą; na niezrozumienie  i niesprawiedliwość. Na nieodpowiedniość tego, co następuję. Na to, że wszystkowiedząca, zaradna babcia nie potrafi odnaleźć drogi do domu. Że myli parapet z szufladą i podlewa tam kwiaty. Że zdarza się jej pomylić wnuczę w córką, co zalewa falą oburzenia i nie do końca zrozumiałego smutku tą pierwszą.

Pozwala nam na kotłowanie się z tymi emocjami, z tym niesprawiedliwym, ale niezmiennym porządkiem rzeczy. Pozwala cierpieć, złościć się i frustrować. Przede wszystkim pozwala szukać; sposobu na poradzenie sobie z sytuacją. Z chorobą. Z faktem, że ,,moja babcia nie jest jedyna’’. Z istnienia choroby, która nikomu nie próbuje zrobić w ten sposób na złość; dotyka wielu ludzi i nikogo specjalnie nie wybiera. Z przyjęciem i przepracowaniem straty, która nie jest jeszcze przykryta banałami typu: ,,tak to już jest ze starymi ludźmi’’, ,, to było nieuniknione, alzheimer taki jest’’. Anielka nie daje odebrać sobie smutku przez racjonalizm dorosłych. Ona go w sobie nosi i pielęgnuje, bo to przecież jej ukochana babcia Tosia. Pielęgnuje tak regularnie i pieczołowicie, że coś z niego kiełkuje. Zrozumienie dla tej całej choroby i odchodzenia. Tego, że to po prostu jest, a niekoniecznie jest złośliwością. I że warto powiesić i czyścić obraz babci, która wiedziała wszystko i pamiętała wszystko, a już na pewno ją, swoją wnuczkę Anielkę.

Słyszałam głosy i mogę się tylko domyślać ile ta książka znaczy dla osób, do których domów również zakradł się Alzheimer. Wszystko wraca i wychyla się z kątów, w które człowiek stara się nie patrzeć. Takie osoby przeczytają tę książkę inaczej. Po swojemu. Prywatnie, bo ta historia będzie ich historią, ale jednocześnie czymś odrębnym. Bo gość każdego domu był troszeczkę inny.

Jednocześnie to książka uniwersalna. Każdemu z nas przypadła konfrontacja ze stratą albo stanięcie z nią w szranki jeszcze przed nim. Będziemy pisać swoje listy; na papierze albo w głowie. Może do Pana A., może do Pani B. albo Pana R. Na ten moment nie wiemy, jaka literka nam przypadnie. Ale wiem jedno, mam nadzieję, że te wszystkie listy nie pozostaną bez odpowiedzi. Że do każdego trafi list zwrotny.




Za egzemplarz serdecznie dziękuję

1 komentarz:

  1. Pięknie dziękuję. Wzruszyłam się, czytając opinię o książce. Bo chyba ja ciągle jeszcze w myślach piszę te listy do Pana A. jak Anielka.

    OdpowiedzUsuń