Wspominałam o tym na instagramie, wspomnę i tutaj. Tę
jesień, a może i kolejne, zobaczymy, mianowałam jesienią grozy. W końcu
zabrałam się za książki zalegające. Za nowe również. Debiutancka powieść
Urbanowicza nie jest nowa, ale została wznowiona i to był dobry czas, żeby do
niej wrócić. Albo zacząć. Gałęziste-
to nawet pasuje do jesieni.
Karolinę i Tomka poznajemy podczas wyjazdu na długi,
świąteczny weekend. Za cel podróży obierają Suwalszczynę; żyzne, urodziwe
tereny z bujną historią, której korzenie sięgają daleko w głąb. Miało chodzić
tylko o odpoczynek na łonie natury, ucieczkę od zgiełku i codziennych
problemów, ale każde ma w tej wycieczce własny cel. Karolina liczy, że wspólny
wyjazd podreperuje związek, który powoli się wypala, a Tomek traktuje go jak
ucieczkę od rodzinnego spędu.
Kłopoty zaczynają się jednak od razu po przyjeździe. Okazuje
się, że właściciele, u których wynajęli domek, wyjechali i zapomnieli o nich.
Drogą telefoniczną zaaferowani wynajmujący proponują coraz bardziej
zdenerwowanej młodej parze pokój w sąsiedniej wiosce, Białodębach, opłacając
tam ich pobyt. Miejsce, w którym stoi zaledwie kilka domów na krzyż, w
sąsiedztwie historycznego cmentarza zdaje się być idealną bazą wypadową i
początkiem zwiedzania.
W czasie wycieczki kumuluje się jednak wiele czynników.
Wyjazd zbiega się w czasie z triduum paschalnym, świętem tak znamiennym dla
chrześcijaństwa, z zaginięciem znanej lekarki i specyficzną atmosferą lasu.
Lasu, który nieraz Karolinę i Tomka zachwyca, a chwilami wprowadza w stan
niemal petryfikacji. Ze strachu, nie z zachwytu.
,,I ta cisza. Zupełnie jakby ktoś wyłączył
dźwięk. Żadnego śpiewu ptaków ani szumu wiatru, który poruszałby drzewami’’.
Tym, co przede wszystkim wyróżnia tę powieść, jest jej
umiejscowienie i wiedza na temat Suwałk, którą dysponuje autor. Umiejętnie
oprowadza nas po okolicznych terenach, tworząc coraz bardziej szczegółową mapę
topograficzną, a zarazem przejrzysty przewodnik turystyczny. Widzimy miejsca
znane i bliskie tylko miejscowym, które powoli zapominane są przez ludzi, a
które z wdziękiem przejmuje natura. Małe jeziorka, niewielkie mosty, wzgórza.
Wszystko to ma swoją historię, podania i duchy, które śledzą bywalców lasów na Suwalszczyźnie
żółtymi ślepiami.
,,To miejsce to gniew. Gniew jest tym miejscem.’’
To właśnie ten las najbardziej mnie urzekł. Motyw lasu to
jeden z moich ulubionych, jeżeli chodzi o osadzenie akcji i symbolikę. To też
stosunkowo rzadki okaz w zalewie mainstreamowej tandety amerykańskiego plastiku
i zatłoczonych miast. Literatura grozy i fantastyka utrzymana w konwencji Gałęziste jest mile widzianą
mniejszością, lawirującą między rodzimymi słowiańskimi bóstwami i historią
Suwalszczyzny z jej mrocznymi podaniami. Autor rozbudował zaplecze historyczne
i topograficzne. Nie da się tego nie zauważyć i nie docenić.
Odrobinę gorzej wypada część merytoryczna i stylistyczna. O
religii się tutaj mówi i na jej temat toczą się kłótnie wbrew porzekadłu, że
tego tematu lepiej w towarzystwie nie poruszać. Ciężko jednak tego uniknąć,
kiedy Karolina jest osobą wierzącą i praktykującą, a przede wszystkim szczerze
wierze oddaną, a Tomek przedstawia się jako dumny ateista, kierujący się w
życiu logiką i niepodważalnymi prawdami; pogrubia kontury wykreowanej w ten
sposób tożsamości i nie bez emocji wytyka innym błędy, którymi obarczona jest wiara.
Te dyskusje toczą się między naszą parą, ale nie tylko, przenoszą się też pomiędzy
inne postacie. I niestety, są dosyć płytkie i jałowe. Chwilami czułam się,
jakbym napotykała rosnącą frustrację dwójki dzieciaków, które powtarzają zasłyszane
i wytarte frazesy i atakują, kiedy ich kulawe argumenty okazują się zanadto
chwiejne. Biorąc pod uwagę to, że religia krąży między peryferiami a centrum;
nawet jeżeli nie ma jej na widoku, wyczuwamy ją za plecami bohaterów,
oczekiwałam lepszego przygotowania w tym temacie. Dyskusji będącej czymś więcej
niż przepychanką i argumentów, które nie są banałami.
Drugą rzeczą, na której ogromnie się zawiodłam, mimo tego,
że to debiut, a debiutom wybacza się więcej, był styl. Nazbyt prosty i
przerysowany w swojej potoczności, jak dla mnie zwyczajnie nienaturalny. W
pewien sposób broni się tym, że bohaterami jest para nastolatków, więcej, para,
która często się kłóci. Kłótnie nastolatków obfitują w wulgaryzmy
charakterystyczne dla chwil uniesienia i skrótowce językowe, to fakt. Młodzi
dorośli znają jednak elementarne zasady języka polskiego i nie zachowują się
jak rozkapryszone nastolatki w szczycie dojrzewania obrażone na cały świat
oprócz picia, imprez i eksponowania innym swojego niezadowolenia ludźmi i
światem. Zazwyczaj. Rozumiem, że bohaterowie byli młodzi; byli też w wieku,
który pozwalał na nieco inną narrację oraz warstwę dialogową. Myślę, że każdy
rozsądzi podług siebie, czy postacie w tym wieku to więźniowie stereotypowych
nastoletnich prawideł czy niekoniecznie.
,,Ten paradoksalny stan spowodowała istota,
która wyszła z jeziora i podążała za nią krok
w krok.(…) Wtem to usłyszała. Ten bulgotliwy głos, który rozległ się przy
niej. Jednocześnie kwiecisty i szarmancki.’’
Fabuła za to zaskakuje i cały czas się nadbudwuje. Nawet,
jeżeli pozornie nic się nie dzieje, należy czytać uważnie, bo dygresje
wynikłe z rozmów i opisów prowadzą nas
potem do osiowych wydarzeń, mimo, że to czasem pojedyncze akapity. Trochę jak z
drzewem, ważny jest nie tylko gruby pień, ale najcieńsze witki gałęzi.
Umiejętnie nakreślona, z zaskakującą wprawą powyginana, potrafi czytelnika
zaskoczyć, co nie zawsze udaje się autorowi przy pierwszej książce. Pewne
schematy są znane; ale umówmy się, mówiliśmy o tym, że trudno tego uniknąć i
niekoniecznie jest to czymś złym. Zwłaszcza jak stare miesza się z nowym.
Gałęziste tytułuje się grozą; ale z równym powodzeniem
wypadają jako dreszczowiec czy paranormalny thriller. Balansują na granicy javy
i snu. Schizofrenicznych majaków, delirium i przerażenia młodych ludzi. Tutaj
las jest autonomicznym bytem, bytem świadomym, a człowiek… tylko gościem, który
nie zna reguł. Ani dróg. Wchodzi do tego lasu, a tam… już ktoś, coś, rezyduje. To
las i Suwalszyzna spisują historię. I losy.
Książka nie jest wolna od debiutanckich znamion. Nie jest
też wolna od, miejscami irytująco, uproszczonej warstwy stylistycznej i silnie
statecznych fragmentów. Ale autor zwodzi czytelnika, a niepokój zaczepia o
niego jak gałęzie o ubrania bohaterów. Wchodząc do lasu, wchodzimy w rejon
słowiańskich bóstw i pomylonych dróg. Z powodzeniem możemy krążyć po nich do
samego końca.
Za egzemplarz dziękuję serdecznie
Wydawnictwu Vesper
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz