czwartek, 3 października 2019

Gałęziste, Artur Urbanowicz







Wspominałam o tym na instagramie, wspomnę i tutaj. Tę jesień, a może i kolejne, zobaczymy, mianowałam jesienią grozy. W końcu zabrałam się za książki zalegające. Za nowe również. Debiutancka powieść Urbanowicza nie jest nowa, ale została wznowiona i to był dobry czas, żeby do niej wrócić. Albo zacząć. Gałęziste- to nawet pasuje do jesieni.

Karolinę i Tomka poznajemy podczas wyjazdu na długi, świąteczny weekend. Za cel podróży obierają Suwalszczynę; żyzne, urodziwe tereny z bujną historią, której korzenie sięgają daleko w głąb. Miało chodzić tylko o odpoczynek na łonie natury, ucieczkę od zgiełku i codziennych problemów, ale każde ma w tej wycieczce własny cel. Karolina liczy, że wspólny wyjazd podreperuje związek, który powoli się wypala, a Tomek traktuje go jak ucieczkę od rodzinnego spędu.
Kłopoty zaczynają się jednak od razu po przyjeździe. Okazuje się, że właściciele, u których wynajęli domek, wyjechali i zapomnieli o nich. Drogą telefoniczną zaaferowani wynajmujący proponują coraz bardziej zdenerwowanej młodej parze pokój w sąsiedniej wiosce, Białodębach, opłacając tam ich pobyt. Miejsce, w którym stoi zaledwie kilka domów na krzyż, w sąsiedztwie historycznego cmentarza zdaje się być idealną bazą wypadową i początkiem zwiedzania.

W czasie wycieczki kumuluje się jednak wiele czynników. Wyjazd zbiega się w czasie z triduum paschalnym, świętem tak znamiennym dla chrześcijaństwa, z zaginięciem znanej lekarki i specyficzną atmosferą lasu. Lasu, który nieraz Karolinę i Tomka zachwyca, a chwilami wprowadza w stan niemal petryfikacji. Ze strachu, nie z zachwytu.

,,I ta cisza. Zupełnie jakby ktoś wyłączył dźwięk. Żadnego śpiewu ptaków ani szumu wiatru, który poruszałby drzewami’’.

Tym, co przede wszystkim wyróżnia tę powieść, jest jej umiejscowienie i wiedza na temat Suwałk, którą dysponuje autor. Umiejętnie oprowadza nas po okolicznych terenach, tworząc coraz bardziej szczegółową mapę topograficzną, a zarazem przejrzysty przewodnik turystyczny. Widzimy miejsca znane i bliskie tylko miejscowym, które powoli zapominane są przez ludzi, a które z wdziękiem przejmuje natura. Małe jeziorka, niewielkie mosty, wzgórza. Wszystko to ma swoją historię, podania i duchy, które śledzą bywalców lasów na Suwalszczyźnie żółtymi ślepiami.

,,To miejsce to gniew. Gniew jest tym miejscem.’’

To właśnie ten las najbardziej mnie urzekł. Motyw lasu to jeden z moich ulubionych, jeżeli chodzi o osadzenie akcji i symbolikę. To też stosunkowo rzadki okaz w zalewie mainstreamowej tandety amerykańskiego plastiku i zatłoczonych miast. Literatura grozy i fantastyka utrzymana w konwencji Gałęziste jest mile widzianą mniejszością, lawirującą między rodzimymi słowiańskimi bóstwami i historią Suwalszczyzny z jej mrocznymi podaniami. Autor rozbudował zaplecze historyczne i topograficzne. Nie da się tego nie zauważyć i nie docenić.

Odrobinę gorzej wypada część merytoryczna i stylistyczna. O religii się tutaj mówi i na jej temat toczą się kłótnie wbrew porzekadłu, że tego tematu lepiej w towarzystwie nie poruszać. Ciężko jednak tego uniknąć, kiedy Karolina jest osobą wierzącą i praktykującą, a przede wszystkim szczerze wierze oddaną, a Tomek przedstawia się jako dumny ateista, kierujący się w życiu logiką i niepodważalnymi prawdami; pogrubia kontury wykreowanej w ten sposób tożsamości i nie bez emocji wytyka innym błędy, którymi obarczona jest wiara. Te dyskusje toczą się między naszą parą, ale nie tylko, przenoszą się też pomiędzy inne postacie. I niestety, są dosyć płytkie i jałowe. Chwilami czułam się, jakbym napotykała rosnącą frustrację dwójki dzieciaków, które powtarzają zasłyszane i wytarte frazesy i atakują, kiedy ich kulawe argumenty okazują się zanadto chwiejne. Biorąc pod uwagę to, że religia krąży między peryferiami a centrum; nawet jeżeli nie ma jej na widoku, wyczuwamy ją za plecami bohaterów, oczekiwałam lepszego przygotowania w tym temacie. Dyskusji będącej czymś więcej niż przepychanką i argumentów, które nie są banałami.

Drugą rzeczą, na której ogromnie się zawiodłam, mimo tego, że to debiut, a debiutom wybacza się więcej, był styl. Nazbyt prosty i przerysowany w swojej potoczności, jak dla mnie zwyczajnie nienaturalny. W pewien sposób broni się tym, że bohaterami jest para nastolatków, więcej, para, która często się kłóci. Kłótnie nastolatków obfitują w wulgaryzmy charakterystyczne dla chwil uniesienia i skrótowce językowe, to fakt. Młodzi dorośli znają jednak elementarne zasady języka polskiego i nie zachowują się jak rozkapryszone nastolatki w szczycie dojrzewania obrażone na cały świat oprócz picia, imprez i eksponowania innym swojego niezadowolenia ludźmi i światem. Zazwyczaj. Rozumiem, że bohaterowie byli młodzi; byli też w wieku, który pozwalał na nieco inną narrację oraz warstwę dialogową. Myślę, że każdy rozsądzi podług siebie, czy postacie w tym wieku to więźniowie stereotypowych nastoletnich prawideł czy niekoniecznie.

,,Ten paradoksalny stan spowodowała istota, która wyszła z jeziora i podążała za nią krok  w krok.(…) Wtem to usłyszała. Ten bulgotliwy głos, który rozległ się przy niej. Jednocześnie kwiecisty i szarmancki.’’

Fabuła za to zaskakuje i cały czas się nadbudwuje. Nawet, jeżeli pozornie nic się nie dzieje, należy czytać uważnie, bo dygresje wynikłe  z rozmów i opisów prowadzą nas potem do osiowych wydarzeń, mimo, że to czasem pojedyncze akapity. Trochę jak z drzewem, ważny jest nie tylko gruby pień, ale najcieńsze witki gałęzi. Umiejętnie nakreślona, z zaskakującą wprawą powyginana, potrafi czytelnika zaskoczyć, co nie zawsze udaje się autorowi przy pierwszej książce. Pewne schematy są znane; ale umówmy się, mówiliśmy o tym, że trudno tego uniknąć i niekoniecznie jest to czymś złym. Zwłaszcza jak stare miesza się z nowym.

Gałęziste tytułuje się grozą; ale z równym powodzeniem wypadają jako dreszczowiec czy paranormalny thriller. Balansują na granicy javy i snu. Schizofrenicznych majaków, delirium i przerażenia młodych ludzi. Tutaj las jest autonomicznym bytem, bytem świadomym, a człowiek… tylko gościem, który nie zna reguł. Ani dróg. Wchodzi do tego lasu, a tam… już ktoś, coś, rezyduje. To las i Suwalszyzna spisują historię. I losy.

Książka nie jest wolna od debiutanckich znamion. Nie jest też wolna od, miejscami irytująco, uproszczonej warstwy stylistycznej i silnie statecznych fragmentów. Ale autor zwodzi czytelnika, a niepokój zaczepia o niego jak gałęzie o ubrania bohaterów. Wchodząc do lasu, wchodzimy w rejon słowiańskich bóstw i pomylonych dróg. Z powodzeniem możemy krążyć po nich do samego końca.



Za egzemplarz dziękuję serdecznie 
Wydawnictwu Vesper



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz