czwartek, 31 października 2019

Psychoza, Robert Bloch





Powieść Blocha w pewnym sensie po wypuszczeniu na rynek pisała swoją historię sama. Zainteresowanie jakie wzbudziła – i wciąż budzi – pozwoliło jej na wykrojenie wokół siebie szerokiej niszy w popkulturze. Tak szerokiej, że zdziwię się, jeżeli ktoś o Psychozie nie słyszał. Zwłaszcza po filmowej adaptacji Alfreda Hitchcocka. Reżyser, wówczas w szczytowym punkcie swojej kariery, zobaczył w  Psychozie coś, co wymykało się innym. To coś ukoronowało jego, dotąd i tak, bujną karierę filmową. Niekonwencjonalne rozwiązania, temat, który zainspirował go do wcześniej nieużywanych narzędzi. Hitchcock na nowo oddał głos Psychozie; być może ten głos nigdy nie przycichnie, bo kiedy wydaje się, że nie da się więcej, nadal zdarzają się nowe opracowania. Adaptacje. Opinie. Psychoza nieprzerwanie robi na czytelniku wrażenie.

A przecież to niepozorna dwustu stronnicowa książka. Myślę, że nie ma co zdradzać fabuły- być może jednak znajdzie się ktoś, kto nie miał jeszcze okazji obcować z tym tytułem w żaden sposób. Jestem jednak zmuszona uchylić rąbka, bo inaczej o studium przypadku się nie da. Wydarzenia skupiają się na postaci Normana Bates’a, mężczyzny w średnim wieku, który prowadzi podupadający motel wraz z matką. Budynek zatrzymał się w czasie i wybudowana autostrada przyczyniła się do tego, żeby jeszcze mocniej go tam osadzić. W ten bąbel czasowy wpisze się Mary- kobieta zmęczona i rozgoryczona pracowaniem na innych, niepowodzeniami i wyrzeczeniami- kiedy do jej rąk trafia czterdzieści tysięcy dolarów, które jej szef przeznacza na ślub córki, coś w niej pęka i kilka godzin później, zamiast do banku, pędzi autostradą.

Konfrontacja Mary i Normana w pełni uświadamia nam specyfikę tego drugiego. Zmarznięta, zaproszona na kolację Mary okazuje się pierwszą kobietą, z którą Norman Bates zasiadał do stołu. Pierwszą kobietą z którą nawiązał tak intymny stosunek- bo tym właśnie była dla niego wspólna kolacja.  Nieobyty w kontaktach i ulegający silnym emocjom Norman zdradza się, że jego matka była przeciwna temu spotkaniu i kobiecie pod ich dachem. Ten dorosły mężczyzna wciąż pozostawał pod jej wpływem i protekcją. Zdefiniowany jako maminsynek i nieudacznik, nigdy nie wszedł w relację z kobietą, nie trzymał alkoholu w mieszkaniu, nie czuł potrzeby wyprowadzki, usamodzielnienia się i autonomii. Matka uznaje Normana za życiową niedojdę, niepotrafiącą poradzić sobie z niczym. Okazuje się jednak, że ta relacja jest bardziej zawiła i działa dwustronnie. Oprócz tego, że Norman przytakuje matce i widzi siebie jej oczyma, to opiekuje się też starszą, schorowaną kobietą i przejmuje rolę zdecydowanego opiekuna. No i wbrew protestom matki w domu jednak znajduje się alkohol.

Na tym pozwolę sobie się zatrzymać; na zalążku zarysu człowieka z zaburzeniami psychicznymi, Mordercy. Trzymając się założenia, że znajdzie się tu osoba, która ukryła się przed ekspansywnym wpływem Psychozy, nie zdradzę kto stracił życie i jak dalej potoczyła się fabuła, ale ciężko byłoby przejść dalej, nie nazywając rzeczy po imieniu.

Coś się kryło za tymi poprawnymi manierami i przyjacielskim uśmiechem, i nareszcie pojęła co to jest. Agresja.

Zbrodnia, która rozleje się na kartkach książki inspirowana jest autentycznymi wydarzeniami, a konkretniej zbrodniami, które popełnił Ed Gein z miasteczka Plainfield w stanie Wisconsin. Policja przypadkiem odkryła w domu tego młodego, powszechnie lubianego mężczyzny kolekcję ludzkich narządów, pochodzących od jego ofiar. A to dopiero ułamek czynów, których się dopuścił… Ale pozostawiam to waszej wyobraźni i dociekliwości. Zanim więc, czytając tę książkę, załączy się wam lampka, która zamiga ostrzegawczo ,,to fikcja, tak nie można, to się nie dzieje’’. To się dzieje. Tak można. Podobne rzeczy się zdarzały. Dzieją są. I prawdopodobnie będą się zdarzały.

To co najbardziej znamienne w tym tytule, to fraktalna osobowość Normana i narracja, która czytelnika po tej złożoności oprowadza. Informacje są stopniowane; czytelnik przyzwyczaja się do jednego kadru i dopiero wtedy wyświetlany jest kolejny. Nie od raz wiadomo, że Bates jest kimś więcej niż nieudacznikiem w średnim wieku. Sympatycznym maminsynkiem. Kiedy czytelnik zbuduje sobie względnie stabilny  i spójny obraz jednego kadru, wyświetlany jest następny i poprzedni odzyskuje sens dopiero w połączeniu z kolejnym. Pozwala to na analizę i nadbudowę, nie rzuca go na głęboką wodę tematu, w którym potrzebna jest wiedza i pewien rodzaj okrzepnięcia. Zaburzenia psychiczne to delikatna materia i Blochowi udaje się z powodzeniem manipulować jej ilością.

Czym jest wyobraźnia i jak ją odróżnić od zwykłych myśli? I czy nie jest równie właściwym sposobem odczytywania rzeczywistości, jak odczuwanie zmysłami?

Analogicznie ten zabieg buduje równolegle atmosferę grozy. Bo czytelnik doskonale zdaje sobie sprawę, że na coś czeka, tylko nie wie dokładnie na co. I bardziej nawet od wiekowego motelu, który zatrzymał się w czasie, lękotwórczego w swojej idealnie zachowanej starzyźnie, bardziej od burzowej nocy i lokalizacji na uboczu, czeka i boi się tego, co Norman Bates ma w głowie. To ten rodzaj grozy, który pochodzi od człowieka i siedzi w człowieku. Każdy z nas ma go w sobie i boi się, że wylezie na wierzch. Nie pozwolenie mu na wylezienie od razu w całości trzyma czytelnika w stanie czuwania do samego końca obok pytania z kryminalnej zakładki: kto zabił i dlaczego?

Tutaj nie trzeba lawirować między grozą, kryminałem a psychologią. Nie znajdziecie tu elementów zbędnych, rozwleczonych dygresji czy wyszukanych środków stylistycznych. Wszystko precyzyjne i wszystko po coś- elegancko spójne. Celowość, prostota i skondensowanie są idealną ramą dla skomplikowanego tematu, pozwalając mu w pełni wybrzmieć. Cała reszta to tylko, co prawda gustownie dobrane, ale nadal rekwizyty.

Bloch z wyczuciem stworzył powieść, która inspirowała kolejne twory i pokolenia twórców. I opiniotwórców. Pokazał, że można z powodzenie skupić się na postaci mordercy, stopniowo wprowadzając czytelnika w jego umysł i obnażając kolejne niuanse. Oddał miejsce studium postaci i zaburzeniom psychicznym, z których teraz tak hojnie się korzysta. Z jakim skutkiem? Zależy kto i jak to odczyta.

Wyrwa w popkulturze pod naporem Psychozy jednak otwarła się znaczna i wciąż wpada w nią wielu śmiałków.


Za egzemplarz dziękuję serdecznie 
Wydawnictwu Vesper




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz