niedziela, 8 grudnia 2019

Coś, John W. Campbell




Zapytana o definicję ,,dobrego’’ horroru, nie wiem czy potrafiłabym wypunktować, co groza mieć powinna, żeby pretendować do tego miana; bo przecież jedni wolą zabójcę zza rogu, a drudzy zjawiska paranormalne. Wiem za to, co mi się nie podoba. Tak jak wiem, że krew sikająca na ekranie to tandeta i zasypiam na filmie jeszcze szybciej niż zwykle. I obraz grozy pisanej również powoli mi się klaruje. Nie jest jeszcze na tyle przejrzysty, żeby wypunktować, ale wystarczająco wyraźny, żeby o nim opowiedzieć.

Możecie kojarzyć Coś z filmowej wersji: Istota z innego świata albo remaku o tytule pierwowzoru. Doszły mnie słuchy, że sporo osób kojarzy- ja nie kojarzę i nie czuję się zobowiązana. Za to czułam się, żeby nadrobić opowiadanie, tak naprawdę, kultowe w obrębie grozy i science fiction. Zwłaszcza, że wydawnictwo Vesper jak zwykle stanęło na wysokości zadania; zakasało rękawy, poobcierało knykcie i nabawiło się pylicy, grzebiąc w materiałach, ale oddało w nasze ręce, po raz pierwszy opublikowane w całości, sławetne campbellowskie opowiadanie. Nie oszczędziło przy tym porządnego przekrojowego wprowadzenia i posłowia. Dorzuciło groteskowe ilustracje Komudy i mamy. Coś.

Fabuła jest nieskomplikowana, ale pozwolę sobie powiedzieć i napisać, efektowna. Grupka naukowców stacjonująca na Antarktydzie, podczas prowadzonych badań trafia na niezwykłych rozmiarów statek uwięziony w warstwie wiecznego lodu. Ale to nie statek wywołuje wśród naukowców; mężczyzn okrzepłych, przyzwyczajonych do surowych warunków i o ostrych umysłach największe poruszenie i uczucie niepokoju, a istota, która prawdopodobnie była jego pilotem i zachowała się w pierwotnej formie dzięki temperaturze.

Kuriozum niesie za sobą przewagę negatywnych emocji, co wydaje się stosunkowo dziwne w kontekście grupy badaczy, którzy odkrywają nowa formę życia, do tego, zdaje się, wyraźnie niepochodzącą z ziemi, która przyleciała statkiem o wysokim poziomie technologicznym i konstrukcyjnym. Coś jednak w owej istocie, jej spojrzeniu, powykręcanej anatomii niepokoi mężczyzn pomimo tego, że tkwi w lodowym bloku.

,,Nic, co kiedykolwiek wydała Ziemia, nie pałało okrucieństwem tak bezlitosnym jak nienawiść widoczna w tych trojgu oczu, tego jestem pewien.’’’

To jedna z tych książek, a właściwie opowiadań, przy której mam poczucie, że czytałam lepsze pozycje, jeżeli chodzi o literaturę grozy i nie będę kłamać, że jest inaczej. Jednocześnie nie mogę powiedzieć, że jest zła. I jeszcze mogę dorzucić wyjaśnienie, czemu widzę ją i mówi się o niej w kontekście pozycji kultowych.

Specjalistycznego żargonu naukowego używanego w science fiction większość z nas nie rozumie i rozumieć nie będzie. Czy to pięćdziesiąt lat temu, czy jeżeli pomyślimy o naszych wnukach. Świat się zmieni- to pewne, dzieje się to cały czas i każde następne pokolenie zostaje rzucone w cyklon nowej technologii. A Antarktyda jak stała, tak będzie stała. W optymistycznym założeniu. Abstrahując jednak od przyszłej katastrofy klimatycznej, Campbell wypolerował swoje opowiadanie i czas się od niego odbija. Dał mu najlepsze, co mógł. Niezależność czasową właśnie. Niezależność od epoki, mody i nurtów jakichkolwiek. Zamroził je jak coś w lodzie. I tak czytamy i nie mamy wrażenia, że to niemodne, że teraz piszę się inaczej i w ogóle to na wokonadzie są magowie, bo wampiry to też już nie ten sezon. Nie. Coś sobie trwa. Nieprzerwanie dobre.


,,Śniło mi się, że to dziecko natury, jak Blair określił tę istotę, jakimś cudem zachowało swoje ślimacze życie. Że z grubsza rozumiało wszystko, co działo się dookoła niego, cały ten nieskończony bezkres czarnych nocy polarnych i słonecznych dni na przestrzeni stuleci spędzonych w pułapce. Ślimacze życie, które odrodziło się wraz z naszym przybyciem i nie zgasło mimo rozłupanej czaszki. Do tego nieludzka, absolutnie nieludzka nienawiść i determinacji.’’

Pytanie czemu takie dobre. Oprócz tego, że Campbell zamroził swoje opowiadanie na podobieństwo monstrum znalezionego w lodzie. Pewna umiejętność obcego budzi w załodze lęk gorszy niż jego poczwarny wygląd. Wyzwala pierwotne instynkty i paranoiczną nieufność wobec drugiego człowieka, który do tej pory był członkiem załogi, z którym piło się, jadło konserwy i grało w karty pomiędzy odczytami wskaźników, a teraz nie wiadomo czy to ten sam człowiek. Czy może wróg w znajomej skórze, w swojskich ruchach i wytartych gestach. Kogo osądzić a kogo wyeliminować z grona podejrzanych? W przeciwieństwie do wiecznej zmarzliny psychika ludzka okazuje się bardzo krucha i niestabilna.

Być może podobne rozwiązanie byłoby nużące w przypadku powieści; czegoś pełniejszego objętościowo, ale w formę krótką wpasowało się pod wymiar. Jedna właściwość, informacja, która zadziałała jak katalizator i przeciągnęła akcję szybkim ruchem. Tutaj nie było miejsca na wytracanie rozpędu i skręcanie na boki. To o zostało wprawione w ruch kręciło się do końca jednostajnym ruchem i z gracją wyhamowało; nic nie chybotało się w trakcie.

I tak samo stoi całość. W niektórych aspektach kultowa i wytrawna w innych dosyć przeciętna, ale cały czas równa i miarowa. Ciężko jest mi sobie wyobrazić sytuację, w której ktoś mówi, że to książka zła, bo tak. Argumentów, czemu jest dobra, jest zwyczajnie zbyt wiele. Myślę, że warto ją znać, bo na takich klasykach opiera się wiele współczesnych dzieł. A za gmachami stoją koncepcje, ludzie no i czasami zaprzedanie duszy. Ale zaplecze często jest ciekawsze niż sama scena.


Za egzemplarz dziękuję serdecznie
wydawnictwu Vesper!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz