Za feminizmem stoję w stabilnym
rozkroku, ale przyznaję, że momentami drętwieją mi już nogi. I ten skurcz
obejmuje również literaturę. Obserwuję tendencję wzrostową, jeżeli chodzi o
książki, w których kobiety ośmielają się zabrać głos. Przed światem, ale też,
co równie ważne, zwracają się do siebie nawzajem. Te książki są dowodem, który
kobiety wkładają nam w dłonie; za książką kryje się dłoń w dłoni, wiele takich
spoiw.
Aczkolwiek lista tematów, które
wymagają poruszenia; od nierówności płac, przez niuanse językowe do przemocy
seksualnej. Momentami odnoszę przytłaczające wrażenie, że w żadnym obszarze miejsce
nie jest wyznaczone po równo. Bo nawet jeżeli nikt mnie nie popycha, to okazuje
się, że popycha kogoś innego. A ja to obserwuję.
Niektóre z tych tytułów niosą
potencjał dydaktyczny, aktualnie tak przez czytelnika pożądany; napisane
prosto, ale poruszające stosowne kwestie. Inne są pogłębione, z zapleczem
naukowym i statystką, której nie da się zapomnieć. Zmieniają coś w człowieku.
Jako czytelnik mogę pozwolić sobie na płacz, tupanie nogą, nadymanie się i
niezgodę na świat. To moja niezgoda i co
z nią zrobię, to będzie. Można te emocje podtykać, jeżeli sięgamy po
młodzieżówki, obyczajówki czy non-fiction. Ale reportaż a to do siebie, że
czytelnik emocje sam musi wyhodować. Nie można mu ich zaszczepić.
Przez tę książkę przejść bez
emocji, to jak przejść przez pustynię bez wody- przegrana sprawa. Na pustyni
człowiek dorobi się chociaż malowniczych halucynacji, po przeczytaniu Honoru:
obniżonego nastroju co najmniej do końca wieczoru. Stajemy pośrodku salonu
rodziny, teraz niepełnego i zakurzonego, bo rodziny już nie ma. Rahman, Aisza i
Amina są zbroczonymi krwią cieniami, cielesnymi i oderwanymi, niewidzącymi
miejsca, gdzie mogliby zacumować łańcuch bycia.
Co kieruje ojcem, który zabija
dzieci, żeby odzyskać honor rodziny? Za przewinę miłości; uczucie starszej do
innej kobiety i zatajenie tego faktu przez młodszą. Jakbyśmy się starali,
eklektyczna ludzka mozaika to oksymoron. Na niektórych zgięciach się nie
łączymy i koniec, a łączenia kultur zgrzytają w sposób, który doprowadza
człowieka do ryku. W kulturze, w której promujemy łagodne, pełne zrozumienia wychowania,
a jakiekolwiek przejawy fizycznej agresji są postrzegane jako patologia, ciężko
jest zwizualizować sobie zaplanowany i ukierunkowany mord naszych dzieci. Za co? W Jordanii seks pozamałżeński sprowadza
hańbę na całą rodzinę. Stosunki homoseksulne sprowadzają hańbę na całą rodzinę.
Niemoralne prowadzenie się kobiety sprowadza hańbę na całą rodzinę. Kiedy my
używamy tindera, w Jordanii podanie przez kobietę numeru telefonu obcemu
mężczyźnie postrzegane jest jako ujma.
Autorka wychodzi na moment poza
obręb rodzinnej historii i próbuje umiejscowić zabójstwa honorowe w kontekście zunifikowanego
społeczeństwa, religii i kultury. Trafia na mur przerzucający się z jednej
strony twardym, bo bezpiecznym tradycjonalizmem i twardym, pchanym siłą rozpędu
postępem. Niektórzy w obliczu niebezpieczeństwa i zawodu areną międzynarodową chowają
się pod bezpiecznym, znanym dachem, drudzy ten dach przebudowują. Sytuacja
patowa, kiedy te dwa typy spotykają się pod jednym Dachem i pat zostanie
przełamany na korzyść jednej ze stron. Tutaj nie doczytamy o kompromisach.
Małe dzieci są oswajane z przemocą
i nauczone są, że za podobnymi czynami stoją pewne pobudki, które należy
sankcjonować. Nie trzeba już szukać usprawiedliwienia, bo słuszność została
głęboko ufundamentowana.
Wykonawcy zabójstw honorowych
czują jedna coś obok oczyszczenia i dumy z powodu powrotu honoru i wyzwolenia
od wstydu. Wystarczy popatrzeć na nich we właściwym momencie. Jest to jednak konstrukt zbyt złożony, żeby
ktoś z zewnątrz prześledził jego strzałki, a w szczególności ich groty.
,,Wyrzuty
sumienia, wszystko to, co bolesne i trudne,
skomplikowane lub niejednoznaczne , można było wymienić na honor. To czyniło z
honoru rzecz najcenniejszą na świecie. Coś, czego warto było bronić- za wszelką
cenę. ‘’
Autorka przyciąga do nas rant
sytemu, w którym kobiety zamykane są w więźniach w ramach ochrony przed
oprawcą, zamiast niego. Gdzie gwałt jest dla kobiety hańbą a nie krzywdą. Lene
Wold stanęła przed dychotomią, której oba końce okazały się zbyt duszne.
Musiała opowiedzieć o traumatycznych wydarzeniach, które są częścią kultury i
powszechnej tradycji w Jordanii, jednocześnie nie rozciągając jej na każdego
członka społeczności. Musiała wysłuchać, przedłużyć odpowiedź pytaniem i nie
oceniać, żeby czytelnik również mógł wysłuchać. Dysonans kulturowy okazał się
jednak rozpadliną nie do przeskoczenia, tym głębszą, że autorka jako kobieta
mogła bardziej angażować się i współodczuwać tragedię ofiar.
Jak sama przyznaje jej stosunek i
emocje stały się bohaterami książki, bo nie potrafiła inaczej. Jestem w stanie
ją zrozumieć, spojrzeć ze środka wydarzeń i kultury w której się znalazła.
Wdzięczna jestem za kawałek kultury, który przybliżyła czytelnikowi i
zasygnalizowała, co się w tym kawałku dzieje i jak trudno coś z tym zrobić.
Ułomność systemu idzie w wyścigi z ułomnością ludzką. Niemniej jednak, pomimo wdzięczności
i radosnego zmęczenia kolejną lekturą na głos kobiecy, zabrakło tu miejsca na
ocenę czytelnika niepodyktowaną interpretacją autora, jaką charakteryzowała się
Missoula. Wewnętrza konstrukcja tematu nie pozwala na przeczytanie i ustawienie
się pośrodku, można się szarpać i miotać, ale stanąć nieruchomo- nie. Autor
czytelnikiem dodatkowo szarpać nie musi.
Honor, Opowieść ojca, który zabił własną córkę,
Lene Wold, tłumaczenie Mariusz Kalinowski,
Wydawnictwo Czarne, 2020
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz