niedziela, 24 lutego 2019

Czerwień kości, Ann Cleeves




To już trzeci tom kultowej szetlandzkiej serii od brytyjskiej mistrzyni suspensu, a moje uczucia ciągle się przekształcają. Jedno jest jednak pewne. Jestem pełna podziwu, jak pewnie autorka balansuje na cieniutkiej linie zawieszonej pomiędzy owym suspensem, a znużeniem.

Tym razem przenosimy się do Whalsay, gdzie młoda kobieta pracująca przy wykopaliskach, odkrywa ludzkie szczątki. Wieść budzi niepokój mieszkańców Szetlandów, zwłaszcza, że nikt nie wie, z jakiego okresu pochodzi szkielet.  

Niedługo później dochodzi do morderstwa, a detektyw Jimmy Perez rozpoczyna śledztwo. Wkrótce okazuje się, że wyspiarze odseparowani od świata morską pustką skrzętnie chronią swoje tajemnice.
Kiedy detektyw przygląda się ludziom zamieszanym w sprawę, odkrywa rozgrywający się od pokoleń konflikt pomiędzy dwoma rodzinami. W końcu ginie kolejna osoba, a wyspę spowija gęsta mgła, która podobnie jak mieszkańcy, utrudnia prowadzone śledztwo.
Perez musi rozwiązać sprawę, zanim oprawca znów zaatakuje.

Hattie od dzieciństwa ulegała obsesjom i teraz poczuła, że miejsce to rzuciło na nią urok.

Moje uczucia wobec tej serii nieustannie fluktuują. Tak jak mówiła, linia pomiędzy nudą, a planowanym wstrzymaniu biegu akcji jest dosyć chwiejna. Przyznam, że podczas czytania zdarzyło mi się książkę na chwilę odłożyć, bo całość zdawała mi się zbyt rozciągnięta. Zaraz jednak brałam się za nią z powrotem, ponieważ byłam ciekawa, co będzie działo się dalej. Kto za ty wszystkim stoi.

Po lekturze wszystkich trzech części, mogę śmiało powiedzieć, że każda do złudzenia przypomina pozostałe dwie. A jednak tęsknię, tęsknię za bohaterami i za poufałą atmosferą Szetlandów oraz ich mieszkańcami, umiejętnie skrywającymi swoje tajemnice w  tych klaustrofobicznych warunkach. Wzorem detektywa, nie mogę się powstrzymać od ciekawskiego zaglądania w życie wyspiarzy. Autorce udaje się związać czytelnika z postaciami, które są maksymalnie ludzkie. Autentyczne. I ułomne. Czytając, zachodzimy w głowę, który z tych zapracowanych, znających się od zawsze ludzi zabił.

Fabuła tej części, podobnie jak poprzednich, oscyluje wokół zawiłych relacji między mieszkańcami, ale dopiero tutaj osiąga apogeum. Zdaje się, że zbrodnia jest zawieszona między dwoma zwaśnionymi rodzinami, chociaż Perez nie potrafi odnaleźć nici wspólnej dla morderstwa i konfliktu. Ludzie, owszem, wspierają się i wykazują życzliwością, ale są też chciwi, zazdrośni. Mają wielkie marzenia i jasne plany. Tutaj wszystko rozgrywa się między roszczeniami, stanem zastanym i niecichnącymi duchami przeszłości.

Po raz pierwszy na przedni plan wysuwa się też Sandy, nierozgarnięty policjant, kolega Pereza. Okazuje się jednak, że młody chłopak, oprócz tego, że pragnie nieskomplikowanego życia; wizyt w pubie z kolegami i miłej dziewczyny, potrafi ruszyć głową. Perez angażuje go czynnie w akcję, tak jak nigdy dotąd i obydwaj odkrywają, nie bez zdumienia, że Sandyego stać na odrobinę empatii i wyczucia. Rozdziały z jego niespokojnymi, prostymi przemyśleniami okazały się trafnie dobranym kontrastem dla zamyślonego, powolnego Pereza, który standardowo zbyt osobiście angażuje się w sprawę. Współczuje ofiarom i nie tylko, mając ochotę pytać o więcej niż wymagałaby tego sprawa. Składając uzyskane informacje kawałek po kawałku, metodycznie wywleka prawdę do wierzch.

Nastrój na wyspie tężeje jak gęsta mgła, która ją wypełnia. Autorka po raz kolejny manipuluje nastrojem poprzez aurę wyspy, wzniecając delikatny niepokój mieszkańców i czytelnika. Czy to za sprawą śniegu, nocy, która przenika się z dniem czy snującej się mgły. Warunki panujące na wyspie podbijają obawy mieszkańców i eksponują napięcie, które nie wzrasta, ale zdaje się powoli rozciągać.

Mgła wciąż wisiała tak nisko, że niewiele widzieli poza murem portu. Łodzie rybackie z ich wielkimi wyciągarkami i antenami przekształciły się w sylwetki potworów morskich o najeżonych kolcami grzbietach i zębatych paszczach.

Zdaję sobie sprawę, że jeżeli wydany zostanie kolejny tom, to będzie łudząco podobny do poprzednich, a jednak na pewno po niego sięgnę. Nieśpieszna atmosfera i poufała atmosfera wyspy sprawiają, że wsiąkać w lekturę i tęsknię za bohaterami. Aczkolwiek, tak samo jak przy poprzednich tomach odradzam lekturę fanom dynamicznej akcji, gdzie trup ściele się gęsto, a detektyw jest przystojnym gburem. Perez jest skuteczny i miły, ale to miły gość. A pomiędzy mieszkańcami Szetlandów tkwią małe zadry, które jątrzą się i wybijają na powierzchnię, ale nie wielkie dramaty. 


Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu


8 komentarzy:

  1. Bardzo chciałabym przeczytać jakąś książkę tej autorki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam, nie czytałam wcześniejszych i póki co jakoś nie mam ochoty...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wykopaliska i wyspy to musi być doskonałe połączenie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow. Szetlandzka seria? Brzmi jak coś zupełnie w moim guście.

    OdpowiedzUsuń
  5. Najpierw musiałabym poznać poprzednie tomy, by wziąć się za ten, a – niestety – nie mam na to czasu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejna na mojej ''chciejce'' :)
    Pozdrawiam,
    Kasia z bloga - https://kasiabiblioterapia.blogspot.com

    Fajna nazwa ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam dokładnie te same odczucia :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń